Polska wydaje jak bogaty kraj socjalny!
W Polsce wydaje się na świadczenia i transfery socjalne ok. 1/5 PKB, a udział wszystkich wydatków publicznych w PKB przekracza 46 proc. Oba wskaźniki sytuują nas - goniący światową czołówkę kraj na dorobku - na poziomie bogatych europejskich państw socjalnych.
Kryzys wyniósł Polskę na świecznik, ale też zmusił nas do tego, by nie ignorować rzeczywistych problemów. Nierozwiązane wróciłyby ze zdwojoną siłą przy następnej dekoniunkturze. To, co przed rokiem uznane byłoby za dramat, dziś niektórzy traktują jako sukces.
Polska gospodarka w opinii wielu ekspertów ledwo się kręci, a mimo to pokazywana jest na świecie jak okaz zdrowia. Jean Claude Trichet, francuski ekonomista, prezes Europejskiego Banku Centralnego, powiedział, że polska gospodarka okazała się odporna na wielki kryzys, co przekonało go, że nie ma w niej ukrytych słabości.
Czyżby? Na łamach "Nowego Przemysłu" i podczas organizowanych przez pismo konferencji permanentnie obnażano słabości polskiej gospodarki. Francuski ekonomista w jednym ma rację - problemy nie są ukryte, widać je jak na dłoni!
Wszyscy są zgodni, że odnieśliśmy spektakularny sukces. Nie można jednak dopuścić do tego, aby "polski patent na kryzys" - jak nazwał nasz sukces premier Donald Tusk - przysłonił nam zdrowy rozsądek.
Wprawdzie osiągnęliśmy w minionym roku wzrost PKB o 1,7 proc, jednak organizm gospodarki wymaga kilku poważnych zabiegów. Nie można z nimi zwlekać - to wyzwania na teraz.
- Pamiętajmy również, że przed Polską największe wyzwania związane z wejściem w życie postanowień pakietu klimatycznego. Mam nadzieję, że powstanie dobry klimat dla inwestycji, szczególnie w sektorze elektroenergetycznym - przypomina Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki.
Zdaniem ekonomistów, najpoważniejszym wyzwaniem będzie reforma finansów publicznych, a także - związane z nią - przeciwdziałanie dalszemu powiększaniu się deficytu budżetowego. Analitycy rynkowi spodziewają się w 2010 r. wzrostu PKB na poziomie około 2 proc. Z ankiety Business Centre Club wynika, że w tym roku dwie trzecie firm planuje inwestycje, a 40 proc. oczekuje zwiększenia zatrudnienia.
Główny ekonomista BCC Stanisław Gomułka szacuje, że wzrost PKB przez dwa lata wyniesie 3 proc, może nawet 3,5 proc. Również Jan Winiecki, ekonomista, członek RPP, uważa, że założenia budżetowe ministerstwa są zbyt pesymistyczne, jeżeli chodzi o wzrost gospodarczy, a równocześnie zbyt optymistyczne w przypadku inflacji.
Żadne prognozy nie powinny nas zwolnić z obowiązku pilnego naprawienia niedomagań gospodarki i państwa. Reformom nie będzie sprzyjać "wyborcza dwulatka" - oby odpowiedzialność przeważyła nad pokusą populizmu, a odwagi wystarczyło dla przeprowadzenia trudnych w odbiorze społecznym, dla wielu bolesnych, ale koniecznych zmian. Wybraliśmy sześć najważniejszych problemów do rozwiązania. Zdominowały one problematykę sesji głównej styczniowego forum pn. Zmieniamy Polski Przemysł, a obecne były w trakcie spotkań, rozmów i sesji tematycznych.
Podzielając rządowy optymizm, można założyć, że deficyt finansów publicznych w 2010 r. może się ukształtować poniżej poziomu 6 proc. PKB, a dług publiczny nie przekroczy poziomu 55 proc. PKB. Ale doraźne ratowanie budżetu to nie strukturalna reforma, a takiej generalnej przebudowy wymaga system finansów państwa.
- Problemy będą trwać przez wiele lat, a pytanie "czy stać nas na głęboką reformę?" jest nieporozumieniem. Nas po prostu musi być na to stać, a reformy muszą prowadzić do oszczędności, a nie kosztów - przekonuje Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PricewaterhouseCoopers Polska.
- Główną barierą pozostaje wola polityczna, niezbędna i do dokończenia prywatyzacji, i do głębokich reform - dodaje.
Długo oczekiwana reforma nie powinna ograniczyć się tylko do uporządkowania dochodów i wydatków, lecz winna tworzyć trwałe narzędzia i praktykę racjonalnego zarządzania pieniądzem podatnika w długiej perspektywie.
- Nie ulega wątpliwości, że plan konsolidacji zmniejszy obciążenie budżetu - mówi Piotr Kuczyński, główny analityk Xelion. Doradcy Finansowi.
- Oczywiste jest jednak i to, że równolegle należałoby przeprowadzić wiele innych, znanych wszystkim reform po to, żeby móc spać spokojnie i nie obawiać się przekroczenia przez dług Polski progu ostrożnościowego.
Plan rozwoju i konsolidacji finansów publicznych ma wprowadzić novum w polskiej praktyce - budżet wieloletni. Da to możliwość określania priorytetów finansowych przy równoczesnym trzymaniu rygorów wydatkowych. Pieniądze publiczne, którymi dysponują agencje i inne instytucje publiczne, będą musiały pracować dla państwa, zamiast generować zyski prywatnych banków.
- 13 mld zł miałoby zostać uzyskane dzięki zmianom w klasyfikacji długu publicznego, za czym przemawia racjonalna argumentacja, ale trudno to nazwać prawdziwymi oszczędnościami - twierdzi Piotr Bielski, główny doradca finansowy BZ WBK. - Rzeczywiste oszczędności ma zapewnić nowy system zarządzania pieniędzmi w sektorze finansów publicznych, m.in. centralizacja rozliczeń budżetowych, wprowadzenie reguły ograniczającej wzrost wydatków. Takie działania wydają się pożądane, jednak nie znamy szczegółowych propozycji rządu w tym zakresie.
Prorozwojowy potencjał państwowych finansów wzmocnią pieniądze z zewnątrz. W 2010 roku wydamy prawie dwa razy więcej środków unijnych - nie 16-17 mld, ale ponad 30 mld zł. A w kolejnych latach jeszcze dwa, trzy razy więcej! Strumień tych środków to jednak także wyzwanie - domaga się optymalnego wykorzystania i zmusza do zapewnienia udziału własnego we współfinansowanych przez UE przedsięwzięciach.
Polska jest krajem socjalnym! W Polsce wciąż wydaje się na świadczenia i transfery socjalne ok. 1/5 PKB, a udział wszystkich wydatków publicznych w PKB przekracza u nas 46 proc. Oba wskaźniki sytuują nas - goniący światową czołówkę kraj na dorobku - na poziomie bogatych europejskich państw socjalnych.
Przykładem rażąco nieracjonalnych wydatków z budżetu są dotacje do Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. Absurdalnie niesprawiedliwy i zadziwiająco trwały jest system, w którym podatnik pomaga zamożnemu farmerowi uzyskującemu dopłaty unijne lub sprytnemu właścicielowi rolniczej działki.
Za ćwierć wieku wybuchnie w Polsce bomba. Na sto osób w wieku produkcyjnym będzie przypadało 155 niepracujących. Będziemy starsi i będzie nas mniej. A starzenie się społeczeństwa to koszty - systemu emerytalnego i opieki zdrowotnej. Wpływ przemian demograficznych na rynek pracy, produktywność i wzrost gospodarczy Polski, a także na sytuację systemu zabezpieczenia społecznego i na finanse publiczne trzeba oszacować już teraz i szybko przejść do działania.
Czy przygotowujemy się na to, co nieuchronne? Niestety, nie! Dotychczasowa polityka w tej dziedzinie jest nieadekwatna do skali zagrożeń. - Aby ograniczyć skalę tego procesu, powinny być wprowadzone przez rząd rozwiązania systemowe pozwalające na aktywizację zawodową ludzi starszych - radzi Alina Wołoszyn, dyrektor wykonawczy Corporates Finance KPMG Advisory sp. z o.o. - Mamy też jedną z niższych średnich przechodzenia na emeryturę wśród państw europejskich, co powinno też w miarę starzenia się naszego społeczeństwa ulec zmianie.
Minister pracy Jolanta Fedak potwierdza, że zadłużenie ZUS w bankach komercyjnych wynosi 2,2 mld zł. I uspokaja, że emeryci nie muszą się obawiać o wypłatę świadczeń. A co będzie w przyszłości, kiedy rola instytucji ubezpieczenia społecznego będzie rosła?
W tym roku przeprowadzona zostanie reforma obniżająca koszty funkcjonowania systemu emerytalnego. - Projekt ustawy zmieniającej Ustawę o emeryturach kapitałowych oznacza demontaż II filara systemu emerytalnego w Polsce - twierdzi Bohdan Wyżnikiewicz, dyrektor Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. - Na tym pomyśle, poza emerytami i prestiżem kraju, który nie potrafi konsekwentnie wprowadzać reform, straci także rynek kapitałowy, na którym zabraknie ważnych inwestorów instytucjonalnych.
Zapowiadana poważna zmiana w relacjach z OFE wraz z propozycją zmniejszenia składki do OFE z 7,3 do 3 proc. tzw. podstawy wymiaru sprawi, że budżet będzie przekazywał ZUS-owi mniej pieniędzy, ale to Zakład, de facto budżet, będzie odpowiadał za większą część wypłaty emerytur.
Czy na pewno jest to lepsze rozwiązanie? Co z zaufaniem obywateli do państwa? W ich odczuciu system jest niesprawiedliwy - za dużo zabiera, niewiele oddaje w formie emerytury.
Niedokończona polska prywatyzacja to wyzwanie, które podejmuje rząd. Woli politycznej nie brak, ale sukces zależy nie tylko od polityków.
Prywatyzacja to nie tylko zmiana struktury gospodarki, ale i wzmocnienia państwowej kasy sprzedażą 10-procentowego pakietu akcji KGHM, co ma dać około 2 mld zł dochodu.
Ministerstwo Skarbu Państwa rozpoczęło tegoroczną realizację ambitnego planu. Przez trzy lata prawie w ogóle nie prywatyzowano. W bieżącym roku będziemy szybko odrabiać te straty. Łączne przychody z prywatyzacji w latach 2009 i 2010 winny wynieść aż 28,5 mld zł.
- To plan nierealny - twierdzi Piotr Kuczyński, główny analityk spółki Xelion. Doradcy Finansowi. - Jeśli zapowiada się, że trzeba sprzedać udziały w przedsiębiorstwach po to, żeby uzyskać 25 mld złotych dla poratowania budżetu, to samemu prosi się o kłopoty.
Innego zdania jest Piotr Bielski, ekonomista z BZ WBK: - Plan prywatyzacji na 2010 r. jest faktycznie ambitny, ale moim zdaniem możliwy do realizacji. Światowa gospodarka stopniowo się rozpędza, a sytuacja na rynkach finansowych wraca do normy, co będzie sprzyjało napływowi kapitału do krajów wyróżniających się pod względem parametrów makroekonomicznych, takich jak Polska.
Na liście firm do sprzedaży tłok. Największe przychody oczekiwane są z akcji prywatyzacyjnej sektora elektroenergetycznego. Rząd chce min. częściowo sprzedać udziały w największych grupach energetycznych: PGE, Tauron, Energa oraz koncernie naftowym Lotos. Zamierza całkowicie sprywatyzować poznańską grupę energetyczną Enea i lubelską kopalnię Bogdanka - minister skarbu zapowiedział sprzedaż pakietu SP "inwestorowi, który zadba o długofalowy rozwój spółki" - a także Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin i kopalnie węgla brunatnego: Adamów i Konin. Na liście do prywatyzacji znajdują się także ZCh Police oraz ZA Puławy.
Po nieudanej próbie w minionym roku, kontynuowane są prace nad planem sprzedaży Giełdy Papierów Wartościowych. Na 2010 rok przewidziany jest debiut giełdowy spółki ubezpieczeniowej PZU SA.
- Jestem zwolennikiem prywatyzacji i uważam, że trzeba ją przyspieszać, ale racjonalnie - mówi Janusz Steinhoff. -Tymczasem odnoszę wrażenie, że jest to prywatyzacja realizowana pod przymusem, która pewnie nie da ani dobrych efektów finansowych, ani pozytywnych skutków związanych z przekształceniami własnościowymi.
Inwestycje w czasie kryzysu? Tak - mówią zgodnie analitycy, bo właśnie wtedy są szczególnie potrzebne i można je realizować taniej. Kto może, kogo na to stać, inwestuje teraz. Jednak większość firm nie ma kapitału na ten cel, a co więcej, nie ma także oczekiwanego wsparcia w bankach i innych instytucjach finansowych. Ambitne plany czekają. Na lepsze czasy?
Inwestycje przemysłowe są funkcją koniunktury w gospodarce, a spowolnienie gospodarcze inwestycjom nie sprzyja. Każdy proces inwestycyjny wymaga nie tylko kapitału, ale także czasu na przygotowanie i realizację. Szefowie firm budowlanych widzą przyszłość w energetyce - branży "skazanej na inwestycje", także te związane z odnawialnymi źródłami energii. Ale największe przedsięwzięcia wciąż pozostają na papierze.
- Sektor energetyczno-paliwowy jest akurat tym, w którym musi nastąpić przyspieszenie inwestycji, bo w przeciwnym wypadku zabraknie nam prądu za 5-10 lat. Pamiętajmy, że musimy odtwarzać wyeksploatowane moce wytwórcze oraz zainwestować potężne pieniądze w dystrybucję i przesył energii elektrycznej -twierdzi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki.
Lepiej jest z inwestycjami infrastrukturalnymi, w zdecydowanej większości dofinansowanymi ze środków Unii Europejskiej.
- Podpisano bardzo wiele umów na budowy dróg i autostrad, a to powinno znacznie poszerzyć front inwestycyjny. Uważam, że banki będą bardziej skłonne do poluzowania polityki kredytowej, ale z pierwszym pojawieniem się drugiej fazy kryzysu (druga połowa tego roku lub 2011) znowu ją zacieśnią - ostrzega Piotr Kuczyński z Xelion DF.
Skala zapóźnień infrastrukturalnych gwarantuje rozległy front robót na lata, także po roku 2012. Od dwóch, trzech lat cała Polska jest jednym wielkim placem budowy. Zdecydowanie przyspieszyliśmy budowę autostrad. Ale przede wszystkim doprowadzono do zmiany prawa, które sprzyja przyspieszeniu tych inwestycji, tak ważnych również z punktu widzenia atrakcyjności Polski dla inwestorów.
Nowe wyzwanie w inwestycjach infrastrukturalnych to nadrobienie zaległości w remontach i modernizacji infrastruktury kolejowej. Przełomu nie będzie bez stanowczości, odwagi i politycznej mobilizacji.
Nikt nie chce już dokładnie deklarować daty przejścia Polski do strefy euro. Nie spełniamy żadnego z kryteriów konwergencji. Dyskusje szybko sprowadzają się do pobożnych życzeń.
Szczególnym problemem w drodze do euro jest kryterium fiskalne. Zakłada ono deficyt finansów publicznych na poziomie nie przekraczającym 3 proc. PKB. Polska spełniała oficjalnie ten warunek jeszcze w 2007 r.
- Dziś nie ma warunków do wejścia do węża walutowego. Nie udało się zrobić tego, co było możliwe do roku 2009. Stajemy wobec zbudowania kolejnej ścieżki wejścia do euro - wyjaśniał Jerzy Hausner, członek RPP. - Polska może przystąpić do strefy euro w 2014 lub 2015 r.
Na spełnienie kolejnych dwóch kryteriów - stóp procentowych i inflacyjnego - Polska ma niewielki wpływ. Eksperci twierdzą, że warunki monetarne ułożą się w sposób naturalny w miarę, jak popyt wewnętrzny w krajach strefy euro będzie odżywał, a w efekcie będą rosnąć stopy procentowe i inflacja. W Polsce akurat oczekuje się procesu odwrotnego - spadku presji inflacyjnej i obniżenia stóp procentowych.
Jest jeszcze kryterium kursowe, polegające na co najmniej dwuletnim pobycie w systemie ERM 2. Prezes NBP Sławomir Skrzypek twierdzi, że Polska nie powinna wchodzić do mechanizmu kursowego, zanim nie wyjdzie z procedury nadmiernego defcytu, którą Komisja Europejska objęła nasz kraj w maju ubiegłego roku. Zgodnie z nią do 2012 r. deficyt powinien powrócić do poziomu 3 proc. PKB.
- Dodatkowym czynnikiem jest tu kalendarz polityczny. Wybory prezydenckie w 2010 r. i parlamentarne w 2011 r. zmniejszają skłonność polityków do odważnych decyzji - twierdzi Piotr Bielski z BZ WBK. - Tymczasem opinia społeczna coraz mniej sprzyja wprowadzeniu euro w Polsce. Dlatego raczej nie liczyłbym na decyzję o wstąpieniu do ERM 2 wcześniej niż w 2012 r.
Każdy rok dłuższej drogi do euro to złoty wystawiony na ryzyko gier spekulacyjnych. Inwestorzy, handel zagraniczny, klienci sektora finansowego i cała gospodarka nie odczują potencjalnych korzyści z przyjęcia wspólnej waluty. Strata wynikająca z opóźnienia w drodze do euro jest trudna do zmierzenia, ale bardzo duża.
Całe dwudziestolecie polskiej transformacji to żmudne odrabianie dystansu, jaki dzielił i nadal dzieli nasz kraj od liderów rozwoju. I nie łudźmy się, że ich dogonimy. Chodzi o to, aby za bardzo od nich nie odstawać.
W gospodarce opartej na wiedzy sukces odnoszą ci, którzy dobrze zarządzają procesami poszukiwania nowych pomysłów i technologii oraz ich transferem w rozwiązania tworzące wartość rynkową. Każda innowacja jest siłą napędową gospodarki zapewniającą jej ciągły rozwój, ożywiającą konkurencję i dynamikę zmian na rynku.
W strategii Unii Europejskiej innowacyjność gospodarki jest jednym z priorytetów. Jak zapowiedział Jerzy Buzek, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, eksperci unijni przyjrzą się faktycznej innowacyjności stref ekonomicznych, PPP i zbadają rzeczywiste nakłady na badania i rozwój, także w wybranych przedsiębiorstwach.
- We wszystkich tych punktach Polska jest na jednym z ostatnich miejsc, ale jestem przekonany, że w najbliższych kilku latach możemy bardzo wiele zmienić - zaznaczył Buzek.
Z danych Ministerstwa Gospodarki wynika, że polskie wydatki na badania i rozwój w stosunku do PKB wynoszą w ostatnich kilku latach ok. 0,57 proc. W krajach rozwiniętych, pomimo kryzysu, poziom ten utrzymuje się powyżej 3, a sięga 6 proc.
Jednak samo wydanie państwowych pieniędzy nie jest tożsame z innowacyjnością. - Wydawanie przez państwo większych pieniędzy na B+R niż wynika to z zapotrzebowania nie tylko może nie pomóc średnio rozwiniętej gospodarce, takiej jak polska, ale wręcz może jej zaszkodzić - twierdzi Jan Winiecki, ekonomista, członek RPP. - Zwiększymy bardziej innowacyjność biznesu, usuwając biurokratyczne przeszkody, zmniejszając wydatki publiczne i obniżając podatki.
W Ministerstwie Gospodarki potwierdzają, że innowacyjność to wprawdzie szeroki i pojemny termin, ale nie pusty slogan. Dobrze zarządzana jest źródłem budowy wartości spółki w długim okresie. Kluczowe znaczenie innowacyjności jest coraz częściej dostrzegane przez kierujących przedsiębiorstwami. A jeszcze w 2008 r. tylko 26 firm skorzystało z ulg podatkowych w ramach Ustawy o wspieraniu działalności innowacyjnej, a w latach 2005-08 wydano tylko 72 kredytów technologicznych. Gdyby nie było bodźca w formie wsparcia unijnego, bylibyśmy innowacyjni?
Instytucja Zarządzająca zatwierdziła do 15 stycznia br. 3591 projektów na kwotę 21,34 mld zł, co stanowi 53,3 proc. alokacji z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego (EFRR) na program Innowacyjna Gospodarka. Podpisano już prawie trzy tysiące umów na 18 mld zł (45,9 proc. alokacji).
Tadeusz Gańczarczyk