Ludwik Sobolewski: Zaczynając od kawy [Felieton]
Sierpień był gorącym miesiącem w biznesie. Żadnych wakacji, żadnego rozleniwienia. Nawet można mieć wrażenie, że ten pozornie spokojny czas zachęcił wiele prominentnych postaci do działania.
Najpierw Starbucks. Licząca się spółka, bo to największa sieć kawiarni na świecie. Ma wartość giełdową ponad 100 miliardów dolarów. Co to oznacza? Między innymi to, że Starbucks jest w grupie 150 najwyżej wycenianych przedsiębiorstw na świecie, nawet jeśli widać go pod koniec tej listy. Wielkości sprzedaży produktów firmy są jedną z istotnych wskazówek na temat preferencji konsumentów i ogólnej koniunktury gospodarczej.
Akcjonariusze spółki nie byli ostatnio zadowoleni z osiąganych przez nią wyników finansowych. Dlatego też 13 sierpnia powołali nowego CEO. Został nim Brian Niccol, poprzednio szef Chipotle Mexican Grill. W roli zarządzającego siecią restauracji sprawdził się znakomicie, bo za jego tam czasów, to jest od roku 2018, sprzedaż wzrosła dwukrotnie, a wartość rynkowa aż ośmiokrotnie.
W maju Chipotle było warte więcej niż Starbucks, co zostało zauważone przez niektórych ważnych ludzi. Liczby mają znaczenie. A także to, że zarówno Chipotle, jak i Starbucks opierają biznes na klienteli o średnim dochodzie - inaczej niż na przykład taki gigant jak McDonald’s, gdzie trafiają konsumenci mniej zasobni. Zatem dla nominacji nowego CEO Starbucksa znaczenie miały i liczby, i znajomość branży. To, co nastąpiło zaraz po tym wydarzeniu jest przykładem na to, jak bardzo inwestorzy są gotowi udzielić kredytu zaufania.
Cena akcji na giełdzie w dniu 12 sierpnia wynosiła około 77 dolarów. Następnego dnia skoczyła do 95 i odtąd utrzymuje się na tym właśnie poziomie. To oznaczało wzrost wartości rynkowej Starbucksa, tylko w reakcji na powołanie nowego CEO, o około dwadzieścia miliardów dolarów. Popatrzyłem jeszcze na wykres cen akcji na przestrzeni kilkunastu tygodni przed 13 sierpnia. Nic się tam szczególnego nie działo, ani na wiele dni przed tą datą, ani na sesji giełdowej w przeddzień. To prawdopodobnie oznacza, że zmiana na stanowisku CEO i nazwisko nowego szefa były utrzymane w tajemnicy do ostatniej chwili, to znaczy do momentu ogłoszenia decyzji akcjonariuszy. Tak to powinno działać.
Firma jest przykładem długiego trwania. Założycielem Starbucksa był Howard Schultz. Jak w biznesowej bajce, zaczęło się od kilku kawiarni, w Seattle. Kiedy? W kompletnie innej epoce, niż nasza, bo w roku 1971. Schultz był pierwszym CEO; potem zrezygnował, ale wracał jeszcze dwukrotnie na fotel szefa wielkiego już wówczas przedsiębiorstwa. Oczywiście ma status jednego z legendarnych menedżerów amerykańskiej gospodarki, a więc nie tylko w branży kawowej (zresztą dziś Starbucks to nie tylko imperium kawowe, inne napoje i przekąski dają kilkadziesiąt procent sprzedaży). Schultz jest nadal jednym z głównych akcjonariuszy Starbucksa. Co to znaczy zrobić coś raz a dobrze, a potem z tego nie rezygnować. Naprawdę bajka, lecz ta wydarzyła się naprawdę.
Problemy są po to, by je rozwiązywać. Dla amerykańskiego, a zarazem globalnego Starbucksa takim problemem, chyba największym, są Chiny. Sprzedaż na tamtym rynku spada, głównie dlatego, że również w tej branży Chińczycy robią...swoje. Lokalna konkurencja, w dodatku podobno tańsza, jak sieć Luckin Coffee, zabiera klientów amerykańskiemu gigantowi.
"The Economist" pisze, że nowy CEO staje przed koniecznością podjęcia decyzji o zamknięciu biznesu w Chinach i skupieniu się na rynku amerykańskim. Takie czasy. Zwykło się to, wprawdzie od niedawna, nazywać deglobalizacją, ale w gruncie rzeczy oznacza to tyle, że każdy chce zarobić. Nie będą nam Amerykanie mówić, gdzie mamy pić kawę - stwierdzili najwidoczniej Chińczycy.
Mamy tu też kilka wskazówek ogólnych, mniej lub bardziej oczywistych dla inwestorów giełdowych:
1. Jeśli kurs akcji giełdowej gwiazdy - gwiazdy, nie jakiegoś o wiele mniej rozpoznawalnego biznesu - rozczarowuje, i to przez długi czas, może to być dobra okazja do kupowania. Lub niepozbywania się akcji. Być może jesteśmy blisko zmiany, o którą postarają się kluczowi współwłaściciele. Może to być zmiana na początek nieomal symboliczna, jak nowy CEO.
2. Gwiazdy rodzą się co jakiś czas i najczęściej są późno rozpoznane. Starbucks zadebiutował na giełdzie NASDAQ w 1992 roku, z kursem 17 USD. Dzisiejsze 95 dolarów, po ponad trzydziestu latach nie robi może wielkiego wrażenia, ale przecież mówimy o sieci kawiarni, a nie o półprzewodnikach, sztucznej inteligencji czy technologiach komunikacyjnych. W każdym razie: może dziś, może jutro narodzi się jakaś nowa gwiazda? I na której to będzie giełdzie?
3. Czy takie firmy jak Starbucks mogą jeszcze rosnąć? Mając na przykład kłopoty tego kalibru, jak z potężnym rynkiem chińskim? Z małymi szansami na jakąś przełomową innowację? Odpowiedzi czasem warto szukać przyglądając się akcjonariatowi. W tym starbucksowym są między innymi agresywne fundusze typu hedge - Elliott Management i Starboard Value. Tego typu gracze zawsze liczą na imponujące wzrosty i zrobią wiele, by do nich doszło.
W sierpniu działy się także inne rzeczy. Na platformie X odbyła się dość zadziwiająca konwersacja między Donaldem Trumpem a Elonem Muskiem. Jak wiemy, pod jej koniec Musk zaapelował do Amerykanów, by w wyborach prezydenckich głosowali na Trumpa. Co zresztą było czytelne poprzez całą tę rozmowę.
Zachowanie Muska jest tak proste, a zarazem trudne do wyjaśnienia, że najpierw muszę przeczytać głośną biografię autorstwa Waltera Isaacsona, by mieć na ten temat hipotezę. Hipotezę psychologizującą, bez wątpienia. Zaraz potem wracam do Państwa z tym tematem. A w listopadzie zobaczymy, czy Musk coś przegrał, czy wygrał.
Ludwik Sobolewski, adwokat, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie, obecnie CEO funduszu Better Europe EuSEF ASI.
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.