Inwestycyjne zabiegi publiczne kontra wzrost gospodarczy
Przytłoczone bagażem zadłużenia kraje myślą dziś raczej o ograniczaniu wydatków... W Polsce jest zresztą podobnie: nasz kraj dopiero co wyszedł z procedury nadmiernego zadłużenia i na wielkie szaleństwa finansowe pozwolić sobie nie może.
Spowolnienie gospodarcze oznacza zwykle rezygnację z inwestycji. To pozwala przetrwać, ale i oddala perspektywę wzrostu. Dlatego w Europie tyle dziś wokół nich krzątaniny.
Bez inwestycji nie ma rozwoju. To konstatacja tak banalna, że z jej oczywistości zdają sobie sprawę wszyscy aktorzy gospodarczego theatrum. A jednak inwestycje wciąż kuleją: i w Polsce, i w Europie. W Unii od 2008 r. spadły o około 20 proc. Mimo wielokrotnie ogłaszanego już końca kryzysu, przedsiębiorcy nie wydają się przekonani i nie palą się do ponoszenia inwestycyjnych wydatków. Jak ich do tego nakłonić?
Sposobem na sukces mogą tu być inwestycje publiczne. Wszak w latach 2011-12 napęd polskiej gospodarce zapewnił inwestycyjny boom, finansowany przede wszystkim właśnie ze środków publicznych, który, przypomnijmy, związany był z przygotowaniami do Euro 2012.
Sęk w tym, że przytłoczone bagażem zadłużenia kraje myślą dziś raczej o ograniczaniu wydatków... W Polsce jest zresztą podobnie: nasz kraj dopiero co wyszedł z procedury nadmiernego zadłużenia i na wielkie szaleństwa finansowe pozwolić sobie nie może. A i tak jesteśmy w niezłej sytuacji, bo u nas potężnym impulsem inwestycyjnym są fundusze europejskie. Ale przeceniać ich też nie można; prof. Stanisław Gomułka zwraca uwagę, że stanowią one ledwie 10 proc. ogółu inwestycji.
Publiczne pieniądze powinny jednak jedynie aktywizować przedsiębiorczość prywatną. Jeśli temu właśnie służą, ich wydawanie ma sens.
- Jeżeli inwestycja publiczna nie generuje wokół siebie inwestycji prywatnych, to zabraknie dochodów publicznych, które pozwoliłyby utrzymać wybudowane obiekty - przypominał w jednym z wywiadów prof. Jerzy Hausner.
Publiczne inwestycje prywatnych więc nie zastąpią. Większość ekonomistów jest nawet zdania, że nie powinny. Problem bowiem w tym, że są one często znacznie mniej efektywne niż prywatne. To ze względu na ich komponent polityczny, który daje o sobie znać zarówno przy podejmowaniu decyzji o uruchomieniu inwestycji, jak i przy nadzorowaniu jej realizacji. Że może być to problem nawet dla najbardziej rozwiniętych państw, świadczy historia budowy megaportu lotniczego Berlin Brandenburg, największego w tej części Europy.
Miał kosztować 1,7 mld euro i przyjąć samoloty już w 2011 r. Terminy jednak wciąż przekładano, a przy kolejnych kontrolach znaleziono prawie 67 tys. usterek... Ostatnio podany termin oddania obiektu do użytku to rok 2017. Koszty wzrosły już do 5 mld euro; z niektórych szacunków wynika, że mogą sięgnąć nawet 8 mld euro (!).
Inwestycje prywatne przyczyniają się do podsycania wzrostu gospodarczego. Stąd mnożące się pomysły na ich pobudzenie. Między innymi takie jak nasz Program "Inwestycje Polskie" albo ogólnounijny Plan Junckera. Mają one zachęcać prywatnych inwestorów do działania poprzez zapewnienie udziału instytucji państwowych w realizacji konkretnych, dużych projektów.
Po rządowej spółce Polskie Inwestycje Rozwojowe od początku oczekiwano zaangażowania właśnie w te większe przedsięwzięcia - infrastrukturalne, energetyczne. Wstępne umowy, zawarte zarówno przed ufunduszowieniem PIR, jak i po nim, potwierdzają, że ten kierunek działania został utrzymany. A po ostatnich zmianach strukturalnych być może PIR zyska nieco większą swobodę...
- Istotnie poszerzyliśmy obszar działalności spółki. Oprócz inwestowania w infrastrukturę, PIR, w imieniu i na rzecz funduszy, którymi będzie zarządzał, zainwestuje teraz również w przedsiębiorstwa przemysłowe i spółki samorządowe, dostarczając kapitał na rozwój oraz przyczyniając się do poprawy efektywności i wzrostu konkurencyjności w gospodarce - wyjaśnia te zmiany prezes PIR Jerzy Góra.
Ale wielkie inwestycje to nie wszystko. Ważne i to, co dzieje się w najmniejszych firmach, bo w ogromnym stopniu to właśnie tam ulokowane środki inwestycyjne napędzają rozwój. Dlatego widać mocne zaangażowanie w tę sferę krajowych banków i instytucji rozwojowych, takich jak polski BGK czy niemiecki KfW. Obie te instytucje mają do dyspozycji bogaty wachlarz instrumentów wsparcia przedsiębiorczości. Wspomnijmy tu tylko program de minimis, realizowany z powodzeniem przez BGK. W przypadku KfW dobrym przykładem jest "KfW Start Geld" ("Pieniądze na start"), czyli kredyt na sfinansowanie inwestycji oraz na środki obrotowe dla osób zakładających firmę lub prowadzących działalność gospodarczą nie dłużej niż 3 lata; także kredyt dla przedsiębiorców na inwestycje w środki trwałe czy na bieżące wydatki.
Wspieranie inwestycji stawia sobie zresztą za cel coraz więcej instytucji publicznych i w Polsce, i w Europie. Stanowi ono na przykład jeden z trzech filarów nowej strategii Agencji Rozwoju Przemysłu. Agencja powołała między innymi spółkę ARP Venture, która ma inwestować w projekty innowacyjne w fazie komercjalizacji i rozwoju produkcji seryjnej. Chce też między innymi wspierać inwestycje podejmowane w specjalnych strefach ekonomicznych.
Także Ministerstwo Gospodarki myśli o tworzeniu kolejnych instytucji proinwestycyjnych. Wicepremier Janusz Piechociński od kilkunastu miesięcy głosi ideę utworzenia Export Import Banku, który pomagałby polskim firmom w ekspansji zagranicznej.
Jest jeszcze jeden, w Polsce mocno niedowartościowany, sposób publicznego wspierania inwestycji: partnerstwo publiczno- prywatne. W tej kategorii nie mamy, niestety, powodów do dumy. Raport The European PPP Expertise Centre (EPEC) odnotowuje w 2014 r. finansowe zamknięcie w Europie 82 projektów realizowanych w modelu partnerstwa publiczno-prywatnego o wartości około 18,7 mld euro. W czołówce są tu Wielka Brytania i Francja. Polska niestety zajmuje na tej liście jedno z ostatnich miejsc, mogąc się pochwalić tylko dwoma przedsięwzięciami.
Widać jednak szansę na zmianę tego stanu rzeczy. Oto do gry wkroczył BGK, który pod koniec sierpnia podpisał umowę o finansowaniu projektu "Budowa budynku Sądu Rejonowego w Nowym Sączu przy ul. Grunwaldzkiej". To pierwsza inwestycja w Polsce realizowana w formule PPP, gdzie po stronie partnera publicznego stoi jednostka organizacyjna Skarbu Państwa. BGK zapewnia finansowanie przedsięwzięcia w ramach Programu "Inwestycje Polskie". Ale lawiny umów w formule PPP raczej prędko u nas nie będzie. - Głównym powodem, dla którego tych umów nie ma tak niewiele, jest brak odwagi przy podejmowaniu ważnych decyzji - dowodził w rozmowie z dziennikarzem Polskiego Radia prezes BGK Dariusz Kacprzyk. - Mówimy tutaj przecież o świadczeniach, które nie zawsze łatwo się wymierza.
Liberalni ortodoksi mogą się zżymać na liczne mechanizmy wsparcia inwestycji, zaburzające swobodną grę rynkową. Tyle że w praktyce, czy nam się to podoba, czy nie, taka całkowicie swobodna gra rynkowa nie odbywa się nigdzie na świecie. Wszystkie państwa wspierają dziś inwestycje, przedsiębiorców, gospodarkę...
Stephen Byers, były sekretarz przemysłu i handlu w rządzie Tony'ego Blaira, stwierdził: "Współcześnie interwencjonizm państw rozwiniętych nie jest dobrem samym w sobie, przestał być okazjonalnym wspieraniem upadających branż, jak to było kiedyś w zamyśle. Istnieje, bo wspiera ustalony przez te państwa ekonomiczny ład światowy. Od razu stał się częścią ekonomii krajów bogatych i wspieranych przez nie instytucji: MFW i Banku Światowego. Interwencjonizm w tak wybiórczej formie służy rozwijaniu silnego biznesu".
Skoro takie credo przyjęli możni tego świata, to wyłamywanie się z tego kanonu byłoby nierozsądne. Z drugiej jednak strony stosowanie się do niego, grozi uzależnieniem przedsiębiorców od dotacji, którymi sterują politycy. Kurs ten może zatem także być niebezpieczny. Może. Ale dziś jest obowiązujący.
Adam Sofuł
Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"