Rola Chin we współczesnym świecie

Czy światowe rynki uzależnione są od produktów "made in China"? Jeszcze kilka lat temu zapewne na tak postawione pytanie należałoby udzielić odpowiedzi twierdzącej. Tymczasem dziś coraz częściej zadajemy sobie zupełnie inne pytanie: "Czy Chiny przestaną być fabryką świata?".

Skala uzależnienia krajów Zachodu od chińskiej produkcji w dużym stopniu opiera się na dwóch zmiennych - chodzi o popyt i podaż. W ostatnim czasie znacząco rośnie jednak grupa producentów planujących przeniesienie zakładów produkcyjnych z Chin do swojego kraju. Dziś na rynkach amerykańskich i europejskich możemy wyraźnie dostrzec przybierający na sile trend dążenia do "re-shoringu" i "nearshoringu". Wdrożenie tego typu strategii stanowi coraz częściej odpowiedź na globalne wyzwania i ryzyko przerw w łańcuchu dostaw. Czy oznacza to koniec chińskiej hegemonii w globalnej produkcji i przemyśle i utratę dotychczasowej roli? Stare chińskie przysłowie mówi, że "gdy wieje wiatr zmian, jedni ludzie budują mury, a inni stawiają wiatraki". Pomimo coraz silniejszych zawirowań gospodarczych i geopolitycznych, Chiny nadal łączy z resztą świata sieć wielowarstwowych powiązań niemal w każdej sferze. Spróbujmy zatem znaleźć odpowiedź na pytanie, jaka jest rzeczywista rola Chin we współczesnym świecie.

Reklama

Rola i miejsce Chin w globalnym ładzie

Elektronika i komputery, branża telekomunikacyjna, motoryzacyjna, a także sprzęt gospodarstwa domowego i sprzęt transportowy oraz metalurgia, a nawet sektor chemiczny oraz produkcja maszyn i urządzeń wykazują duży stopień zależności właśnie od Chin. Warto w tym miejscu nadmienić, że sektory te łącznie odpowiadają za ponad połowę światowego handlu. Do myślenia daje też spojrzenie na statystyki dostaw realizowanych z Chin do pozostałych partnerów na całym świecie. Jest to odpowiednio od 6 proc. światowej produkcji w kontekście branży motoryzacyjnej i sprzętu transportowego do aż 27 proc. w przypadku elektroniki i sprzętu gospodarstwa domowego oraz szeroko pojętej branży komputerowej i telekomunikacyjnej.

Nagłe wstrzymanie produkcji (jak w przypadku pandemii COVID-19) w konsekwencji może doprowadzić do groźnych niedoborów poszczególnych towarów lub środków produkcji. Tego typu scenariusz obserwowaliśmy chociażby w przypadku produkcji i ograniczeń dostępności półprzewodników i układów scalonych.

W tym kontekście warto przyjrzeć się bliżej opracowanemu przez analityków Allianz Trade zestawienia łańcucha krytycznych dostaw towarów.

Biorąc pod uwagę zależność kraju X od kraju Y, o pełnieniu roli krytycznego dostawcy pewnego rodzaju towaru, mówimy, jeżeli spełnione są następujące kryteria:

- Kraj X jest importerem netto tego towaru

- Ponad 50 proc. importu kraju X w zakresie danego towaru pochodzi z kraju Y

- Udział kraju Y w światowym rynku eksportu danego towaru przekracza 50 proc.

Okazuje się, że zależność USA i UE od Chin na poziomie krytycznym obserwuje się w następujących sektorach: chemia, metale, tekstylia, oraz cały segment technologiczny (komputery, elektronika i telekomunikacja oraz sprzęt gospodarstwa domowego). W przypadku USA, Chiny są krytycznym dostawcą 276 rodzajów towarów. Ich import do USA stanowi niemal 50 proc. całkowitego importu z Chin i prawie 10 proc. całkowitego importu do USA. Tymczasem USA pełnią dla Chin rolę krytycznego dostawcy jedynie w przypadku 22 rodzajów towarów - w dużej mierze są to produkty z sektora rolno-spożywczego, co stanowi jedynie 3 proc. chińskiego importu z USA i 0,2 proc. całkowitego importu Chin.

Nieco bardziej zrównoważony bilans dotyczy relacji UE-Chiny, gdzie odpowiednio kraje Unii Europejskiej odpowiadają za 188 rodzajów krytycznych dostaw towarów, a Chiny są krytycznym dostawcą 141 towarów dla krajów UE.

Przy założeniu zerwania całkowitych relacji handlowych z Chinami przez USA i UE, utrata krytycznych dostaw kosztowałaby Stany Zjednoczone Ameryki Północnej 1,3 proc. PKB oraz odpowiednio 0,5 proc. unijnego PKB. Tymczasem Chiny kosztowałoby to zaledwie równowartość 0,3 proc. PKB. To jeszcze nie wszystko, bowiem jeszcze w 2018 roku krytyczna zależność USA od Chin była praktycznie o połowę niższa niż obecnie i wynosiła równowartość 0,7 proc. amerykańskiego PKB w odniesieniu do 1,3 proc. obecnie.

Chiny nadal pozostają największym w skali globalnej dostawcą, którego produkcja kierowana na światowe rynki wynosi niemal 3,4 bln dol. Za Chinami plasują się Stany Zjednoczone z 1,8 bln dol., a podium zamykają Niemcy z 1,4 bln dol.

Co ciekawe, biorąc pod uwagę coraz wyraźniejsze głosy na temat konieczności dążenia do uniezależnienia się od Chin, z danych Banku Światowego wynika, że zależność światowych gospodarek od dostaw z tego kraju odnotowała wzrost w trzech z pięciu wiodących sektorów. Poziom uzależnienia od dostaw z Chin wzrósł odpowiednio w branży maszyn i urządzeń, sektorze chemikaliów, oraz sektorze komputerów, telekomunikacji, elektroniki i sprzętu gospodarstwa domowego.

Największe problemy chińskiej gospodarki


Pomimo dość istotnej pozycji w światowym handlu nie da się ukryć, że chińska gospodarka boryka się z coraz poważniejszymi problemami. W przyszłość z optymizmem nie pozwala nadal patrzeć niepewna sytuacja epidemiczna i powracające ostre restrykcje. Realizacja zakładanego na 2022 rok celu 5,5- procentowego wzrostu PKB nie miała najmniejszych szans powodzenia.

Nie ulega wątpliwości, że za słabą kondycję chińskiej gospodarki odpowiada polityka władz dotycząca walki z pandemią, ale problemów jest znacznie więcej. Gdy dołożymy do tego rosnące bezrobocie, spadek dynamiki PKB i zapaść na rynku nieruchomości staje się jasne, że Chiny stoją w obliczu głębokiego kryzysu.

Gdy prognozy były już dość jednoznaczne, a wskaźniki niezbyt optymistyczne Pekin próbował jeszcze ratować sytuację starymi metodami i utartymi schematami. Zapowiedziano sięgnięcie po stymulację fiskalną i wydatki infrastrukturalne. Gdy na świecie rosły stopy procentowe Ludowy Bank Chin stopy obniżał. Dziś analitycy odczytują tego typu działania jako symptomy desperacji Pekinu.

Wszystko to nie pozostaje bez wpływu na samą chińską walutę. Juan osiągnął w stosunku do dolara poziom najniższy od dwóch lat. Analitycy ostrzegają, że Chiny mogą ponownie przyzwalać na osłabienie waluty. Takie działanie miałoby docelowo wpłynąć na większą atrakcyjność chińskiego eksportu. Nie byłyby to pierwsze tego typu działania Pekinu. Wcześniej jednak nie podejmowano takich kroków w obliczu zagrożenia kryzysem energetycznym.

W obliczu coraz poważniejszego kryzysu, priorytetem dla chińskich władz stało się ratowanie (niemalże za wszelką cenę) wzrostu gospodarczego. Doprowadziło to do najniższego w historii oprocentowania kredytów hipotecznych i... krachu na rynku nieruchomości. Statystyki są nieubłagane: ostatnie półrocze w Chinach to praktycznie o ponad 33 proc. mniejsza sprzedaż nieruchomości w stosunku do tego samego okresu z 2021 roku.

To jednak nie koniec problemów chińskiej gospodarki. W lipcu 2022 r. stopa bezrobocia w najmłodszej i najbardziej dotąd produktywnej grupie wiekowej 16-24 lata sięgnęła ok 20 proc. Ponadto dane demograficzne wyraźnie wskazują na postępujący proces starzenia się chińskiego społeczeństwa. Liczba osób w wieku roboczym osiągnęła swój szczyt w połowie poprzedniej dekady. Do tego dochodzi jeszcze nasilający się kolizyjny kurs z Zachodem, a zwłaszcza z USA.

Jeszcze przed pandemią w odniesieniu do chińskiej gospodarki często mówiono przez pryzmat wojny handlowej z USA oraz coraz bardziej napiętych relacji z UE. Nie ulega wątpliwości, że wyzwania te zaczną wracać na przestrzeni najbliższych lat. Przykładem dobitnie pokazującym, jak bardzo napięte są relacje na linii USA-Chiny była wizyta Przewodniczącej Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi na Tajwanie, do którego Chińczycy roszczą sobie prawa.

Próba uzyskania przez Chiny gospodarczej niezależności oraz chęć utrzymania ścisłej kontroli niemal wszystkich aspektów życia gospodarczego znacząco wpływają na obniżenie produktywności całej gospodarki.

Czy Chiny przestaną być fabryką świata?

W kontekście borykającej się z coraz poważniejszymi problemami chińskiej gospodarki, zasadne pozostaje pytanie, czy Chiny przestaną być fabryką świata. Globalne badanie ABB ujawniło rosnący trend wśród amerykańskich i europejskich przedsiębiorstw w kierunku "re-shoringu" lub "nearshoringu", czyli przenoszenia - w większym lub mniejszym zakresie - działalności z powrotem do kraju macierzystego. Ze statystyk wynika, że 74 proc. europejskich i 70 proc. amerykańskich przedsiębiorstw planuje przeniesienie lub takie przeorganizowanie działalności, aby usprawnić łańcuch dostaw w odpowiedzi na niedobory siły roboczej, potrzebę bardziej zrównoważonego rozwoju, czy też ogólny krajobraz niepewności. Większość z tych firm jako czynnik umożliwiający te zmiany postrzega robotykę i automatyzację.

Choć zależność od Chin nadal pozostaje dość wyraźna, na uwagę zasługują również wnioski, które wiele krajów wyciągnęło z wojny handlowej pomiędzy USA a Chinami. Pekin stracił na znaczeniu jako główne źródło importu dla USA. Podczas gdy jeszcze w 2018 roku Chiny były na drugim miejscu tego zestawienia tuż za Unią Europejską, w 2021 spadły na miejsce czwarte za UE, Meksykiem i Kanadą. To osłabienie wykorzystała też konkurencja. Najbardziej skorzystały na tym takie kraje jak Wietnam, Tajwan, Korea Południowa, Indie, Tajlandia i Malezja. Te właśnie kraje znajdują się w pierwszej dziesiątce eksporterów, którzy zyskują udział w rynku w okresie 2018-2021. Ich łączne zyski wynoszą 2,8 pkt proc. (w porównaniu z utratą przez Chiny 4,2 pkt proc.). Unia Europejska w tym samym okresie zyskała natomiast 0,7 pkt proc. udziału w rynku ogółem, czyli na wojnie handlowej USA z Chinami również skorzystała.

Patrząc na globalny łańcuch wartości handlu na przestrzeni ostatnich czterech lat, okazuje się, że Chiny nie są już najbardziej konkurencyjne. Ta konkluzja tłumaczy w dużym stopniu, dlaczego przeniesienie współpracy do przyjaznych lokalizacji znajduje się coraz częściej w obszarze zainteresowania firm i decydentów z USA i UE. To właśnie na linii amerykańsko-unijnej widać wyraźne dążenia zwiększania własnej współpracy handlowej. Tym bardziej, że krytyczna zależność świata od Chin wydaje się stale rosnąć. Rozwiązaniem tego wyzwania mogłoby być porozumienie o wolnym handlu, zwłaszcza, że rośnie zależność UE od USA w zakresie dostaw energii (ropy i gazu).

Wojny handlowe - czyli Chiny na kolizyjnym kursie

Po inwazji Rosji na Ukrainę, na Moskwę nałożono szereg sankcji. Chociaż rosyjski eksport do krajów Unii Europejskiej gwałtownie zmalał, znacząco wzrósł na kierunku azjatyckim. Eksport z Rosji do jej dziewięciu najważniejszych zachodnich krajów partnerskich (zwłaszcza do Niemiec, w następnej kolejności do Turcji, Włoch, USA, Holandii, Francji, Finlandii, Wielkiej Brytanii i Polski) w marcu 2022 roku wyniósł prawie 25 bln dol., jednak już w lipcu spadł do poziomu ok. 14 bln dol. (o 44 proc.). Tymczasem kraje azjatyckie (głównie Chiny oraz Indie, Kazachstan, Korea Południowa i Japonia) w lipcu zapłaciły Rosji za eksport o 45,8 proc. więcej niż w marcu (wartość wzrosła z ok. 12 bln dol. do 17,5 bln dol.).

Dane te nie powinny być dla nikogo zaskoczeniem, jeśli weźmiemy pod uwagę, ile rosyjskiej ropy oraz gazu zaczęły sprowadzać Indie i Chiny. Wschód wykorzystuje fakt, że zachodnie kraje ograniczają import paliw z Moskwy i wykupuje węglowodory po preferencyjnych cenach. Chociaż dla nikogo nie było zaskoczeniem, że Kreml przekierował część eksportu do Azji, to już skala tej działalności pokazana w wynikach analiz CEIC daje dużo do myślenia. Rosja od maja do lipca 2022 roku. była największym dostawcą ropy do Chin, które tylko w lipcu zakupiły prawie 7,15 mln ton - czyli o 7,6 proc. więcej w porównaniu do tego samego miesiąca w 2021 roku. Wartość współpracy między Moskwą a Pekinem po trzech kwartałach 2022 r. wyniosła 136,089 mld dol.

Niezależnie od nastrojów geopolitycznych i konsekwencji wojny handlowej pomiędzy USA i Chinami osłabienie zależności gospodarczych między tymi dwoma krajami będzie bez wątpienia jednym z najtrudniejszych doświadczeń. Nie ulega wątpliwości, że wszystkie podejmowane w tej kwestii decyzje będą wpływać na wszystkich globalnych graczy i światowe gospodarki. Oczywiste jest, że zarówno USA, jak i Chiny funkcjonujące w roli gospodarczych gigantów nie mogą z dnia na dzień bez żadnych konsekwencji zerwać wzajemnych stosunków handlowych i wstrzymać łańcuchy dostaw. Przez ostatnie pół wieku oba kraje na wielu obszarach i równie wielu poziomach wypracowały modele współpracy, a istniejące więzy niezależnie od napiętej atmosfery nadal pozostają silne. Każda ze stron coraz wyraźniej czuje presję rywalizacji. W przypadku głównych sektorów takich jak przemysł chemiczny, metalurgiczny, montaż podzespołów czy przemysł tekstylny jakiekolwiek zmiany mogą być niezwykle trudne do przeprowadzenia. Chociaż na horyzoncie pojawiają się już kandydaci aspirujący do przejęcia części produkcji z Chin, należy pamiętać, że to do Chin właśnie przez całe lata Zachód sukcesywnie przenosił obszary produkcyjne wymagające tzw. taniej siły roboczej. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że przeniesiona do Chin produkcja w wielu aspektach ma negatywny wpływ na środowisko naturalne, co uniemożliwia przeniesienie poszczególnych zakładów na przykład z powrotem do krajów Europy ze względu na coraz bardziej wyśrubowane normy w zakresie ochrony środowiska.

Analitycy są zgodni, że amerykański rynek pracy nie ma możliwości przyjęcia tak dużego potencjalnego napływu nowych fabryk, miejsc pracy czy nawet infrastruktury do ich obsługi. Z kolei w Europie sytuacja jest jeszcze bardziej napięta - już teraz wiele zachodnich firm pracuje na jedną zmianę, bo brakuje im ludzi.

Do tego dochodzi jeszcze aspekt geopolityczny: wszystkie procesy, które obecnie obserwujemy - agresja Rosji na Ukrainę, spór o Tajwan, wojny medialne, ideologiczne, rywalizacja w cyberprzestrzeni, mają wpływ, nie tylko ekonomiczny, na każdą część globu. Dziś, jak nigdy aktualna jest idea "Globalnej wioski" Marshalla McLuhana.

Może się zatem okazać, że kolizyjny kurs z Zachodem, na którym znalazły się Chiny, wcale nie jest tak szkodliwy dla Pekinu, jak początkowo mogłoby się wydawać. Wydaje się oczywiste, że popyt na surowce i komponenty będzie trwał nadal jeszcze przez kolejne lata. Zgodnie z najnowszymi prognozami, jednymi z pierwszych ofiar kolejnych etapów chińsko-amerykańskiej wojny handlowej będą akcje amerykańskich spółek, a pośrednio - amerykańscy emeryci uzależnieniu od tych właśnie akcji.

Piotr Łuczuk

Zobacz także:

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | globalizacja | gospodarka światowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »