Recesja brutalnie obeszła się z klubami
Bezrobocie rośnie, w supermarketach piwo jest tanie, niegdysiejsi imprezowicze zostają w domach. Nocne kluby upadają. Oto dramatyczny obraz Wielkiej Brytani...
Od lutego Luminar Group Holdings Plc, spółka mająca w Zjednoczonym Królestwie najwięcej klubów, musiała od lutego zamknąć 11 z nich (miała 87, ma 76). Strata w roku finansowym wyniosła 123 mln funtów. Akcje firmy potaniały od lutego o 74 procent. W czerwcu i lipcu finały piłkarskich MŚ zabrały w dodatku 26 procent przychodów z biletów, spzredaż spadła o 20 procent. Brook Leisure Holdings Ltd, prowadząca teraz 15 klubów i barów w północnej Anglii, zamknęła w cztery miesiące dwa kluby i bar. Firma szuka barów do przejęcia, lecz tylko w bardziej stabilnej południowej części wyspy. - Północna Anglia umiera - mówią szefowie Brook Leisure.
Przedstawiciele obydwu przedsiębiorstw twierdzą, że klientów brakuje bowiem studenci w wieku 18-24 lata nie mogą znaleźć pracy, nie mają pieniędzy na imprezy i nie przychodzą. Bezrobocie w tym przedziale wiekowym wzrosła z 719 000 w II kwartale 2009 r. do 724 000 w bieżącym roku. W całym kraju od 2006 r. ilość klubów nocnych zniżkowała o 21 procent (zamknięto 622 lokale, w czerwcu doliczono się ich 2372). Recesja męczyła kraj od połowy 2008 roku przez sześć kolejnych kwartałów. Nadal w gospodarstwach domowych jest niewesoło - rok do roku tygodniowe przychody spadły o 4 procent do 171 funtów.
Po co iść do nocnego klubu i wydać tam 6 funtów jeśli w Tesco można kupić piwo za 79 pensów i wypić ich kilka w domu? Tak myśli wielu. Jeszcze w 1979 r. aż 88 procent alkoholu w Wielkiej Brytanii było konsumowane w pubach, teraz - nieco ponad 50 procent. W 2003 r. zmieniło się prawo i część pubów może pracować do nocy, co jeszcze dodatkowo bije w nocne kluby.
Krzysztof Mrówka