Polska nie oczekuje rewolucji
Przedstawiciele polskich regionów, minister ds. rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska i europosłowie gorąco bronili wczoraj tradycyjnej, zaadresowanej do wszystkich regionów w UE polityki spójności, podczas zorganizowanej w Komisji Europejskiej wielkiej konferencji na temat przyszłości tej polityki po 2013 roku.
"Choć oczekujemy reformy, to nie oczekujemy rewolucji" - apelował prezes zarządu Związku Województw RP, marszałek województwa pomorskiego Jan Kozłowski. Także minister Bieńkowska i polski ambasador przy UE Jan Tombiński przekonywali, że polityka spójności już teraz jest "polityką przyszłości", gdyż realizuje cele "zielonej gospodarki", jak redukcja emisji CO2, innowacyjność i bezpieczeństwo energetyczne.
Elżbieta Bieńkowska zapewniła, że polski rząd będzie zabiegał, by także w kolejnym wieloletnim budżecie UE na lata 2014-2020 ta polityka pozostała centralną polityką UE. Przytoczyła analizy Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, że na każde 1 euro brutto wysłane do Polski z unijnego budżetu w ramach funduszy spójności, 25 centów wraca do krajów starej piętnastki, w postaci np. dodatkowego eksportu usług czy towarów.
Debatę, która przyciągnęła ponad 600 osób, głównie z polskich regionów, ale także z Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego zdominowała zapowiedziana przez KE reforma unijnego budżetu po 2013 roku. Zgodnie z ujawnioną przez PAP, wciąż nieformalną propozycją KE, która ma być przyjęta najpewniej 24 listopada, KE nie wyklucza częściowej nacjonalizacji tej polityki, ograniczając ją do regionów w najbiedniejszych krajach UE.
Zdaniem przewodniczącej komisji ds. regionalnych Parlamentu Europejskiego Danuty Huebner, gdyby ta propozycja została zrealizowana, to wydatki na politykę spójności, na którą w latach 2007-13 przeznaczono w unijnym budżecie ponad 300 mld euro (w tym dla Polski 60 mld euro), uległyby znacznej redukcji, i aż 200 z 271 europejskich regionów przestałoby z tej polityki korzystać. Dotknęłoby to aż 16 państw członkowskich, w pierwszym rzędzie głównie stare kraje UE, ale w dalszej perspektywie także regiony w powoli bogacących się nowych krajach. Ponadto KE sugerowała w swej propozycji "wyeliminowanie z systemu zarządzania polityką spójności szczebla regionalnego i lokalnego". To kraje UE (odpowiednio biedne) otrzymywałyby środki z budżetu UE z Brukseli, a następnie same dzieliłyby je między swe regiony, według klucza sektorowego, na konkretne priorytety.
"Polityka regionalna musi dalej być zaadresowana do wszystkich regionów nawet tych najbogatszych, bo wszystkie regiony borykają się z jakiś problemem" - apelowała Bieńkowska. - A władze regionalne i lokalne muszą uczestniczyć we wdrażaniu tej polityki. Regiony musza pozostać podstawą rozwoju UE".
Uczestnicy debaty argumentowali, że wyeliminowanie regionów i społeczności lokalnych jako podmiotów polityki spójności byłoby sprzeczne z celami spójności terytorialnej, zapisanej w Traktacie z Lizbony.
KE argumentuje, że reforma polityki spójności jest potrzebna, by odpowiedzieć na współczesne wyzwania, jak globalizacja, walka ze zmianami klimatycznymi czy kryzys gospodarczy. Dlatego proponuje, by kolejny budżet UE skoncentrował się na trzech priorytetach. Są to: stały wzrost i zatrudnienie (więcej inwestycji na badania i innowacyjność oraz wzrost funduszy na zwalczanie negatywnych skutków globalizacji), zmiany klimatyczne i dostawy energii (tu celem jest budowa gospodarki niskoemisyjnej i inwestycje w infrastrukturę energetyczną) oraz promocja europejskich wartości na świecie (gdzie KE zakłada m.in. wzrost wydatków na politykę sąsiedzką, w tym Partnerstwo Wschodnie, a także zarządzanie migracją).
Polski komisarz ds. polityki regionalnej Paweł Samecki, który niedawno zastąpił na tym stanowisku Danutę Huebner, podkreślał, że celem reformy powinno być podniesienie skuteczności i widoczności polityki spójności, stąd propozycje, by skoncentrować się na mniejszej liczbie celów. Jego zdaniem ta polityka powinna dalej pomagać regionom opóźnionym w nadrabianiu do pozostałych, tak by zapewnić trwały wzrost gospodarczy we wszystkich regionach, a obywatele całej UE, nie tylko najbogatszych państw, mogli korzystać z dobrodziejstw wspólnego rynku.