Ludwik Sobolewski: Wiele hałasu o nic? Nie, wprost przeciwnie
Spróbujmy się nie zapisywać ani do stronnictwa trumpistów, ani do antytrumpistów. Po prostu zastanówmy się nad kilkoma punktami przemówienia wygłoszonego przez Donalda Trumpa zaraz po złożeniu przez niego prezydenckiej przysięgi. Chociaż od razu trzeba dodać, że w tej nowej erze nie tylko słowa są ważne, ale też gesty, tło i tego typu okoliczności.
To właśnie najbardziej znaczący składnik tła całej uroczystości. A nawet nie tła, lecz pierwszej linii tego, co dzieje się i będzie się działo w Ameryce - a co za tym idzie na świecie. Ci wszyscy miliarderzy, których firmy determinują od dawna sposób, według którego przebiega nasza codzienność. Nikt już nie musi dywagować, że polityka dostarcza dekoracji, a tak naprawdę wiadomo, albo i nie, kto w ukryciu rządzi. Tu widać było wszystko jak na dłoni. Kwintesencję tego, co istniało już w kampanii wyborczej.
To nie jest dobrze, gdy władza polityczna mówi, że jakiś biznesmen jest wybitną postacią. Ale nie jest też dobrze, gdy w życiu publicznym dominuje hipokryzja. Świat według Trumpa jest pozbawiony hipokryzji. Jako zwolennik otwartego mówienia o tym, jak się sprawy mają, nie mogę tego nie docenić. Skutki gospodarcze i społeczne takiej postawy są obecnie niemożliwe do określenia, a więc ta zmiana podejścia zawiera w sobie istotne ryzyko wynaturzeń i degeneracji. Ale wolę żyć w świecie, w którym hipokryzja jest co najmniej na cenzurowanym, zamiast być głównym narzędziem społecznej komunikacji, a zwłaszcza komunikowania się rządzących z rządzonymi.
Budzi niepokój, a nawet niesmak prostackie podejście do spraw klimatu i ochrony środowiska. To hasło "drill, baby, drill", wypowiedziane w Kapitolu w orędziu w dniu prezydenckiej inauguracji. Ale prawdą jest też, że ideologiczne miazmaty, przekształcone w regulacje na temat ESG, wywołują sprzeciw. Zwłaszcza europejska głupota jest w tej dziedzinie porażająca.
Na rynku kapitałowym, na którym inwazja norm ESG przynosi najbardziej szkodliwe skutki dla biznesu (powodując zarazem bonanzę dla firm doradczych) jest to chyba najbardziej widoczne. Długo by o tym pisać i mówić. Dlatego gdy Trump mówi, że każdy Amerykanin będzie mógł nabyć samochód z takim napędem, na jaki ma ochotę (co notabene nie do końca musiało się spodobać Elonowi Muskowi, szefowi Tesli), to ja to kupuję w całości. Również dlatego, że w tym akurat momencie prezydent USA jest, być może mimowolnie, ekologiczny. To europejska biurokracja wytworzyła z gruntu fałszywy dogmat, że samochody elektryczne są bezpieczniejsze dla środowiska niż te z silnikami spalinowymi.
Zgadzam się z myślą Donalda Trumpa, że tylko głupek zrzeka się administracji nad takim newralgicznym szlakiem - czyli robi dokładnie to, co zrobił jeden z poprzedników Trumpa. Trąci kolonializmem, ale trudno. Natomiast gdy teraz słyszę, że w związku z tym, że amerykańskie statki i okręty wojenne są tam taktowane źle, a w każdym razie gorzej niż statki chińskie, Ameryka zabierze Kanał Panamie, to można zadać pytanie, w czym właściwie Trump różni się od Putina, uważającego oddanie Ukrainy przez Rosję za historyczny błąd? Być może tym, że, jak powiedział w orędziu czterdziesty siódmy (i czterdziesty piąty) prezydent USA, będzie on dumny z wojen, których nigdy nie rozpocznie. To zabrzmiało dobrze. Oby się udało.
Chyba najlepszy temat do memów z tego wszystkiego, co mówił Trump, z tym że to akurat nie w orędziu, lecz nieco wcześniej. Sam sobie z tego żartowałem, ale już przestałem. Bo okazuje się, że z tą Grenlandią sprawa jest bardziej skomplikowana. Po pierwsze, Dania ma tyle władzy nad największą wyspą świata, co kot napłakał. Tylko polityka zagraniczna do niej należy (swoją drogą, ciekawe jak intensywnie Grenlandia zajmuje jakiekolwiek miejsce w polityce zagranicznej Danii...). I Grenlandia jest dziś na pewno znacznie bliższa pełnej suwerenności niż jakiejś formie uzależnienia od Kopenhagi.
A poza tym, choć to właściwie kluczowe, ten grenlandzki temat nie jest wcale jakąś trumpowską ekstrawagancją i jego wymysłem. Bo już w pierwszej połowie XX wieku USA uznały wyspę za strategiczne miejsce na mapie. Wtedy powstała tam baza militarna, wtedy pojawiła się pierwsza solidna infrastruktura. To nie jest zatem trumpowska heca, tylko jeden z kierunków polityki USA od dziesięcioleci. Zawdzięczam tę wiedzę profesor Krystynie Szelągowskiej (przeciekawa rozmową z panią profesor w jednym dzienników kilka dni temu). Jak mawiają uczeni i poeci, rzeczy nie zawsze są takimi, jakimi się wydają.
Trump powiedział, że państwo będzie uznawało dwie płcie, męską i żeńską. Dostrzegam w tym grubą niekonsekwencję, bo skoro Trump jest wolnościowcem, to powinno być mu obojętne, czy płci są dwie, czy może jest ich dwadzieścia (zresztą zdaje się, że niektóre organizacje LGBT wyróżniają ponad sto płci). Ale rozumiem, że nie chodziło tak naprawdę o to, ile tych płci jest, lecz o to, ile z nich państwo będzie uznawać przy tworzeniu regulacji. To ma sens. Notabene chciałbym się dowiedzieć, kiedy w Polsce zostaną uznane związki partnerskie. Polskie wstecznictwo w tej dziedzinie jest dla mnie znacznie bardziej bulwersujące niż to, że Trump przy liczeniu płci liczy do dwóch.
I chyba wiem, dlaczego Donald Trump wygrał też głosowanie powszechne. W Polsce "szuflady pełne projektów ustaw" przygotowanych przez opozycję obejmującą władzę to zawsze była wierutna bzdura i propaganda (z wyjątkiem sejmu kontraktowego, ale wtedy mieliśmy Leszka Balcerowicza i jego ekipę, a to był fenomen). Natomiast w poniedziałek niemal osiemdziesięcioletni facet wygłosił w Kapitolu orędzie, zaraz potem pojechał do Białego Domu i podpisał stertę rozporządzeń wykonawczych. Których na pewno nie napisały krasnoludki, ani, co teoretycznie bardziej prawdopodobne od krasnoludków, algorytmy sztucznej inteligencji.
A zatem, to nie jest w tym przypadku tak, że, parafrazując powiedzonko o obniżaniu podatków w Polsce, jak władza mówi, że coś zrobi, to mówi. Władza naprawdę coś robi. Mało wykwintnymi metodami, to prawda. Poszła również do łóżka z oligarchami biznesu, ale coś się dzięki temu narodzi.
Ludwik Sobolewski, adwokat, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie, obecnie CEO funduszu Better Europe EuSEF ASI
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.