Felieton Gwiazdowskiego: "Religia to opium dla ludu". Czy Karol Marks miał rację?
Na Twitterku wybuchła dyskusja, po tym jak Donald Tusk zapowiedział oddzielnie po zwycięskich wyborach Kościoła od państwa. Niektórzy wpadli z tego powodu w istną euforię. Nie dziwię się specjalnie, bo wpadają oni w euforię za każdym razem, gdy Donald Tusk coś powie. Tak jak inni - gdy powie coś Jarosław Kaczyński - ironizuje Robert Gwiazdowski.
Pomagajmy Ukrainie - Ty też możesz pomóc
Trzeba tylko wygrać wybory i obietnicę rozdzielenia Kościoła i państwa będzie można zrealizować - jak obietnice likwidacji abonamentu RTV, obniżenia podatków, dokończenia prywatyzacji i jeszcze parę innych. I wtedy Donald Tusk nie będzie już musiał robić sobie zdjęć z Matką Boską, do czego kilka lat temu ktoś go niechybnie musiał zmusić.
No i tu jest problem. Na przeszkodzie zwycięstwu stoi Kościół, który wspiera PiS. I trzeba się będzie za to się na nim zemścić. Dodatkowo PiS przekupuje wyborców rozdając im pieniądze, których nie ma, co powoduje inflację i ich oszukuje puszczając w państwowej telewizji, której nie można było sprywatyzować, natrętną propagandę.
Najgorszy jest ponoć Kościół, który szerzy zabobony i utrudnia edukację obywatelską młodych ludzi. Zapobiec ma temu edukacja seksualna w szkołach publicznych. Kościoła nie zamierzam bynajmniej bronić, ale coś mi się wydaje, że w tego rodzaju "edukacji seksualnej", jaka ma być w postępowych programach nauczania, to paru księży mogłoby być pomocnych. Trochę się jednak dziwię, że obrońcy "grubej kreski" nie dostrzegają związku między utajnieniem komunistycznych kartotek w 1989 roku a paroma aferami pedofilskimi w późniejszych latach. Jednak myślenie w kategoriach związków przyczynowo-skutkowych to nie taka łatwa sprawa jest, zwłaszcza dla osób wierzących. Nie w Boga w tym wypadku bynajmniej, ale w klasę robotniczą, albo w feminizm, ewentualnie w klimat - słowem w postęp, różnie rozumiany na "różnych etapach rozwoju społeczno-politycznego".
Podejdźmy więc do religii naukowo. Przy pomocy różnych tomografów, rezonansów, komputerów i neurobiologii, która zajmuje się między innymi poszukiwanie neuronalnych korelatów przekonań religijnych. Okazuje się, że nie trzeba ludzi pytać czy wierzą w Boga, czy nie wierzą. W aktywności mózgu osób wierzących można wyróżnić specyficzne wzorce pobudzeń, odróżniające ich od ateistów. A wzbudzając w umyśle osób badanych reprezentację Boga można te wzorce wzmocnić lub osłabić.
Większość prac badawczych opiera się na analizie potencjałów związanych ze zdarzeniem (ERPs: ang. event-related potentials). Weźmy prosty eksperyment. Badany ma określić kolor czcionki, którą napisany jest wyraz będący nazwą koloru. Kolor czcionki może być zgodny ze znaczeniem wyrazu (np. wyraz "zielony" może być napisany zieloną czcionką - jest to tzw. warunek zgodny w zadaniu), ale może też być niezgodny (np. wyraz "zielony" może być napisany czerwoną czcionką - jest to tzw. warunek niezgodny w zadaniu).
Nazywanie koloru czcionki, którą napisany jest wyraz, nie jest tak zautomatyzowane, jak proces czytania, dlatego w przypadku niezgodności koloru czcionki ze znaczeniem wyrazu osoby badane często udzielają niepoprawnych odpowiedzi. Ich reakcję na popełniane błędy można analizować obserwując amplitudę ujemnej fali błędu (ERN - ang. error-related negativity). Reakcja na wykryty błąd zachodzi w przedniej część zakrętu obręczy, położonej w przyśrodkowym fragmencie kory przedczołowej mózgu.
I teraz skupta się oświeceni! Żarliwość religijna badanych korelowała ujemnie z bezwzględną wartością amplitudy ERN mierzonej po błędnych reakcjach. Im bardziej ortodoksyjne były przekonania religijne badanych, tym mniejsza była ich neuronalna reakcja na popełniane błędy. Ta zredukowana amplituda ERN u osób religijnych świadczy o obniżonej aktywności przedniej części zakrętu obręczy. Działanie wiary jest więc podobne do działania środków psychotropowych zmniejszających lęk i niepokój. Karol Marks miał więc rację twierdząc, że "religia to opium dla ludu". I już wiemy, dlaczego dilerzy narkotykowi działają częściej w środowiskach postępowych elit społecznych.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Badania mózgu potwierdzają hipotezę o przeciwlękowych, prozdrowotnych właściwościach religijności. Ba! Ludzie religijni cieszą się lepszym zdrowiem fizycznym i psychicznym i statystycznie dłużej żyją.
Każdy lekarz Wam to powie, bez względu na to, czy chcecie się odchudzić, obniżyć ciśnienie krwi, czy wyleczyć z wrzodów: "i proszę się nie stresować"! I ludzie wierzący się mniej stresują, mniej przejmują błędami, bo znacznie więcej rzeczy mają w... tzw. głębokim poważaniu. A wierzący w postęp są wiecznie czymś zestresowani. A to elektrowniami węglowymi, a to hodowlą zwierząt, albo rasizmem, wyzyskiem, nierównościami społecznymi i homofobią. I jak tu żyć, panie premierze? Może nie tak bez sensu przekonywali liczni nasi protoplaści, że człowiek wierzący postępuje rozsądniej od niewierzącego, opanowuje namiętności, nie ulega emocjom, oddaje sprawiedliwość bliźnim, w stosunku do których cechuje go raczej troska niż nienawiść I w związku z tym, życiu społecznemu pomaga oparcie zapatrywań na dobro i zło na zasadach trwalszych niż aktualna moda polityczna. Społeczeństwu trudno jest się obyć bez systemu niezmiennych zasad moralnych - nie takich które narzuca innym aktualna większość polityczna, czy nawet najgłośniejsza mniejszość.
Zalecałbym tylko odróżnienie wiary w Boga od wiary w Jarosława Kaczyńskiego i jego kościół bynajmniej nie powszechny.
Robert Gwiazdowski
Adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu prezentuje własne poglądy i opinie
***