Płace rosną, premier się cieszy. Ale ten medal ma dwie strony
Premier Donald Tusk otrąbił sukces swojego rządu, podkreślając podczas niedawnej konferencji prasowej, że realny wzrost płac w Polsce jest najwyższy od 26 lat. "Te dane cieszą mnie jako premiera szczególnie" - powiedział, sugerując, że nie bez znaczenia są tutaj zasługi obecnej koalicji rządzącej. Polakom zostaje więcej w kieszeni, siła nabywcza naszych portfeli rośnie - ale ekonomiści przestrzegają, że wzrost płac ma dobre i złe strony. Ta "ciemna" strona to przede wszystkim podsycanie presji inflacyjnej, przez co stopy procentowe w Polsce przez dłuższy czas mogą pozostać na podwyższonym poziomie.
W poniedziałek 22 kwietnia Główny Urząd Statystyczny (GUS) podał, że wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w Polsce rosły w marcu w tempie 12 proc. w ujęciu rok do roku. To wzrost nominalny. Biorąc pod uwagę, że inflacja w marcu wyniosła 2,0 proc., widzimy, że realna dynamika wzrostu wynagrodzeń również była dwucyfrowa. Płace rosną bowiem szybciej od inflacji o 10 pkt. proc.
- Te dane cieszą mnie jako premiera szczególnie - powiedział Donald Tusk. I przypomniał, że od października ubiegłego roku - czyli (w domyśle) od wyborów parlamentarnych, w wyniku których obecna koalicja rządząca przejęła władzę - złoty umocnił się wobec euro o 5 proc., a wobec dolara o 6 proc. - To jest jeden z powodów, dla których inflacja zaczęła spadać w tempie szybszym, niż ktokolwiek mógł się spodziewać - stwierdził szef rządu.
Jak dodał, jedną z przyczyn wzrostu płac w sektorze przedsiębiorstw są też "nasze decyzje o podwyżce płac w budżetówce, dla nauczycieli - bo kiedy daje się takie podwyżki, rynek nie pozostaje bierny: pracodawcy także w sektorze prywatnym, sektorze przedsiębiorstw, płacą więcej".
Ale wzrost płac to medal, który ma dwie strony. Owszem, w kieszeniach pracowników zostaje więcej, a ich siła nabywcza rośnie. Wpływa to na poziom satysfakcji z życia i ogólny dobrobyt w społeczeństwie. Ale rosnąca konsumpcja - bo mając do dyspozycji więcej, jesteśmy skłonni wydawać więcej - to paliwo dla inflacji.
- Dynamika płac w sektorze przedsiębiorstw - bo to z tego sektora co miesiąc raportuje dane GUS - w ujęciu nominalnym jest od wielu miesięcy wysoka. Z początkiem roku wskoczyła na wyższy, dwucyfrowy poziom w porównaniu z grudniem’23 (kiedy wyniosła 9,6 proc. rdr) - teraz cały czas kształtuje się powyżej 12 proc. - potwierdza w rozmowie z naszą redakcją Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego. - W ujęciu realnym też mamy do czynienia z bardzo wysokimi wzrostami, nie widzianymi od lat - ocieramy się niemal o dwucyfrową dynamikę wzrostu płacy realnej, rzędu 9,7-9,8 proc.
- Taka sytuacja, patrząc z punktu widzenia gospodarki, praktycznie gwarantuje nam przyspieszenie tempa wzrostu konsumpcji - dodaje ekonomistka. - Konsumpcja to ponad 50 proc. w strukturze polskiego PKB, więc rząd ma powody do zadowolenia - może liczyć na przyspieszenie wzrostu gospodarczego i wyższe wpływy do budżetu z tytułu podatku VAT.
Pamiętajmy jednak, że dane, o których mówił premier, dotyczą sektora przedsiębiorstw. "Realny wzrost przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w 2023 wyniósł zaś 1,1 proc. r/r" - zauważa we wpisie na LinkedIn Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. "Teraz, po wzroście o ponad 21 proc. r/r płacy minimalnej i wzroście płac w sferze budżetowej, będzie oczywiście wyżej" - dodaje.
- Ten wysoki wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw, który to sektor zawsze "odstaje w górę", nie oznacza jednak, że tak jest w całej gospodarce - potwierdza Monika Kurtek z Banku Pocztowego. - W całej gospodarce ta dynamika jest dużo niższa; niemniej jednak to, co zadziało się od 1 marca - podwyżki dla budżetówki, dla nauczycieli - będzie miało przełożenie na całą gospodarkę.
Oprócz tego, że pensje nie wszystkim wzrosły aż tak mocno, jak chciałby to widzieć premier, jest jeszcze jeden negatywny aspekt obecnej sytuacji.
- Ten wzrost płac mógłby bardzo cieszyć, gdyby nadążała za nim wydajność, tak jednak nie jest - mówi M. Kurtek. - Taka sytuacja oznacza z kolei presję inflacyjną.
Entuzjazm studzi też Janusz Jankowiak, który sugeruje, by "radosne dane" przywoływane przez premiera uzupełnić "garścią innych danych". "I tak, według GUS, wydajność pracy w przemyśle w 2023 roku, mierzona produkcją sprzedaną na jednego zatrudnionego, spadła w ujęciu rocznym o 0,8 proc. (przeciętne zatrudnienie w tym czasie obniżyło się o 0,7 proc. r/r). Równocześnie przeciętne miesięczne nominalne wynagrodzenie brutto w przemyśle wzrosło o 11,9 proc., a realne o 0,5 proc. r/r. Mamy więc wzrost płac i spadek wydajności w ujęciach nominalnym i realnym" - tłumaczy we wspomnianym wpisie na LinkedIn ekonomista.
"Czy podobne do obecnych relacje dynamiki płac w przemyśle, płac w całej gospodarce narodowej do wzrostu wydajności mogą kogoś cieszyć? Pewnie tak. Ale z pewnością nie ekonomistów" - konkluduje.
- Do tego dochodzą najnowsze dane z GUS o bezrobociu, które jest rekordowo niskie - zwraca uwagę Monika Kurtek. - Jesteśmy w trendzie spadkowym bezrobocia, wymuszonym przez demografię, i to powoduje napięcia na rynku pracy. W tych warunkach wzrost płac tym bardziej może generować presję inflacyjną.
Przypomnijmy: według GUS, stopa bezrobocia w Polsce wyniosła w marcu 5,3 proc. O trendzie spadkowym bezrobocia, o którym wspomniała główna ekonomistka Banku Pocztowego, mówią też inni eksperci. "Spodziewamy się, że stopa bezrobocia pozostanie na zbliżonych poziomach do końca br. Konsensus Focus Economics zakłada, że w przyszłym roku Polska odnotuje kolejne historycznie niskie poziomy bezrobocia" - napisali w serwisie X analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).