5,5 mld w siedem miesięcy!

Wyszliśmy na swoje! Według niepełnych jeszcze danych saldo wzajemnych rozliczeń z Unią Europejską jest dla nas korzystne. W 2004 r. wzięliśmy z unijnego budżetu dwa razy więcej pieniędzy niż sami wpłaciliśmy. W sumie jesteśmy do przodu o blisko 5,5 mld zł.

Nie spełniły się kasandryczne wizje eurosceptyków, którzy zapowiadali, że Polska stanie się płatnikiem netto do unijnego budżetu. Zwolennicy integracji zaprzeczali tym prognozom, ale sami byli pełni obaw, czy rzeczywiście uda nam się wyjść na swoje. Powody do niepokoju były jak najbardziej zasadne. Wchodząc do Unii wiedzieliśmy bardzo dokładnie, ile musimy wpłacić do wspólnej kasy, natomiast wiedzę o spodziewanych profitach mieliśmy bardzo mglistą. Na kwoty odprowadzane do budżetu UE składają się: 75 proc. wpływów z cła, opłata cukrowa, część podatku VAT oraz wpłata obliczona na podstawie Produktu Krajowego Brutto. Razem - 5,18 mld zł.

Reklama

Co do transferów w drugą stronę, z Brukseli do Polski, mogliśmy być pewni tylko pieniędzy z tytułu rekompensaty budżetowej (490 mln euro, czyli 2,19 mld zł). Pozostałe środki wydawały się równie osiągalne, jak Inflanty Onufrego Zagłoby.

Zacznijmy od tego, że w ramach członkostwa należały nam się następujące subsydia: rekompensata budżetowa (jej celem jest stabilizacja naszego budżetu obciążonego wypłatami na rzecz UE), tzw. instrument Schengen, czyli środki na ochronę zewnętrznych granic Unii, środki przedakcesyjne (m.in. programy PHARE i SPARD), fundusze strukturalne (m.in. na modernizację obszarów wiejskich, wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw, politykę regionalną), fundusz spójności (po połowie na: politykę transportową oraz ochronę środowiska) oraz fundusze wspólnej polityki rolnej (system dopłat dla rolników). Razem - 13,727 mld zł. Tyle rząd zapisał w budżecie na 2004 r.

Realizacja planów zależała od nas samych. Znaczna część funduszy unijnych to pieniądze przeznaczone na współfinansowanie różnych programów po części przez Unię i przez kraj członkowski. Bruksela wykłada zwykle 50 proc. sumy, ale resztę musi dołożyć druga strona: firma, czy samorząd. Przy czym do spółki dochodzi tylko wtedy, gdy projekt inwestycji jest właściwie przygotowany.

Dzisiaj możemy powiedzieć, że operacja "absorbcja unijnych funduszy" powiodła się. Z 13 mld zł dostaliśmy 10,658 mld zł, czyli 77,64 proc. planowanej sumy. Są to dane na koniec listopada, więc wynik za całe osiem miesięcy obecności w UE może jeszcze się zmienić. Ale tylko na lepsze, gdyż w grudniu do budżetu państwa miały trafić środki z tytułu tzw. instrumentu Schengen - 103 mln euro.

Rachunek byłby też korzystniejszy, gdyby inaczej kształtował się kurs euro/złoty. Otóż transfery z Unii do Polski zostały przewalutowane według kursu z 31 grudnia 2003 r., a wtedy euro kosztowało 4,25 zł. My natomiast przeliczaliśmy wpłaty do wspólnego budżetu po kursie bieżącym znacznie mniej korzystnym, bo wynoszącym 4,70 zł.

W sumie udało nam się na Unii zarobić. Saldo wzajemnych rozliczeń za siedem miesięcy wynosi 5,477 mld zł.

INTERIA.PL/inf. własna
Dowiedz się więcej na temat: środki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »