Kalendarzowe majaki
Front walki o rząd parlamentarny zastygł - pisze komentator "Pulsu Biznesu" Jacek Zalewski. Podkreśla on, że dyskusje programowe ustępują przed spekulacjami dotyczącymi terminu wyborów.
Front walki o rząd parlamentarny zastygł i wypada mi tylko powtórzyć zdanie z komentarza po odrzuceniu wotum zaufania dla Marka Belki (PB nr 94 z 17 maja): "Posiedzenie Sejmu od 25 do 28 maja skończy się w sprawie rządu niczym. Wyjdzie to zapewne już w poniedziałek, kiedy upływa termin zgłaszania ewentualnych kandydatów na premiera. Wszelkie dyskusje programowe ustępują przed spekulacjami dotyczącymi terminu wyborów. Stał się on jakimś fetyszem, któremu cześć oddają wszystkie organy państwa i siły polityczne. Tymczasem wypada przypomnieć, iż na razie jedyną datą umocowaną prawnie jest 25 września 2005 r. - pierwsza niedziela po upływie kadencji parlamentu.
KAŻDY inny termin rzucany z rękawa jest tylko i wyłącznie politycznym chciejstwem autora, który powinien być natychmiast przepytany - jaką konkretnie drogę prawną pan proponuje. Niedawno okazało się, że w obecnym Sejmie zebranie 307 głosów za samorozwiązaniem jest
NIEMOŻLIWE. Posłowie nie mający szans na reelekcję nie pójdą przecież dobrowolnie na polityczną rzeź - dla nich strata choćby trzech wiceministerialnych pensji oraz diet (przez przyspieszenie wyborów w roku 2005 z września na czerwiec) nie wchodzi w grę. Zatem pozostaje tylko możliwości skrócenia kadencji zarządzeniem prezydenta - z powodu nieuchwalenia w terminie budżetu lub nieudzielenia rządowi wotum zaufania nawet w trzecim podejściu. Tytułowe kalendarzowe majaczenie uprawiają wszyscy: SLD bajdurzący o terminie wiosennym, sam premier Marek Belka proszący tylko o rok (a co potem, do września), SdPl konstruująca polityczną "gentleman agreement" - a przecież taka kategoria w polityce nie występuje! Ostatnio przywidzenia objawił także prezydent Aleksander Kwaśniewski, z tym swoim... lutym 2005 r. Aż korci, żeby zapytać - a w jakimż to konstytucyjnym trybie wychodzi ów termin? Czerwona lampka budżetowa zapala się parlamentowi najwcześniej 31 stycznia i ewentualne wybory zarządzone w tym trybie wypadłyby w połowie marca. Według stanu na dzisiaj, realne są tylko dwa terminy - w środku najbliższych wakacji (zapewne 8 sierpnia), jeśli Sejm odrzuci Marka Belkę i w trzeciej próbie, albo 25 września 2005 r., jeśli przy absencji "koalicji strachu" rząd zostanie jednak zatwierdzony. Przyznajmy - posłowie mają nad czym myśleć...