Co kusi Niemca w Polsce?

Niskie płace i tania ziemia wabi nie tylko wielkie niemieckie koncerny do Polski. Także coraz więcej mikroprzedsiębiorców zza zachodniej granicy szuka w Polsce szczęścia - podaje "der Spiegel".

Jednym z nich jest Wolfgang Bauer z Bad Mergentheim, który kupił w 1999 za 3 mln złotych 800-letni browar w Lwówku Śląskim (obecna nazwa firmy Browar Śląski 1209 r. Sp. z.o.o.). Nie był to okazyjny zakup, ponieważ w RFN przy granicy z Polską ceny nieruchomości są podobne. Wcześniej Bauer chciał inwestować w Dreźnie, jednak z 50 potencjalnych pracowników zaproszonych na rozmowę kwalifikacyjną zgłosiło się tylko trzech. "Idę z moimi pieniędzmi tam, gdzie oboje jesteśmy mile widziani" - mówi.

Browar był w bardzo złym stanie. Jednak Niemiec poradził sobie z osławioną polską biurokracją i szybko doprowadził go do porządku. Walka z biurokracją odbywała się za pomocą darmowego piwa. Władze lokalne, policja, straż pożarna, nawet śmieciarze - każdy otrzymał przydział. Wkrótce Bauer mógł sobie pozwolić na zwolnienie kilkunastu pracowników, związki zawodowe nie miały wtedy dużo do powiedzenia. Pierwszy wyleciał nadużywający alkoholu mistrz browarnictwa.

Reklama

W samym browarze było dużo do zrobienia - zamiast miedzianych przewodów do piwa częściowo stosowano dętki rowerowe, Bauer musiał wprowadzić także obowiązek używania mydła i rękawiczek.

Roczna sprzedaż piwa (głównie na Dolnym Śląsku) wynosi około 150 tys. hektolitrów. Piwo Bauera stało nawet na stołach w czasie częstochowskiego święta Czarnej Madonny - co jest najwyższym wyróżnieniem, jakie może otrzymać polski browarnik.

Innymi niemieckimi przedsiębiorcami, którzy spróbowali szczęścia w Polsce są Elisabeth i Urlich Kuester z Berlina. Nabyli w Polsce, w Łomnicy, ruiny dawnej siedziby ich rodziny. Jeden z budynków następnie przerobili na hotel, jeden z najpiękniejszych w okolicy. Nie obyło się jednak bez problemów. Ich polski partner, posiadający 51 proc. udziałów, został przez nich przyłapany na oszustwie. Ten zagroził im, że sprzeda swoje udziały warszawskiej mafii i dlatego musieli je wykupić po wygórowanej cenie. Później za ich pieniądze były wspólnik otworzył konkurencyjny hotel kilka kilometrów od nich.

Niemieccy rolnicy uprawiający szparagi ściągają polską siłę roboczą do swoich gospodarstw. Teraz jeszcze bardziej im się opłaca przenosić gospodarstwa do Polski. Podobnie mają się sprawy z uprawami jodełek na Boże Narodzenie. "Polscy robotnicy są tańsi i pracowitsi" - mówi Heinz Kirschner z Wimsheim koło Stuttgartu, który koło Zgorzelca uprawia drzewka. W 1995 roku zaczynał od 8 hektarów, teraz ma 33. Cena 1000 zł za hektar pola była niższa od rocznego czynszu dzierżawnego, jaki płacił w RFN za taki sam kawałek ziemi. Grunty te pod względem jakości nic się nie różnią.

W przedświątecznym okresie sprzedaje on 50 tys. drzewek, głównie do Saksonii. Cena wynosi 10 euro za sztukę, niemieccy hodowcy biorą średnio 5 euro więcej. Jego koszty produkcji jednak są o dwie trzecie niższe.

Wysoki popyt na miejsca pracy w Polsce sprawił, że Kirchner obniżył w ciągu roku stawkę godzinową z 8 do 6 złotych. Mimo to jego pracownicy nadal zarabiają wiele więcej niż wynosi polska płaca minimalna.

Kirchner jest także zadowolony z wolności, jaką cieszy się polski przedsiębiorca. "W Niemczech narzucono by mi urzędowo sposób nawożenia czy wysokość ogrodzenia, tu mogę robić co chcę" - twierdzi. Jego żonie tylko jedno się nie podoba - sąsiedzi opalają piece starym oponami, aby zaoszczędzić na węglu, przez co jej pranie przenika przykrym zapachem spalonej gumy, który długo nie może zniknąć.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ziemia | Der Spiegel | browar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »