26 listopada w Bremie rusza dwudniowe posiedzenie Rady Ministerialnej Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Ministrowie państw członkowskich będą omawiać priorytety i cele na najbliższe trzy lata oraz decydować o wkładzie finansowym. Ten podzielony jest na dwie części: obligatoryjną, uzależnioną od dochodu narodowego brutto, oraz fakultatywną. Pieniądze zostaną przeznaczone na rozwój międzynarodowych programów i rozwiązań kosmicznych, jak również wrócą do poszczególnych państw w ramach kontraktów z firmami.
Polska płaci do ESA coraz więcej
Polska dołączyła do ESA w 2012 roku, jednak to ostatnie lata można nazwać przełomowymi jeśli chodzi o rozwój sektora kosmicznego w kraju. Pojawiające się na rynku kolejne spółki, udział Polaków w projektach badawczych czy rozwoju programów (np. satelitarnych) czy wreszcie: misja kosmiczna z udziałem drugiego Polaka - nie urzeczywistniłyby się bez obecności Polski w tej instytucji.
Politycy coraz bardziej dostrzegają rolę kosmosu w gospodarce, ale i obronności. Świadczy o tym choćby współpraca Ministerstwa Obrony Narodowej i spółki ICEYE, która dostarczy wojsku pierwsze satelity radarowe, działające w trybie ciągłym, oraz kontrakty MON z Wojskową Akademią Techniczną i Creotech Instruments na konstelacje satelitów PIAST i Mikroglob (więcej pisaliśmy o tym tutaj). Widać to także w nakładach finansowych Polski do ESA - tylko w tym roku wyniosła 193,4 mln euro.
Minister finansów i gospodarki Andrzej Domański zapowiadał we wrześniu br., że budowa silnego przemysłu kosmicznego to "absolutny priorytet" rządu, zapewniając, że składka do ESA "będzie sukcesywnie rosła". W bieżącym roku Polska znalazła się na siódmym miejscu wśród płatników do ESA. Najwięcej do ESA wpłaca Francja (ponad 1 mld euro w tym roku), na drugim miejscu są Niemcy (951 mln euro).
"Polska mogłaby zainwestować w ESA około 700 mln euro"
Ile zatem Polska może przeznaczyć na rozwój sektora kosmicznego w najbliższych trzech latach? Dyrektor generalny ESA uważa, że o wiele więcej niż dotychczas.
- Biorąc pod uwagę sytuację gospodarczą Polski i jej wartość PKB Polska mogłaby zainwestować w ESA około 700 mln euro (średniorocznie około 233 mln euro - red.). Kwota ta odzwierciedla znaczenie gospodarcze Polski w kontekście ESA i może posłużyć do planowania przyszłych inwestycji - ocenił w rozmowie z Interią Josef Aschbacher.
We wtorek, tuż przed posiedzeniem Rady dyrektor ESA poinformował, że zaproponuje trzyletni łączny budżet w kwocie 22,2 mld euro.
- To jest proponowana kwota, ale powinienem również uwzględnić oczekiwania i powiedzieć, że prawdopodobnie nie zostanie zatwierdzona. (…) Poziom powyżej 20 mld euro będzie uważany za sukces - wyjaśnił.
Trzy lata temu propozycja zakładała wydatki rzędu 16,9 mld euro, co stanowiło wzrost o 17 proc. w porównaniu z rokiem 2019. Suma zatwierdzonych na przestrzeni lat budżetów rocznych w okresie 2023-2025 dały kwotę 18,28 mld euro.
Projekt budżetu przewiduje wydatki dla ESA
Propozycja dyrektora ESA dla Polski oznaczałaby to skokowy wzrost wydatków, które w ostatnim roku i tak znacząco wzrosły, m.in. ze względu na udział Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego w misji AX-4. Miał on jednak szerszy i długofalowy wymiar, w tym edukacyjny.
- Wysłanie Polaka w kosmos to nie był tylko zakup biletu, ale dodatkowa inwestycja w programy Europejskiej Agencji Kosmicznej, bez czego polskie firmy w sektorze kosmicznym nie mogą się rozwijać - podkreślał na łamach Interii prezes Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego Paweł Wojtkiewicz. Zwracał uwagę, że zainwestowana kwota zwraca się kilkukrotnie.
Projekt budżetu na rok 2026 zakłada, że "dodatkowy wkład finansowy Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej" wyniesie 430 mln zł (około 100 mln euro). W ubiegłym roku zapisano w budżecie 868 mln zł. Przy założeniu stałej kwoty płaconej co rok i uwzględnieniu stałej części składki i wzrostu gospodarczego, dawałoby to na najbliższe lata ponad 420 mln euro. Do momentu publikacji nie uzyskaliśmy jednak potwierdzenia z resortu, czy planowane jest coroczne zwiększanie części fakultatywnej.
Kosmos staje się kluczowy dla gospodarki
Zdaniem prof. Grzegorza Wrochny, dyrektora w Creotech Instruments, a wcześniej prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej, wkład finansowy Polski do ESA powinien rosnąć z prostego powodu.
- Jesteśmy 20. gospodarką świata, a na technologie kosmiczne ciągle wydajemy bardzo mało. Tymczasem jest to obok AI najszybciej rozwijająca się gałąź gospodarki - na całym świecie, ale już i w Polsce. Ponadto coraz lepiej rozumiemy, jak ogromne znaczenie mają technologie satelitarne dla naszego bezpieczeństwa, zagrożonego zarówno naturalnymi kataklizmami jak i dynamiczną sytuacją geopolityczną - wyjaśnia w rozmowie z Interią.
Na dowód przytacza konkretne liczby.
- Polska zobowiązała się wydawać 5 proc. dochodu narodowego na obronność. To ok. 40 mld euro rocznie. Na kosmos wydajemy zaledwie 1/200 tej sumy, licząc wkład do ESA i zamówienia MON. Skoro 99,5 proc. ciągle wydajemy na tradycyjne uzbrojenie, to chyba jeszcze żyjemy w poprzedniej epoce - ocenia.
Firmy chcą zwiększenia składki do ESA
Swoje rekomendacje dla ministra przed posiedzeniem Rady przedstawiła Polska Fundacja Przemysłu Kosmicznego. Jej przedstawiciele wskazują, że nasz wkład finansowy w ramach składki ogólnej powinien zwiększyć się o 25-35 proc.
"Uwzględniając obecne plany dotyczące zwiększenia ogólnego budżetu ESA, rekomendujemy rozważenie jednego z trzech scenariuszy dotyczących ogólnej składki do ESA w nadchodzącym okresie" - napisano, przedstawiając wyliczenia:

"Ponadto zwiększenie o 40-60 proc wkładu w wybrany program strategiczny w ramach składki opcjonalnej wydaje się być koniecznym działaniem w przypadku chęci ubiegania się o ośrodek technologiczny ESA w Polsce. W związku z powyższym rekomendujemy zwiększenie wkładu w wybrany program strategiczny w ramach składki opcjonalnej o 50 proc." - uważają przedstawiciele branży.
Prof. Wrochna również zwraca uwagę na szansę, jaką dałby ośrodek ESA w naszym kraju. Ocenia, że obecnie Polska powinna się skupić na budowie infrastruktury satelitarnej, służących do obserwacji, komunikacji czy nawigacji, zarówno satelitów w kosmosie, jak i stacji naziemnych.
- Ośrodek ESA w Polsce byłby znakomitym narzędziem wspomagającym osiąganie tego celu. Najpilniejsze potrzeby, to właśnie te związane z bezpieczeństwem, byśmy skutecznie radzili sobie zarówno z zagrożeniami naturalnymi, jak i wywołanymi przez człowieka. Systemy satelitarne mogą nas w porę ostrzegać, wspomagać akcję w czasie kryzysu i pomóc zminimalizować negatywne skutków kryzysów - podkreśla.
ESA to most nad "doliną śmierci"
Prof. Grzegorz Wrochna wskazuje, że rola ESA w rozwoju nowych rozwiązań i technologii jest kluczowa, bowiem wspiera drugi etap rozwoju spółki, po wdrożeniu i grantach, a przed pozyskiwaniem pieniędzy od prywatnych inwestorów
- Najtrudniejsza jest ta środkowa, między prototypem i produktem. Nazywa się ją czasem technologiczną "doliną śmierci". ESA w tej perspektywie to most nad tą "doliną śmierci". Zamówienia, jakie ESA ogłasza, są finansowane ze środków publicznych - wkładów państw członkowskich - a więc kierowane w obszary priorytetowe dla państw finansujących. Ale firma musi wygrać komercyjny przetarg i dostarczyć działający produkt. Dlatego nawet takie kraje jak Francja czy Niemcy większość swoich środków na kosmos kierują właśnie przez ESA - wyjaśnia.
Wielokrotnie spółki realizują kontrakty na rozwiązania podwójnego zastosowania. Choć ESA zwraca uwagę, że kosmos i obronność są mocno ze sobą powiązane, nie jest to organizacja odpowiadająca stricte za rozwiązania skierowane na potrzeby armii. A te również trzeba sfinansować. Zdaniem naszego rozmówcy powinna być to naturalna konsekwencja udziału Polski w ESA.
- Po to rozwijamy technologie w ESA, żeby móc dostarczać satelity i usługi satelitarne dla państwa, firm i po prostu dla nas wszystkich. Najpierw jednak trzeba te technologie rozwinąć i dopracować, dlatego wkład do ESA jest tak ważny. Ale następnym krokiem powinny być już zamówienia rządowe, w tym wojskowe. Krajowy Program Kosmiczny do dziś nie został wdrożony, może właśnie dlatego, że był formułowany jako kolejny program grantowy. Dzisiaj powinien być po prostu listą zakupów rządowych - wskazuje.
W Polsce brakuje przepisów o kosmosie
Brak Krajowego Programu Kosmicznego stanowi jedną z największych bolączek sektora. Zwracała na to uwagę także Najwyższa Izba Kontroli, która już w 2020 roku rekomendowała premierowi uchwalenie dokumentu, który wskazywałby konkretną mapę rozwoju branży w Polsce.
"Nierealizowanie zobowiązań wynikających z prawa międzynarodowego może negatywnie wpływać na wizerunek Polski, jako kraju, który pretenduje do aktywnego udziału w europejskiej polityce kosmicznej" - wskazywano.
Cztery lata później wnioski z kolejnej kontroli były podobne. Negatywnie oceniono "ograniczoną skuteczność działań na rzecz wdrożenia kluczowych zadań wymienionych w Polskiej Strategii Kosmicznej", jak również zwrócono uwagę na brak ustawy o działalności kosmicznej.
W tym przypadku widać jednak światełko w tunelu. W czerwcu br. resort rozwoju i technologii zaprezentował założenia projektu ustawy, która - jak wskazuje Ocena Skutków Regulacji - ma rozwiązać "problem braku krajowych zasad bezpiecznego wykonywania działalności kosmicznej". W ubiegłym tygodniu zajmowała się nim w komisja prawnicza z udziałem przedstawicieli MRiT, Ministerstwa Infrastruktury oraz MON. Kolejnym krokiem będzie przekazanie projektu na posiedzenie rządu.
Paulina Błaziak















