Felieton Gwiazdowskiego: Adam Smith o CPK w Baranowie
W politycznym szale plemiennym powiało nowością. Jest nią dyskusja o Centralnym Porcie Komunikacyjnym. Zaniepokoiło to Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Pierwszy rzucił swoim wyznawcom w mediach społecznościowych hasło, że "debata o przerwaniu budowy CPK jest bez sensu. PiS tej budowy przecież nawet nie zaczął. Równie dobrze można dyskutować o jakości elektrycznych aut Izera". Ha, ha, ha. Drugi wezwał swoich zwolenników do "szturmu na Sejm" żeby do niego wprowadzić panów Kamińskiego i Wąsika. Zwolennicy pierwszego od razu podchwycili, że ich nie interesują "opinie fanatyków" (każdy kto jest za budową portu jest "fanatykiem"), tylko "rzetelne analizy" (analiza jest "rzetelna" wówczas, jak jest krytyczna).
Pewien problem jest taki, że analizy o potrzebie budowy takiego portu powstały za jego poprzednich rządów. Pewnie były nierzetelne, skoro "tej budowy nawet nie zaczął". "Jak była to łąka, tak jest łąka" - oświadczyła osoba ministerialna od funduszy i polityki regionalnej.
A pewien artysta, na pewno inkluzywny obrońca postępu na świecie, równości i sprawiedliwości, skwitował, że "dzicy" wierzą w "kult cargo", "jak zbudują w dżungli lotnisko z patyków i liści, to metalowe ptaki przylecą z dobrobytem".
Artysta widać oczytany bo wie, że to na wyspach Oceanu Spokojnego niektóre plemiona wierzą w cargo ("kargizm"). Ten kult zaczął się na Fidżi. Dziś najbardziej rozpowszechniony jest w Melanezji. "Dzicy" malują tam na skałach samoloty, budują na łąkach coś na kształt lądowisk i rozpalają ogniska, żeby przylecieli do nich bogowie i przywieźli dary.
I tu się pojawia drugi problem, bo w 2012 roku, jak przylatywał do Polski pierwszy z zakupionych przez PLL LOT Dreamlinerów, to miały go przechwycić cztery F-16 startujące z bazy w podpoznańskich Krzesinach, by towarzyszyć mu od granic państwa do macierzystego lotniska na Okęciu. Ostatecznie "coś nie pykło" i reportaż z tej uroczystości zapowiadany w TVN był bez asysty F-16. Ale niektórzy "dzicy" kult cargo uprawiali w dżungli nad Wisłą bynajmniej nie za rządów PiS.
Ktoś inny, pisząc o "wzmożeniu CPK po 15.10 a przed kolejnymi wyborami" zauważył, że "jeśli rozwój cywilizacyjny Polski ma zależeć od jednego średniej wielkości lotniska, to znaczy, że mamy większy problem, niż nam się wydaje". Pewnie w... dżungli. Z drugiej jednak strony, jeśli budowa "jednego średniej wielkości lotniska" (a rzeczywiście będzie ono średnie) stanowi "megalomanię" i jest bez sensu, to się w tej "dżungli" urządzamy - parafrazując Kisiela.
Znana dziennikarka zastanawia się, "kto stoi za tym szumem w sprawie CPK", bo przecież "nie nagły, samorodny wzrost zainteresowania obywateli sprawami infrastruktury", ale myśli, "że prędzej czy później dowiemy się, gdzie narodziła się ta akcja i jakie pieniądze na nią poszły". Pewnie prezesowi Kaczyńskiemu też się to wydało dziwne i dlatego musiał wyciągnąć Kamińskiego i szturm na polski Kapitol zorganizować.
A co do tego, gdzie "narodziła się ta akcja", to mam podejrzenie. W Szkocji. A dokładniej w Edynburgu. To tam tworzył... Adam Smith. O lotniskach to on co prawda nic jeszcze nie pisał, ale o handlu, drogach, mostach, kanałach i portach to i owszem. A dziś "port lotniczy" można by pod "port" podciągnąć.
Jak pisał w "Bogactwie narodów", "w myśl systemu naturalnej wolności, panujący ma spełniać jedynie trzy obowiązki. (...) Jest to, po pierwsze, obowiązek ochrony społeczeństwa przed gwałtem lub inwazją ze strony innych niezależnych społeczeństw. Po drugie, jest to obowiązek jak najdalej idącej obrony każdego członka społeczeństwa przed niesprawiedliwością i uciskiem ze strony wszystkich innych członków społeczeństwa, czyli obowiązek ustanowienia i ścisłego przestrzegania wymiaru sprawiedliwości. Wreszcie, po trzecie, obowiązek ustanowienia i utrzymania pewnych urządzeń publicznych i publicznych instytucji, których ustanowienie i utrzymanie nie może nigdy leżeć w interesie jednostki lub niewielkiej liczby jednostek, a to dlatego, że dochód z nich nie pokryje nigdy kosztów".
Państwo miało prowadzić działalność korzystną społecznie, nawet jakby była ona nierentowna. Powinno utrzymywać "drogi, mosty, żeglowne kanały, porty i inne tego rodzaju urządzenia" (co dziś nazywamy infrastrukturą), dzięki której może rozwijać się handel. Co prawda nie wydawało się Smithowi konieczne, "aby wydatki na roboty publiczne trzeba było pokrywać z tak zwanego powszechnego dochodu publicznego", gdyż drogi, mosty, kanały i porty można utrzymywać z opłat od ich użytkowników.
Smith podkreślał przy tym, że gdy drogi, mosty, czy kanały buduje się i utrzymuje dzięki handlowi, jaki jest prowadzony przy ich wykorzystaniu, "to można je budować tylko tam, gdzie handel tego wymaga, czyli tam, gdzie będzie to rzeczą właściwą. Koszt ich budowy, ich wielkość i wspaniałość muszą być również dostosowane do sumy, jaką handel ten może za nie zapłacić".
Gdyby bowiem koszt ich budowy i utrzymania był zbyt wygórowany, co odbiłoby się na wysokości opłat, lub gdyby były one dla tego handlu bezużyteczne, "to, zamiast jak obecnie ułatwić handel wewnętrzny, stałyby się one wkrótce dla tego handlu znacznym obciążeniem". Gdyby bowiem koszty transportu, na skutek zawyżenia tych opłat nadmiernie wzrosły, wzrosłaby również ich cena, przez co rynek zbytu dla tych towarów uległby zmniejszeniu, co mogłoby zahamować ich produkcję.
Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu prezentuje własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.