Felieton Gwiazdowskiego: O rety, stagflacja!

Ma być w Polsce stagflacja. To takie zjawisko makroekonomniczne (a jakże) polegające na jednoczesnym występowaniu w gospodarce zarówno wysokiej inflacji jak i stagnacji gospodarczej.

Czy to aby nie jest sprzeczne z teorią samego Johna Keynesa? Przecież podaż pieniądza miała wzrost gospodarczy pobudzać? I co? Nie pobudziła? Ale makroekonomiści ze szkoły Keynesa już dawno sprzecznościami między teorią Mistrza a praktyką przestali się przejmować. Bo by powariowali. Przyczyn stagflacji upatrują w negatywnym szoku... podażowym! Ale jak to? Czyżby podaż miała w gospodarce większe znaczenie niż popyt, który można pobudzić przy pomocy drukowania pieniędzy? Toż to jakieś "austriackie gadanie"! Wiadomym jest przecież wszystkim absolwentom kursów Keynesizmu-Kaleckianizmu, że sir John obalił nie tylko prawo rynków Saya, ale ostentacyjnie zignorował twierdzenia Szkoły Austriackiej (Menger, Mises, Hayek). Bo były one niegodne tego, by on swój wielki umysł miał sobie nimi zaprzątać.

Reklama

Korelacja powinna być ujemna

Co prawda już w 1978 roku w Stanach Zjednoczonych ostatecznie "wyrąbała się" tak krzywa narysowana dwadzieścia lat wcześniej przez Albana Philipsa. Wzrosła równocześnie i inflacja i bezrobocie. A zgodnie z teorią, korelacja między nimi powinna być ujemna. Jak dziesięć lat wcześniej Milton Friedman i Edmund Phelps zaczęli kwestionować (na razie teoretycznie) pogląd, który ilustrowała Krzywa Philipsa to chodzili za "oszołomów". Ale dziesięć lat później to już praktyka pokazała, że mieli rację. Jak w marcu 1975 r. produkcja przemysłowa spadła o prawie 13 proc., przy jednoczesnym rocznym wzroście indeksu cen towarów i usług konsumpcyjnych (CPI) o około 12 proc., to w 1976 roku Friedman dostał Nobla (Phelps w 2006 roku). Ale jeszcze produkcja przemysłowa rosła. Jak u nas obecnie. Keynesiści więc się jakoś trzymali. Jak u nas obecnie. Ostatecznie teoria Keynesa został  sfalsyfikowana w roku 1979. Roczny wzrost produkcji przemysłowej spadł do zera, a indeks CPI wyniósł 13 proc.. Wtedy się okazało, że trzeba jeszcze więcej Keynesa. Bo to przecież to przez szok podażowy wywołany kryzysem naftowym teoria się nie sprawdziła, a teoria nie zakłada zdarzeń nadzwyczajnych.

Źle interpretują sprzedaż towarów

Przypomnijmy więc, że Keynes obalił "Prawo Saya" bo je najpierw lekko zdeformował.  W XV rozdziale Traktatu o ekonomii politycznej, zatytułowanym "Rynki zbytu", Say skrytykował przedsiębiorców (tak, tak, krytyka interwencjonistycznych przekonań  przedsiębiorców była i jest dość częsta wśród liberałów) upatrujących swych problemów w braku dostatecznego popytu na ich towary. Say dowodził, że źle interpretują oni sprzedaż towarów. Jest to bowiem de facto wymiana produktów na pieniądz, który następnie jest wymieniany na inne produkty. Pieniądz jest tylko pośrednikiem w wymianie, a w rzeczywistości za produkt płaci się produktem. Wynika z tego, że towar wymienia się na towar.

Nota bene myśl prawie identyczną sformułował wcześniej inny francuski fizjokrata Guillaume F. Le Trosne, na co zwrócił uwagę nie kto inny tylko Karol Marks w Kapitale, od którego ja też się o tym dowiedziałem.

Żeby to prawo łatwiej obalić, Keynes napisał, że brzmi ono niby tak: "podaż tworzy popyt". U Keynesa "popyt tworzył podaż", więc się ładnie dwustronnie bilansowało. Wersja popytowa jest łatwiejsza do zrozumienia. Proszę bardzo - przychodzą ludzie z pieniędzmi się sprzedaje, można dalej produkować, żeby dalej sprzedawać, jak przyjdą ludzie z pieniędzmi. A skąd te pieniądze? Odkąd Guttenberg wynalazł druk nie było z tym problemu. A odkąd wynaleziono komputery to jest jeszcze łatwiej. A złowić rybę, żeby ją wymienić na zająca, upolować zająca, żeby go wymienić na rybę albo na jajka, to już trudniej. Nie mówić już o wyprodukowaniu komputera, procesora do komputera i monokryształu krzemu do procesora.

Szok podażowy

Tu się mogą pojawić Trosne i Say. No i kolejny... "szok podażowy". Z tym, że  zamiast państw arabskich i ograniczonej podaży ropy naftowej, w roli sprawcy szoku występuje Rosja i... ropa naftowa. I inne węglowodory. I jeszcze krzem do procesorów. A po zatruciu Odry to może jeszcze i ryby.

Wyjątkowo zaskoczyło naszych makroekonomistów, którzy jeszcze półtora roku temu martwili się deflacją, że tu stagflacja u bram, a bezrobocie nie rośnie tylko nawet maleje. Stopa bezrobocia na konie drugiego kwartału 2022 roku spadła do 4,9 proc. (z 5,1 proc. w maju)  - podał Główny Urząd Statystyczny. Liczba bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy wyniosła w czerwcu 818,0 tys. wobec 850,2 tys. osób w maju. Taki szkopuł, że równocześnie nie rośnie liczba pracujących, a rośnie liczba emerytów. Emeryt to brzmi dumnie w odróżnieniu od bezrobotnego. Wiedział to już Jacek Kuroń, który zaproponował posyłanie tracących pracę w 1990 roku ludzi na wcześniejsze emerytury.

Generują popyt

A emeryci też przecież generują popyt. Tylko, że mogą go generować bo ktoś łowi ryby, łapie zające, produkuje komputery i płaci z tego powodu składki oraz podatki, dzięki czemu  właśnie emeryci dostają z ZUS pieniądze na ryby, zające i czasem nawet na komputery.

Stagflacja nie jest niczym nadzwyczajnym. Jest prostą konsekwencją sprzężeń zwrotnych powstających w gospodarce na skutek stosowania w niej instrumentów wziętych z teorii Keynesa. A niestety, pieniądze nie tworzą ryb.  Bez względu na to ile ich wydrukujemy i do Odry wrzucimy. Czołem.

Robert Gwiazdowski

Adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego

Autor felietonu prezentuje własne opinie i poglądy

(Śródtytuły pochodzą od redakcji)

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: inflacja w Polsce | makroekonomia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »