Ostatnie dni atomu w Niemczech. "15 kwietnia skończy się pewna historia"
Za kilka dni Niemcy wyłączą ostatnie trzy elektrownie atomowe. To spełnienie marzeń Zielonych. Tymczasem w Azji atom przeżywa renesans.
Pod koniec marca niemiecka minister środowiska w kilku słowach zakończyła spór, który Niemcy toczyli od wielu lat. - Ryzyka związane z energią atomową są ostatecznie nie do opanowania i dlatego wycofanie się z energii jądrowej czyni nasz kraj bezpieczniejszym oraz pozwala uniknąć powstawania nowych odpadów jądrowych - oświadczyła Lemke (minister ochrony środowiska Steffi Lemke - red.) w Berlinie.
Nieco wcześniej doszło do jeszcze jednej kłótni o energię atomową. Koalicja SPD, Zielonych i liberalnej FDP uzgodniła wprawdzie, że będzie trzymać się decyzji z 2011 roku o odejściu od atomu. Do końca 2022 roku ostatnie elektrownie jądrowe miały zostać zamknięte. Jednak rosyjska napaść na Ukrainę wszystko zmieniła, bo rosyjskie dostawy gazu do Niemiec zostały wstrzymane i obawiano się niedoborów energii. Wówczas kanclerz Olaf Scholz przeforsował przedłużenie pracy elektrowni jądrowych do połowy kwietnia 2023 roku.
Niemal żadna kwestia tak bardzo nie podzieliła ludzi, przede wszystkim na zachodzie Niemiec, jak energia jądrowa. 17 czerwca 1961 roku po raz pierwszy do sieci energetycznej popłynął prąd z niemieckiej elektrowni atomowej, mieszczącej się w Kahl w Bawarii. Teraz ostatnie trzy elektrownie jądrowe w Niemczech ostatecznie przestaną dostarczać energię elektryczną. Ma to nastąpić 15 kwietnia.
Te dwie daty dzielą 22 596 dni - i niezliczone gorące debaty. W tym czasie w sumie 19 niemieckich elektrowni jądrowych pokrywało nawet do jednej trzeciej zapotrzebowania Niemiec na prąd; po raz ostatni miało to miejsce około 20 lat temu. W latach 70. i 80. XX wieku sprzeciw wobec energii jądrowej wyprowadził na ulice setki tysięcy w większości młodych ludzi przede wszystkim w starej Republice Federalnej Niemiec sprzed zjednoczenia kraju. W 1986 roku katastrofa reaktora w Czarnobylu wydawała się potwierdzać ostrzeżenia przed zagrożeniami związanymi z energią atomową. Ale przez wiele dekad rządzący politycy z CDU, CSU, SPD i FDP opowiadali się za wykorzystaniem energii jądrowej.
Inne europejskie kraje szybciej postanowiły odejść od atomu. Pionierem była Szwecja, która podjęła tę decyzję krótko po katastrofie w Czarnobylu. Także Włochy zdecydowały się wówczas zamknąć dwie ostatnie elektrownie atomowe. Włosi pozostali przy tej decyzji, zaś Szwedzi w 1996 roku wycofali się z niej. Dziś sześć elektrowni atomowych w Szwecji wytwarza prąd, pokrywający około 30 procent zapotrzebowania. Inne kraje europejskie, jak Holandia albo Polska, planują budowę elektrowni atomowych, zaś Belgia opóźnia planowane odejście od atomu.
Francja ze swymi 57 reaktorami zawsze była wiodącym krajem energii atomowej i nim pozostanie. 13 spośród 27 krajów UE chce w nadchodzących latach wykorzystywać energię atomową albo rozwijać energetykę jądrową. Wielu ekspertów ma wątpliwości, czy tak jednak będzie.
W Niemczech już w 2002 roku ówczesny minister środowiska z partii Zielonych Juergen Trittin przeforsował pierwszą decyzję o odejściu od energii atomowej. Jednak kolejne rządy złagodziły te plany. Dopiero katastrofa w elektrowni jądrowej Fukushima w Japonii w 2011 roku przypieczętowała los niemieckich reaktorów. Ówczesna kanclerz Angela Merkel postanowiła: to koniec energii jądrowej w Niemczech.
Trittin, który dziś jest posłem Zielonych, mówi w rozmowie z DW, że 15 kwietnia br. to "ważny dzień, bo tego dnia skończy się pewna historia: a mianowicie historia cywilnego wykorzystania energii jądrowej". - Ale to nie koniec energii atomowej w Niemczech, bo wciąż będziemy mieć do czynienia z tym, że będziemy musieli bezpiecznie składować przez milion lat najniebezpieczniejsze odpady świata - zauważa Trittin.
Czy to zatem naprawdę koniec energii jądrowej w Niemczech? Stowarzyszenie reprezentujące interesy technologii jądrowej KernD oceniło w odpowiedzi na zapytanie DW, że z uwagi na kryzys energetyczny, który jest raczej stłumiony niż zażegnany, odejście od energii atomowej nie jest dobrym pomysłem. "Także biorąc pod uwagę politykę klimatyczną oraz bardzo niekorzystną tendencję w produkcji prądu w zeszłym roku, gdy znacznie wzrósł udział energii elektrycznej z węgla, wyłączanie trzech działających, niskoemisyjnych elektrowni jądrowych jest niezrozumiałe" - oświadczyło stowarzyszenie.
I dodało, że gdy "uwzględni się jednocześnie bezpieczeństwo dostaw, ochronę klimatu i środowiska oraz konkurencyjność", to bardziej sensowne niż rezygnacja byłoby produkowanie większej ilości energii jądrowej.
Według danych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) obecnie na całym świecie pracują 422 reaktory, których średni wiek to 31 lat. Aktualny raport MAEA zastrzega, że nie może być mowy o renesansie energii jądrowej. Produkcja energii elektrycznej z elektrowni atomowych osiągnęła najwyższy poziom w 1996 roku, gdy jej udział wyniósł 17,5 proc. W 2021 roku wartość ta po raz pierwszy od czterech dziesięcioleci spadła poniżej 10 procent.
A Juergen Trittin zauważa, że nikt nie chce "inwestować w wielkim stylu w energię atomową, bo energia atomowa nie jest konkurencyjna". Budowa nowych elektrowni jądrowych jest, jak mówi, bardzo droga, często współfinansowana z podatków. Wciąż dochodzi do opóźnień i sprzeciwu wobec nowych projektów.
Mimo to przede wszystkim Chiny, Rosja i Indie chcą budować nowe elektrownie jądrowe. W Chinach, gdzie w zasadzie nie ma społeczeństwa obywatelskiego zwalczającego nowe projekty, planuje się 47 kolejnych elektrowni. Już obecnie kraj ten produkuje więcej energii jądrowej niż Francja. Także Rosja i Indie są zaawansowane w planach rozbudowy. Wciąż przytacza się argument, że energia jądrowa chroni klimat, bo w trakcie produkcji niemal nie wytwarza się CO2. Nawet Japonia chce wrócić do większego wykorzystania energii jądrowej - pomimo że w następstwie trzęsienia ziemi w 2011 roku eksplodowało kilka reaktorów. Wówczas wyłączono początkowo wszystkie elektrownie atomowe. Jednak stopniowo niektóre reaktory przywrócono do sieci. Teraz japoński rząd postanowił, że ubogi w surowce kraj zbuduje nowe reaktory, a starym pozwoli pracować nawet przez 70 lat. - Musimy w pełni wykorzystać energię jądrową - to dewiza premiera Fumio Kishidy. W sondażach, po dłuższym okresie sprzeciwu, plany te mają coraz więcej poparcia.
Jens Thurau, Redakcja Polska Deutsche Welle
Zobacz również: