Rząd chce przydomowych wiatraków, eksperci mają wątpliwości. "Zbyt hojny i przedwczesny"
Jeszcze w tym roku ruszyć ma program Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej "Moja Elektrownia Wiatrowa". Ma wspierać instalację przydomowych wiatraków, czyli energetycznych turbin wiatrowych mniejszej mocy i rozmiarów. Budżet programu wynieść ma 400 mln zł, a pojedyncze dopłaty do ich zakupu mogą sięgnąć nawet 30 tys. zł. Niektórzy eksperci uważają jednak, że program jest "przedwczesny" i "zbyt hojny", a przedsiębiorcy apelują, żeby wstrzymać prace nad nim w obecnej formie.
Program dotacji na przydomowe wiatraki zapowiedziała minister klimatu i środowiska Paulina Henning-Kloska. Chętni, którzy zgłoszą się do programu, będą mogli uzyskać wsparcie na instalację małych przydomowych wiatraków. Instalacje będą mogły pracować tylko na użytek jednego gospodarstwa lub wytwarzać energię elektryczną w połączeniu z krajowym systemem energetycznym, podobnie jak panele fotowoltaiczne.
Choć małe instalacje wiatrowe są coraz mocniej promowane przez producentów, to na razie w Polsce, jak i w Europie, nie zyskały one wielkiej popularności. Rządowe dotacje - przewidujące maksymalne 50-procentowe dopłaty do mikroinstalacji wiatrowych poniżej 50kW - mają to zmienić.
W sprawie przydomowych wiatraków na początku lutego odbyły się sześciodniowe konsultacje publiczne - swój sprzeciw wobec planów tak szybkiego wdrażania programu wyraził ekspert Konfederacji Lewiatan. Konsultacje uważa za pośpieszne, oparte na nietransparentnych przesłankach i nieuzasadnione.
"Uruchamianie tak ogromnego wsparcia publicznego (400 mln zł), tak hojnego (do 50 proc. kosztów), przy pomocy pospiesznych konsultacji publicznych ogłaszanych dopiero na etapie gotowego projektu programu oraz wobec innych, dużo pilniejszych potrzeb, uważamy za przedwczesne, oparte na nietransparentnych przesłankach i nieuzasadnione" - uważa Jan Ruszkowski.
Zdaniem eksperta, program powinien zostać przebadany przede wszystkim pod kątem jego zapotrzebowania na rynku. Zbadana powinna zostać również efektywność tej technologii w kontekście odnawialnych źródeł energii, jej rynkowego i gospodarczego potencjału, a także dostępności rozwiązań - oprócz turbin również niezbędnej elektroniki, w tym falowników.
Zdaniem Roszkowskiego pospieszne uruchomienie programu przydomowych wiatraków rodzi liczne ryzyka, przede wszystkim pod kątem nieosiągnięcia zakładanych efektów, zwłaszcza ekologicznych, ale również w kontekście niewłaściwego wydatkowania finansów publicznych. - Pracodawcy apelują o wstrzymanie prac na programem publicznego wsparcia do czasu przeprowadzenia gruntownych analiz i szerokich konsultacji z biznesem - uważa.
Roszkowski dodał, że organizacja, którą on reprezentuje, apeluje o rozważenie opracowania programu wsparcia w późniejszym terminie, w oparciu o rzetelną, technologiczną i rynkową wiedzę. - Tym bardziej, że wykorzystanie środków z Funduszu Modernizacyjnego, mającego zasilać ten program, będzie możliwe w stosunkowo długim okresie - dodał.
Również inni przedsiębiorcy nie zamykają drogi do uruchomienia programu. Jak twierdzi, środowiska zarówno Konfederacji Lewiatan, jak i przedstawicieli przedsiębiorców tworzących Radę OZE, w tym banków finansujących taki projekt oraz przedstawiciele centrum badawczego KEZO Polskiej Akademii Nauk, deklarują otwartość na rozpoczęcie testów tej technologii.
Przydmowe wiatraki wciąż są owiane tajemnicą. Nie są znane szczegóły programu promującego stosowanie przydomowych magazynów energii tam, gdzie istnieje energetyka prosumencka i nie ujawniono ich również podczas ostatniej konferencji w ministerstwie.
Dotychczas dopłaty do instalacji magazynów energii można było uzyskać w programie Mój Prąd. - Magazyny energii są bardzo drogie, a dotychczasowe dopłaty nie były wystarczającą zachętą do ich instalacji. Będziemy chcieli stworzyć dodatkową zachętę i pracujemy nad tym - powiedziała Hennig-Kloska.