Beneficjanci i przegrani wojny
Cały ten polityczny zgiełk wokół wojny w Iraku, podnoszony zarówno przez tych, którzy popierają działania administracji George Busha, jak i jej zagorzałych przeciwników, obrońców może nie tyle reżimu Saddama Husajna, co umiędzynarodowionego, dotychczasowego porządku świata, niczemu tak naprawdę nie służy.
Tym bardziej, że po obu stronach raczej zaklina się rzeczywistość, podnoszone argumenty są powierzchowne, a momentami wręcz prostackie. Tym bardziej wreszcie, że międzynarodowy porządek sprzed konfliktu, już jest historią.
Jeżeli walka będzie krótka i w jej wyniku skończy się groźna dyktatura, a w jej miejsce powstanie demokratyczny i dobrze zarządzany Irak, co stanie się impulsem dla demokratycznych przemian w regionie, okaże się (politycznie), że ONZ jest organizacją niezdolną do działania i tak naprawdę nikomu nie potrzebną, i (ekonomicznie) że kłopoty mają przeciwnicy polityki George,a Busha. Jeżeli zaś wojna będzie długa, ze wszystkimi tego konsekwencjami, sytuacja będzie dokładnie odwrotna: ONZ znowu będzie jedyną organizacją zdolną rozwiązywać problemy lokalne i światowe, a kłopoty będzie miał nie tylko Bush i administracja amerykańska, ale cała Ameryka, a może i cały świat.
Wobec tego pytanie o przebieg tego konfliktu i czas trwania, mimo jego - miejmy nadzieję - lokalnego zasięgu, jest kluczowy dla wielu dziedzin życia na całym świecie. Ot, choćby poczynając od tego, o co w tym wszystkim chodzi, czyli od ropy naftowej.
Zasobny w ropę, ale nieodpowiedzialny, nieprzewidywalny (można dołożyć jeszcze parę innych ...alny) Irak jest solą w oku nie tylko odbiorców i konsumentów tego surowca, ale i wielu producentów. Można się więc spodziewać, że szybkie zakończenie działań zbrojnych wszyscy przyjmą z ulgą. Po możliwym, okresowym i krótkotrwałym wzroście cen ropy wszystko wróci do normy, ceny spadną do niższych poziomów i będzie można usiąść do stołów i coś zaplanować. Głównym beneficjantem politycznym i ekonomicznym będą oczywiście Stany Zjednoczone, co natychmiast wzmocni walutę amerykańską. Przedsiębiorstwa dostaną kontrakty zbrojeniowe (bo zasoby trzeba odtworzyć), siedem naftowych sióstr dostanie nowe pola, co znajdzie odzwierciedlenie w wycenie ich akcji i ogólnych nastrojach giełdowych, te przełożą się na koniunkturę gospodarczą. W wyniku pewniejszej przyszłości, spadającego bezrobocia i większego bezpieczeństwa na świecie szybciej zaczną rozwijać się i inne gałęzie gospodarki, z turystyką włącznie. Nie oznacza to oczywiście, że świat będzie jedną wielką krainą szczęśliwości, nawet tylko gospodarczej, bo problemy pozostaną ale przybierają łagodniejszą postać.
Długi, krwawy, rozszerzający się na cały region konflikt, to scenariusz dokładnie odwrotny od opisanego powyżej. Tyle że nie ma beneficjantów, tracą wszyscy, a najbardziej najmocniej zainteresowani, czyli właśnie mieszkańcy Iraku i okolic.
I chociaż takie rozważania mogą wydawać się nadto cyniczne, szczególnie w obliczu spadających na Irak bomb, ludzkich tragedii, ale może właśnie takie muszą być by i tych bomb i tych tragedii było jak najmniej. Teraz nie pora na pytania: czy, ale: jak?