Nowe podatki groźniejsze niż pandemia, czyli branża rozmawia o cukrze i "małpkach"

Brak konsultacji z producentami i handlem, szybkie tempo wprowadzania zmian prawnych oraz stawki nieadekwatne do siły nabywczej konsumentów, a także bierność na apele przedstawicieli rynku - to najważniejsze wnioski, które płyną z dyskusji, toczących się na zeszłotygodniowym Kongresie Alkohole i Napoje 2020, zorganizowanym przez Wydawnictwo Gospodarcze oraz redakcję "Wiadomości Handlowych".

Tegoroczne wydarzenie zdominowane było przede wszystkim przez dyskusje, dotyczące zmian prawnych na rynku alkoholi i napojów, które wprowadza ustawa o zmianie niektórych ustaw w związku z promocją prozdrowotnych postaw konsumentów. To tzw. podatek cukrowy oraz opłata od sprzedaży alkoholu w butelkach poniżej 300 mililitrów.

Prelegenci podjęli ten temat już podczas debaty otwierającej wydarzenie zatytułowanej "Alkohole i Napoje 2025. Kierunki rozwoju rynku". Witold Włodarczyk, prezes zarządu Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy podkreślał, że choć pandemia koronawirusa spowodowała spadek sprzedaży wyrobów spirytusowych w okresie od stycznia do sierpnia tego roku względem poprzedniego o 8 proc., to jednak większym problemem pozostają kwestie prawne.

Reklama

- Pod względem sprzedaży w ostatnich miesiącach nie jest dobrze, ale nie ma tragedii. Dużo trudniejsza jest sytuacja w kontekście prawa. Paradoksalnie to nie koronawirus robi nam największe szkody, a błędne decyzje rządzących, chociażby nowe regulacje związane z tzw. ustawą cukrową - powiedział Włodarczyk. Dodał, że ta ustawa to kolejny przykład dyskryminacji branży spirytusowej, obok kwestii związanych z akcyzą oraz reklamą alkoholu.

- Dziwnie się składa, że najmniejsza sprzedawana w Polsce pojemność piwa to 330 ml. Ustawa mówi o opłacie od sprzedaży butelek poniżej 300 ml. To nie jest przypadek, mamy tu do czynienia z lobbingiem oraz dyskryminacją branży spirytusowej. Będziemy starali się podważyć tę ustawę, najlepsi prawnicy podkreślają, że to bubel prawny, brakuje do niej przepisów wykonawczych - mówił Włodarczyk i stwierdził, że ustawa nie powinna wchodzić w życie od 1 stycznia. Podkreślił, że pomysłu z branżą nie konsultowano, a najlepszym rozwiązaniem byłby "okrągły stół", w skład którego weszłaby strona rządowa oraz przedstawiciele branży alkoholowej i napojowej.

Na problem nagłych zmian przepisów uwagę zwracał także Andrzej Szumowski, prezes stowarzyszenia Polska Wódka, wiceprezes zarządu Wyborowa Pernod Ricard. Pytany o to, w jaki sposób branża może poradzić sobie ze skutkami pandemii wskazywał przede wszystkim na potrzebę spokoju i przewidywalności działania ze strony rządowej.

- Same działania podejmowane przez branżę niewiele dadzą. Pewne jest jednak, że jeśli będziemy zaskakiwani podwyżkami podatku akcyzowego, albo innymi podatkami, których nie nazywa się nawet podatkami, to nie ma dzisiaj silnych w żadnej branży, aby przewidzieć, w którym kierunku będzie zmierzał rynek - podkreślił Szumowski.

Z kolei Jaak Mikkel, prezes zarządu Coca-Cola HBC Polska i Kraje Bałtyckie mówiąc o ustawie wprowadzającej tzw. podatek cukrowy zwracał uwagę, że w żadnym innym europejskim kraju nie zostało wdrożone podobne rozwiązanie, ponieważ zawsze obejmowało ono szerszą grupę produktów, a cukier w napojach odpowiada jedynie za niewielką część tej substancji spożywanej przez konsumentów.

- To dyskryminacja względem jednej kategorii produktowej, ponadto jest to jeden z najwyższych tego typu podatków, na świecie wyższa stawka jest tylko w Arabii Saudyjskiej. Trudno powiedzieć, jak przełoży się to na konsumentów, wydaje się jednak, że wdrażany podatek będzie miał bardziej negatywny wpływ na kategorię napojów bezalkoholowych niż do tej pory miał Covid. Ceny wzrosną znacząco, a gdy konsumenci w styczniu zderzą się z podwyżkami po raz pierwszy, będzie to dla nich mały szok, zmiany cen nie będzie się dało nie zauważyć - mówił Mikkel. Zwrócił też uwagę, że na początku roku firma zmagała się trudnym okresem zamknięcia kanału HoReCa, jednak latem nastąpiło odbicie w sprzedaży. Dodał, że wiele punktów w ogóle się nie otworzyło. Podobnie wyrażał się Frederic Guichard, prezes zarządu Żywiec-Zdrój, który mówił o pomocy, której firma udzielała w tym czasie swoim partnerom.

- Około 20-30 proc. naszych klientów z kanału HoReCa musiało zamknąć swoją działalność po kilku miesiącach pandemii. Przeznaczyliśmy na pomoc naszym partnerom ponad milion złotych. Mamy nadzieję, że to środki wystarczające, ale trudno to oceniać, bo najbliższa przyszłość nie wygląda różowo. Będziemy zapewne musieli wspierać ich także w perspektywie długofalowej - podkreślił.

Również zasiadająca w debacie otwierającej przedstawicielka handlu - Sylwia Olechno, dyrektor generalna Grupy Chorten - zwracała uwagę na problem z rosnącym obciążeniem podatkowym. Pytana o to, czy sieci handlowe będą w stanie wziąć na swoje barki część nowych kosztów odpowiedziała, że handel i tak jest już mocno obciążony obecnymi podatkami.

- Nie wyobrażamy sobie, abyśmy mogli wziąć na siebie część podwyżek, ponieważ nie mamy jak. Na koniec dnia konsument za to wszystko zapłaci. Za dwulitrowy napój nawet około 10 zł. Prawo zmienia się w tak niewiadomy sposób, że my przedsiębiorcy nie wiemy co będzie się działo za kilka miesięcy i jak mamy się do tego przygotować - zaznaczyła prelegentka.

Ustawa cukrowa łamie prawo?

O wyzwaniach, które wprowadza ustawa o zmianie niektórych ustaw w związku z promocją prozdrowotnych postaw konsumentów dyskutowano także podczas debaty pt. "Spowolnienie gospodarcze, zmiany postaw konsumenckich, prawo, technologia. Jak przetrwać na coraz trudniejszym rynku napojowym?".

- Podatek jest absurdalnie wysoki, a jego założenia są takie, że o żadnej większej reformulacji produktów nie ma mowy. Stawki są cztery razy wyższe niż we Francji, uwzględniając siłę nabywczą konsumentów. Wiele małych i średnich firm nie będzie w stanie zrekompensować tego podwyżką cen produktu. Warto dodać, że Wielka Brytania dała swoim przedsiębiorcom dwa lata na przygotowanie się do tego typu regulacji. My mamy październik i nikt nie wie, jak płacić ten podatek i w jaki sposób będzie on naliczany. Zamierzamy złożyć apel do nowego ministra rozwoju, żeby odłożyć termin wejścia w życie tej ustawy przynajmniej o rok. W tym czasie będzie można usiąść do wspólnego stołu, policzyć to wszystko i zastanowić się czy to się w ogóle opłaca. Branża jest gotowa, aby rozmawiać o polepszeniu jakości napojów, ale nie w taki sposób, jak to się działo do tej pory - mówił Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Dodał też, że przy uchwalaniu przepisów zostało złamane prawo, ponieważ w projekcie brakuje skutków oceny regulacji dla małych i średnich przedsiębiorstw. Zwrócił też uwagę, że na wszelkie postulaty branży o głębsze zastanowienie się nad nową daniną, ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński odpowiadał, że przedsiębiorcy mogą się przebranżowić.

Na brak konsultacji z branżą narzekał również Paweł Grzegorek, dyrektor Dywizji Kulinarno-Napojowo-Lodowej w firmie Colian, właścicielu marki Oranżada Hellena.

- Proces konsultacji z biznesem tego projektu zakrawał o pomstę do nieba. Branża kompletnie nie była stroną rozmów. Poza tym pozwolę sobie tę ustawę nazwać bublem legislacyjnym, pewną część rynku postawi ona w bardzo dyskryminującej pozycji. Będą kategorie napojowe, które podrożeją o kilkadziesiąt procent, ucierpią szczególnie produkty typu cola oraz oranżada. W przypadku części z nich nie da się szybko zmienić receptury. To wymaga przestawienia profilu produkcji. Największy problem będą miały produkty z segmentu economy, bo tu cena pójdzie w górę najbardziej, a to one stanowią dziś 20 proc. rynku. W pierwszym kwartale konsumenci przeżyją szok. Część naszych klientów z sieci handlowych już chce zrobić większe zapasy. Dojdzie do sytuacji, że pewna część sklepów będzie utrzymywać ceny sprzed wejścia podatku, a niektórzy nie. Różnica na półkach między dwoma sklepami może wynosić kilkadziesiąt procent - mówił Grzegorek.

Dodał, że biznes potrzebuje przewidywalności prawa, a tym przypadku dochodzi do sytuacji, gdy jednym podpisem obniża się przychody firmy o kilkadziesiąt procent. Zwrócił też uwagę, że jego firma zwróciła się do Ministerstwa Zdrowia o interpretację wprowadzanych przepisów, została jednak skierowana do doradców podatkowych, których opinia nie jest wiążąca.

Problem będzie miała także branża sokownicza, chociaż w przypadku tej kategorii z części opłaty zwolnione zostaną produkty o zawartości przynajmniej 20 proc. soku owocowego lub warzywnego.

- W przypadku naszych produktów reformulacja jest bardzo ograniczona - wyroby z aronii, wiśni czy porzeczki są kwaśnie i trzeba je dosładzać. Takie produkty mogą po prostu zniknąć z rynku. Argumentując przeciwko podatkowi w tej formie powoływaliśmy się na przykład Węgier, które kilka lat temu wprowadziły podobny podatek, choć niższy, ale soki były z tego zwolnione. Z kolei Dania wycofała się z takiego podatku, ponieważ konsumenci przywozili tańsze produkty z krajów ościennych. Być może nas też to czeka - mówił Julian Pawlak, prezes zarządu Stowarzyszenia Krajowa Unia Producentów Soków i prokurent w firmie Tymbark.

Eksperci zwracali uwagę, że szczytny cel, którym miało być dbanie o zdrowie Polaków został rozmyty. Zbigniew Walkiewicz, dyrektor generalny i wiceprezes firmy Bewa zwrócił uwagę, że nowy podatek cukrowy dotknie bezpośrednio także sieci handlowe.

- Wszystkie sieci, które zamawiają markę własną w napojach u takich producentów jak np. Bewa będą w tą opłatę zaangażowane. Chaos na początku roku będzie duży, ponieważ dotknięte będzie całe spektrum partnerów biznesowych. Wbrew pozorom w przypadku największych światowych marek ten problem będzie mniej odczuwalny, a bardziej dotknie on polskich producentów i producentów marek własnych - mówił Walkiewicz.

Problem widzą też przedstawiciele handlu. - Nie wiemy co zrobią największe sieci, jaką będą miały cenę i czy będziemy od nich drożsi. Dla detalu żadne zamieszanie prawne nie jest dobre, szczególnie w roku, gdy tyle się zmienia. Ale próbujemy się towarować, staramy się pozyskać dobre oferty. To jednak za mało. W pierwszym kwartale stracimy trochę rynku na rzecz nowoczesnych sieci - powiedział Marian Zych, dyrektor generalny i wiceprezes sieci Livio.

Alkohol w Internecie. Może tym razem się uda?

Ważnym wątkiem prawnym, który również omawiano na Kongresie Alkohole i Napoje 2020 była legalizacja sprzedaży alkoholu w Internecie. Dyskutowali o tym zarówno uczestnicy debaty otwierającej, jak również Ci uczestniczący w specjalnym fire chacie pt. "Alkohol przez Internet. Jeśli nie teraz, to kiedy?".

- Mitem jest mówienie, że sprzedaż alkoholu przez Internet wpłynie negatywnie na zdrowie Polaków. W żadnym kraju, w którym możliwa jest sprzedaż alkoholu przez Internet, nie pojawił się problem alkoholizmu. To najbardziej bezpieczny sposób kupowania alkoholu. W Niemczech po wprowadzania sprzedaży przez Internet, sprzedaż przesunęła się tutaj z innych kanałów, głównie z detalu. Poza tym w kanale internetowym konsumenci kupują przede wszystkim alkohole premium i spożywają lepiej, a nie więcej - podkreślał Witold Włodarczyk.

Podobnego zdania był prezes Andrzej Szumowski. - Zaklęcia, że rozpijemy społeczeństwo nie są prawdziwe. To nie jest zakup impulsowy, kurier nie przywiezie takiego produktu tego samego dnia. Jesteśmy jedynym krajem w UE, który nie zezwala na sprzedaż wszystkich kategorii alkoholowych przez Internet oraz jednym z siedmiu na świecie. Dla mnie to niepojęte. Walczymy z koronawirusem i ograniczamy wizyty w sklepach, a tym samym udział konsumenta w ekspozycji produktów. W tym momencie kanał internetowy jest dużo bardziej bezpieczny niż wizyta w sklepie. Tajemnicą poliszynela jest, że handel alkoholem w sieci kwitnie. Dużych i respektujących prawo dystrybutorów na to jednak nie stać - mówił ekspert.

Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu podkreślał, że aby założyć konto w sklepie internetowym i dokonać zakupu należy podać numer karty kredytowej, co już utrudnia ewentualny zakup nieletniemu. Poza tym powinno umożliwić się weryfikację wieku przez kuriera.

- Kuriozalnym zarzutem jest też to, że alkohol dotrze do osoby, będącej pod wpływem alkoholu. Nie ma takiego sklepu internetowego, który dostarczyłby produkt tego samego wieczoru - zaznaczył Ptaszyński, dodając, że sprzedaż w sklepach stacjonarnych oraz internetowych byłaby komplementarna - konsumenci będą w nich sięgać po różne produkty.

Zakaz sprzedaży alkoholu przez Internet to również brak ewentualnych zysków dla producentów. - Jesteśmy firmą średniej wielkości, więc nie możemy zrobić dobrej dystrybucji w każdym kanale. A Internet daje wszystkim równe szanse. E-commerce pozwoliłby nam poprawić sprzedaż wartościową o kilkadziesiąt procent - mówił Grzegorz Grabowski, prezes zarządu firmy Toruńskie Wódki Gatunkowe.

Michał Kokoszkiewicz

wiadomoscihandlowe.pl
Dowiedz się więcej na temat: podatek | podatek cukrowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »