Czy Musk zniszczy Twittera? Twórca serwisu bije się w piersi

Przejęcie Twittera przez Elona Muska oznaczać może – zdaniem ekspertów – dalszy ciąg wewnętrznego chaosu. Twierdzą, że być może poświęciliśmy najbardziej obiecujący tryb komunikacji online od dekad, a skupienie tak dużej władzy w ręku jednej osoby stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa informacji.

Transakcja, w wyniku której Elon Musk stał się właścicielem Twittera, nigdy nie powinna mieć miejsca? Tak przynajmniej uważa Jack Dorsey, czyli współtwórca tego serwisu, który powstał w 2006 roku jako warstwa konwersacji publicznej w internecie. 

Programista i pisarz Vijith Assar, zauważa, że w czasach pandemii Twitter funkcjonował jako de facto centrum globalnego systemu ostrzegania przez pandemię. 

- To zdumiewające, że jedna osoba stała się tego właścicielem. To jak posiadanie na własność całej poczty elektronicznej - zauważa.

Reklama

Zła pokojówka i zły miliarder

W dziedzinie bezpieczeństwa informacji istnieje pewien specyficzny rodzaj podatności na cyberataki. Znany jest on jako "atak złej pokojówki", w którym niezaufana strona uzyskuje fizyczny dostęp do ważnego sprzętu. Za przykład posłużył tu personel sprzątający, który wchodzi do naszego pokoju hotelowego, gdzie zostawiliśmy laptop bez opieki.

Zdaniem Assara, pojawiło się coś, co można określić mianem pewnej analogii - podatność jeszcze bardziej groźna i zdolna do niszczenia systemów i wycieku danych. - Nazwijmy to "atakiem złego miliardera". Bronią w tym ataku stają się pieniądze - dodaje.

Według Jacka Dorseya, w przypadku Twittera (i każdej innej platformy społecznościowej), powinny działać trzy główne zasady. 

- Media społecznościowe muszą być odporne na kontrolę korporacyjną i rządową. Tylko oryginalny autor może usunąć wyprodukowane przez siebie treści. Moderacja jest najlepiej realizowana przez wybór algorytmiczny - uważa Jack Dorsey. Czy tak się dzieje w przypadku Twittera?

Firmy są zbyt potężne?

 - Niestety nie. Ani Twitter w czasach, gdy go prowadziłem, ani Twitter dzisiejszy, nie stosują się do żadnej z tych zasad. Jest to wyłącznie moja wina, ponieważ całkowicie zrezygnowałem z forsowania ich, gdy w 2020 roku zaplanowałem swoje odejście - napisał Jack Dorsey.

Jego zdaniem, największym błędem popełnionym przez ówczesne kierownictwo platformy było inwestowanie w budowanie narzędzi dla pracowników, aby ci mogli zarządzać publicznymi rozmowami. Zdaniem Dorseya, tak naprawdę to użytkownicy powinni się tym zajmować. 

- Ogólnie uważam, że firmy stały się dziś zbyt potężne, co stało się całkowicie jasne w momencie, gdy doszło do zawieszenia konta Donalda Trumpa. Jak już mówiłem, zrobiliśmy wtedy właściwą rzecz dla biznesu spółki publicznej, ale bardzo złą dla internetu i społeczeństwa - podsumował twórca Twittera.

Niedopuszczalna ingerencja?

Fakt, że jedna osoba (Elon Musk) może uzyskać dostęp do wystarczającej ilości pieniędzy, aby wykupić całą platformę społecznościową, jest czymś niesamowitym samo w sobie. Przeciętnie zarabiający amerykański pracownik potrzebowałby ponad 790 tys. lat, aby zarobić 44 mld dolarów potrzebne do zakupu Twittera. To więcej czasu niż cała historia ludzkości.

Ale w wykupieniu Twittera przez Muska chodzi o coś więcej niż tylko o samo bogactwo. Chodzi o władzę miliarderów - a dokładniej o to, jak miliarderzy wykorzystują swoje bogactwo, by kupić władzę i kontrolować sposób, w jaki prowadzimy nasze prywatne i publiczne życie.

Krzysztof Maciejewski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Elon Musk | Twitter
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »