Oferował transport medyczny i znikał z pieniędzmi. Oszustwo "na karetkę"
Dziennikarze programu "Interwencja" opisali historie osób oszukanych przez mężczyznę oferującego przewozy medyczne karetką. Oszust pozyskiwał chorych klientów zainteresowanych transportem medycznym, pobierając od nich wysokie kwoty za przewóź. Następnie, twierdząc że jego karetka uległa awarii, prosił ratowników medycznych o pomoc w trudnej sytuacji. Okazuje się, że Maciej R. posługiwał się podrobionymi dokumentami, a straty poszkodowanych opiewają na dziesiątki tysięcy złotych.
Sposób, w jaki działał oszust, zawsze był taki sam. Mężczyzna nawiązywał kontakt z chorym pacjentem, który wymagał przetransportowania. Jak podkreśla "Interwencja", koszty takiej usługi zazwyczaj były wysokie, bo chory znajdował się w dalekich regionach Europy. Poszkodowani wskazują, że oszust nie posiada żadnych uprawnień medycznych, a jego karetki nie posiadają stosownych pozwoleń.
Po zapewnieniu, że wyrusza w trasę, Maciej R. kontaktował się z pacjentem informując, że był uczestnikiem kolizji drogowej lub że jego karetka miała awarię. Zapewniał wówczas, że po chorego klienta przyjedzie inny ambulans.
Fałszywy przewoźnik kontaktował się z innymi firmami oferującymi transport medyczny, ponownie przekonując, że jego karetka uległa awarii i oferując odstąpienie zlecenia. Wysyłał wówczas takim firmom podrobione dokumenty, w tym umowę realizacji transportu oraz potwierdzenie wykonania przelewu na konto bankowe.
Choć przedmioty umowy, czyli transporty, były realizowane, to pieniądze na konto tych przewoźników nigdy nie trafiły. "Interwencja" opisuje historie trzech kontrahentów. Każdy z nich został oszukany na kilkanaście tysięcy złotych.
Przemysław Hołownia, ratownik medyczny z Sopotu, przyznał w rozmowie z "Interwencją", że fałszywy przewoźnik skontaktował się z nim z prośbą o zrealizowanie transportu z Wielkiej Brytanii. Tłumaczył, że sam nie jest tego w stanie zrobić z uwagi na awarię karetki.
- Zgodziliśmy się, dostaliśmy od pana R. umowę realizacji transportu oraz potwierdzenie wykonania przelewu na nasze konto. Ambulans oczywiście pojechał po pacjenta, transport został zrealizowany, ale środki do nas nie dotarły - powiedział poszkodowany przewoźnik. Dodał, że został oszukany na 16,5 tys. zł.
Takich historii jest więcej. Pan Marcin, który na urlopie we Włoszech złamał nogę, zapłacił 9 tys. zł za transport medyczny. Po jakimś czasie otrzymał telefon od Macieja R., który przekonywał, że jego ambulans ma awarię skrzyni biegów, co wymusiło nieplanowany postój pod Wiedniem. Wówczas oszust skontaktował się z Arturem Kociołkiem, ratownikiem medycznym z Opola.
- Twierdził, że jest zdesperowany, ponieważ pacjent czeka, wszyscy są poinformowani, wszystko jest ustalone, a on nie jest w stanie tego zlecenia wykonać. I prosił o to, żebyśmy my to zlecenie dla niego wykonali. Okazało, że to był blef - przyznał oszukany ratownik w rozmowie z "Interwencją".
Wśród oszukanych jest również Piotr Łukasiak, ratownik medyczny z Jar koło Obornik Śląskich. Choć w tej sprawie zapadł już wyrok, a sąd zobowiązał fałszywego przewoźnika do zwrotu 15 tys. zł, to ten zniknął. Co ciekawe, postępowania w sprawach, którymi zajmowała się prokuratura, zostały zawieszone z uwagi na m.in. problem z ustaleniem miejsca pobytu Macieja R. Poszkodowani przewoźnicy nie ukrywają rozczarowania i mówią o "nieudolności organów państwowych".