Jak pisaliśmy w Interii, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego planuje wprowadzić opłatę reprograficzną w wysokości 1 proc. ceny sprzedaży na nowoczesne urządzenia, takie jak smartfony, tablety, komputery czy nośniki pamięci. Chodzi o zmianę tzw. listy czystych nośników, a więc katalogu sprzętu czy nośników pamięci umożliwiających odtwarzanie utworów. W praktyce zmiany mają na celu przyniesienie twórcom rekompensat za kopiowanie ich dzieł. Przykładowo - zgodnie z obecnymi przepisami na liście znajdują się płyty CD, nagrywarki komputerowe, płyty Blu-Ray czy magnetowidy, a więc urządzenia, które zostały już zastąpione przez ich nowocześniejsze odpowiedniki.
Pomysł od początku miał swoich zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników. Do pierwszej grupy należą w szczególności środowiska reprezentujące twórców, którzy wskazują, że artyści nie otrzymują należnych rekompensat. Drudzy zaś, głównie producenci i dystrybutorzy sprzętu, argumentują, że nowelizacja może przełożyć się na wzrost cen urządzeń, co odczują konsumenci.
MKiDN: "Marginalny" wpływ opłaty reprograficznej na cenę urządzeń
We wrześniu w ministerstwie odbyło się spotkanie z przedstawicielami twórców - organizacjami zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi (OZZ), a także przedstawicieli producentów, importerów i dystrybutorów sprzętu.
"Wszyscy uczestnicy spotkania wyrazili przekonanie o konieczności nowelizacji rozporządzenia o opłacie reprograficznej. (...) Ważnym punktem, podniesionym przez wszystkie strony spotkania była potrzeba ustalenia trybu i zakresu prowadzenia badań zachowań konsumentów po podpisaniu nowelizacji rozporządzania" - czytamy w komunikacie MKiDN.
Resort przekonuje, że zaproponowane stawki zostały ustalone "tak, aby były sprawiedliwe i minimalnie wpływały na konkurencyjność rynkową". Co więcej, wskazuje, że wpływ opłaty reprograficznej na cenę końcową jest "marginalny", bowiem rozkłada się ona na "dużą liczbę produktów".
OZZ: Stawki opłat reprograficznych są za niskie
Okazuje się, że uczestnicy spotkania są nadal podzieleni co do kształtu nowelizacji przepisów. W rozmowach z Interią Biznes przedstawiciele OZZ wskazują, że są za, choć zgłosili swoje uwagi. Co więcej, sami między sobą różnią się co do postulatów zmian.
- Wskazaliśmy m.in. na: konieczność podwyższenia stawek opłat, rozszerzenie katalogu o kolejne urządzenia i nośniki, takie jak smartwatche, konsole do gier czy rozwiązania chmurowe, wprowadzenie otwartego katalogu urządzeń, który pozwoli dostosowywać przepisy do zmian technologicznych, objęcie opłatami także urządzeń odnowionych fabrycznie, uwzględnienie faktu, że urządzenia wielofunkcyjne w dużym stopniu służą do korzystania z muzyki - mówi nam dyrektor biura STOART Jan Aniołek, który chciałby, aby to reprezentowana przez niego organizacja była inkasentem opłat w przypadku utworów muzycznych i słowno-muzycznych.
W podobnym tonie wypowiada się Karol Kościński, dyrektor generalny Stowarzyszenia Autorów ZAiKS:
- Projekt zaproponowany przez Ministerstwo Kultury jest krokiem w dobrą stronę, ale stawka procentowa opłaty jest zbyt niska w stosunku do standardów w zdecydowanej większości państw UE, i za mało środków ma przypaść branży muzycznej, o czym przypomnieliśmy także podczas spotkania z MKiDN. Ponadto ważne jest, by system poboru opłat był wygodny dla przedsiębiorców - wskazuje, dodając, że resort czeka jeszcze "dużo pracy nad projektem".
Kierunek zmian zaproponowany przez ministerstwo popiera także Stowarzyszenie Filmowców Polskich-ZAPA, mając jednak swoje, nieco inne uwagi.
- Popieramy w szczególności zaproponowany w rozporządzeniu wyraźny podział opłat na część muzyczną, filmową i reprograficzną (text and image). Wskazujemy jednak na potrzebę urealnienia udziału wideo. Uważamy, że w aktualnej propozycji kosztem tej sfery nadmiernie została uprzywilejowania sfera audio - wyjaśnia nam Piotr Chaberski, zastępca dyrektora SFP-ZAPA.
Tłumaczy jednocześnie, że "nie ma żadnego uzasadnienia, aby opłaty należne filmowcom pobierały organizacje muzyczne".
- Jesteśmy przekonani, że prawidłowym rozwiązaniem jest to, aby za pobór opłat dla każdej grupy uprawnionych sfer odpowiadała organizacja wyspecjalizowana w danym obszarze. Wiemy, że jesteśmy w stanie prowadzić znacznie bardziej efektywny pobór opłat dla części wideo niż jakakolwiek organizacja muzyczna - przekonuje.
"Podatek od smartfona" zapłacą firmy i konsumenci?
Inaczej sprawę widzi Związek Polska Cyfrowa. Już w sierpniu jego przedstawiciele podpisali się pod apelem o rezygnację z planów rozszerzenia opłaty reprograficznej na nowoczesne urządzenia elektroniczne. Michał Kanownik, prezes ZPC, wskazuje, że opłata, zwana potocznie "podatkiem od smartfona" przełoży się na przedsiębiorców i konsumentów. Ocenia, że resort, dodając na listę nowoczesne urządzenia, jedynie "utrwala archaiczne rozwiązania zamiast otworzyć system na nowoczesne modele wynagradzania twórców".
- Co więcej, nieprawdą jest, że wszyscy uczestnicy spotkania wyrazili przekonanie o konieczności nowelizacji w tym kierunku. Brałem udział w tym spotkaniu i pojawiło się wiele wątpliwości - nie tylko z mojej strony jako reprezentanta branży, ale nawet samych artystów. To pokazuje, że konieczna jest szeroka dyskusja, czy w obecnych czasach taki mechanizm w ogóle ma sens. Dlatego nasze stanowisko pozostaje niezmienne: potrzebne są zmiany legislacyjne, ale nie poprzez mechaniczne rozszerzanie katalogu urządzeń - mówi Interii Kanownik.
I dodaje, że lepszym pomysłem byłaby reforma systemu oparta na "rzetelnych danych, dostosowana do sposobu, w jaki dzisiaj realnie korzystamy z treści kultury".
"Konsumenci zapłacą więcej" kontra "nieuzasadnione obawy"
Z szacunków ZPC wynika, że nowelizacja przepisów może przyczynić się do wzrostu cen urządzeń o 5-7 proc.
- Podwyżka nie ograniczy się do samej opłaty - wyższy koszt będzie się "kaskadowo" powiększał na kolejnych etapach dystrybucji. Każdy pośrednik, hurtownia czy sklep doliczy swoją marżę do już podwyższonej ceny. W efekcie konsumenci zapłacą wyraźnie więcej, a polskie firmy - bo tu o nie chodzi, a nie jak twierdzi pani minister kultury, big-techy, które przecież nie są producentami sprzętu elektronicznego - stracą przewagę konkurencyjną na korzyść zagranicznych platform, zwłaszcza azjatyckich e-commerce - mówi Kanownik.
OZZ widzą to inaczej. Piotr Chaberski mówi wprost: to "próba wystraszenia opinii publicznej", bowiem polityka cenowa producentów i importerów sprzętu zależy od bardzo wielu czynników.
- Wystarczy spojrzeć na to, jak w ostatnich latach rosły ceny laptopów czy smartfonów, choć przecież nie były one do tej pory objęte opłatą. To, że po stronie płatników może istnieć pokusa podniesienia cen sprzętu przy okazji nowelizacji rozporządzenia, wydaje się być prawdopodobne. (...) Chcemy jednak wierzyć, że producenci sprzętu zamiast windować ceny i zwiększać przy okazji swoje marże, podzielą się częścią swoich zysków z twórcami. (...) Nie zapominajmy także, że zgodnie z przepisami płatnikiem opłat jest nie konsument, a producent lub importer sprzętu elektronicznego - podkreśla przedstawiciel środowiska filmowców.
Podobną narrację przedstawia Jan Aniołek.
- Uważamy, że te obawy są nieuzasadnione. W wielu krajach Unii Europejskiej opłata reprograficzna obejmuje smartfony, tablety czy inne nowoczesne nośniki, a mimo to ceny dla konsumentów końcowych są tam niższe niż w Polsce - mówi dyrektor biura STOART.
Smartfony na nowej liście czystych nośników
Wisienką na torcie jest jednak nie to, kto i jaką opłatę ma pobierać, ale czy w ogóle smartfony powinny znaleźć się na ministerialnej liście. Wszak celem opłaty reprograficznej ma być rekompensata dla twórców za kopiowanie ich utworów. Niektórzy prawnicy uważają wręcz, że propozycja jest niekonstytucyjna, bowiem zapoznanie się z utworem nie jest tożsame z jego powieleniem, do czego smartfon nie służy.
- Nie zgadzamy się z takim stanowiskiem. Smartfony nie tylko mogą, ale faktycznie służą kopiowaniu na własny użytek - potwierdzają to nie tylko badania wśród polskich użytkowników, ale także wiedza ogólna i codzienne obserwacje sposobu korzystania z tych urządzeń (...) Argument, że dominującym modelem korzystania z treści audio i audiowizualnych jest streaming (abstrahując od prawdziwości tego stwierdzenia) nie wyklucza konieczności wprowadzenia opłaty. Urządzenie w dalszym ciągu umożliwia kopiowanie i użytkownik z tej funkcji korzysta - wyjaśnia Jan Aniołek ze STOART-u.
Argumentów za wprowadzeniem "podatku od smartfona" jest więcej.
- Po pierwsze, streaming jest nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach, a mimo to smartfony tam objęte są opłatami. Po drugie, istnieje bardzo duża grupa kilkudziesięciu procent posiadaczy telefonów, którzy w ogóle nie korzystają z serwisów streamingowych. Po trzecie, na smartfonach kopiowane są utwory, które można później odtwarzać offline. I jeśli nie w każdym przypadku, to w ich zdecydowanej większości jest to korzystanie w ramach własnego użytku. Po czwarte, nie można także zapominać o "współdzieleniu kont" serwisów streamingowych. To właśnie dozwolony użytek wydaje się być jedyną możliwą obroną dla tego zjawiska- przekonuje Piotr Chaberski z SFP-ZAPA.
Nowe przepisy poprzedzą badania rynkowe ws. smartfonów?
Prezes ZPC odbija piłeczkę, przekonując, że dziś smartfony nie służą do kopiowania muzyki czy filmów, ale przede wszystkim do komunikacji, pracy i konsumpcji treści w modelu streamingowym.
- Biorąc pod uwagę rosnącą rolę usług subskrypcyjnych, gdzie użytkownicy płacą bezpośrednio za dostęp do treści, a twórcy i wydawcy otrzymują wynagrodzenie, trudno obronić tezę, że smartfony powinny być objęte dodatkową opłatą. Potrzebne są ogólnokrajowe, niezależne badania dotyczące realnej kopiowalności utworów - takie, jakie przeprowadzono m.in. w Finlandii. Dopiero na ich podstawie będzie można odpowiedzieć, czy i w jakim zakresie opłata reprograficzna ma sens w Polsce - podkreśla Kanownik.
Z jego relacji ze spotkania wynika, że resort kultury również widzi potrzebę przeprowadzenia takich analiz.
- Jednak nie rozumiem sytuacji, w której najpierw resort chce wprowadzić rozporządzenie w życie, a potem, jak już będzie ono obowiązywało, dopiero zastanawiać się i prowadzić badania, czy to co wprowadzamy ma w ogóle sens. Brakuje tu logiki w działaniu - ocenia.
Swoje stanowisko w tej sprawie przedstawił również wiceminister kultury Maciej Wróbel podczas czwartkowego posiedzenia Komisji Cyfryzacji, Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii.
- Minister kultury (...) określa w drodze rozporządzenia kategorie urządzeń i nośników oraz wysokość opłat, kierując się zdolnością urządzenia i nośnika do zwielokrotniania utworów, jak również ich przeznaczeniem do wykonywania innych funkcji niż zwielokrotnianie. My tu nie mówimy o kopiowaniu utworów, tylko o zdolności technicznej urządzenia - powiedział.
Kosztami nowelizacji zostaną obciążeni konsumenci?
W sprawie nowelizacji przepisów podzielony jest również sam rząd. O ile popiera ją resort cyfryzacji, o tyle przeciwnego zdania jest Ministerstwo Rozwoju i Technologii. W opinii wiceminister Michał Baranowski wskazał, że "w obecnym kształcie rozporządzenie może przynieść skutki odwrotne do zamierzonych", zwracając uwagę na ryzyko przerzucenia kosztów z producentów i importerów sprzętu na konsumentów.
"Należy również wskazać na niedostosowanie do realnego modelu korzystania z treści - obecnie dominuje legalny, subskrypcyjny dostęp do utworów (streaming), co czyni powszechne kopiowanie utworów marginalnym zjawiskiem. Objęcie opłatą urządzeń działających głównie w tym modelu rodzi pytania o zasadność regulacji (...) wygeneruje kolejną opłatę ponoszoną w tym samym celu, której kosztem ostatecznie mogą zostać obciążeni konsumenci, mimo wskazania, że opłatę ponoszą producenci i importerzy" głosi opinia MRiT.
Resort kultury zakłada, że nowelizacja rozporządzenia wejdzie w życie z początkiem 2026 roku. Propozycję tę również krytykuje resort rozwoju i technologii, podkreślając, że w przypadku zwiększenia obciążeń administracyjnych dla przedsiębiorców obowiązuje sześciomiesięczne vacatio legis. Planowane jest drugie spotkanie w ministerstwie z przedstawicielami branży.
Paulina Błaziak