Sklepy w Niemczech świecą pustkami. Aktywiści odcięli prąd nie tylko fabryce Tesli
Blisko 500 sklepów sieci Edeka w okolicach Berlina mierzy się z problemem wstrzymanych dostaw - informują niemieckie media. Półki z warzywami i mięsem zaczęły pustoszeć już przed długim weekendem. To skutek ataku wymierzonego w fabrykę Tesli, a dokładniej w sieć energetyczną dostarczającą prąd do okolic zakładu.
Jak donosi portal Berliner-Zaitung, blisko 500 placówek niemieckiej sieci sklepów spożywczych Edeka ma problem z dostawami produktów. Chodzi dokładnie o żywność, która wymaga chłodzenia, jak np. owoce, warzywa czy mięsa. Puste półki sklepów zaczęły straszyć klientów tuż przed długim weekendem - 8 marca, jako dzień kobiet był w Niemczech bowiem dniem wolnym od pracy.
Przedstawiciele sieci podkreślali, że braki niektórych produktów są przejściowym problemem, który firma stara się stopniowo rozwiązywać. Natomiast samochody dostawcze nie dojeżdżają do sklepów ze względu na awarie sieci energetycznej, która dotknęła centrum dystrybucyjne Edeki.
To mieści się w gminie Grünheide. A to właśnie w tym regionie, we wtorek 5 marca doszło do podpalenia słupa dostarczającego prąd do podberlińskiej gigafabryki Tesli.
Za sabotażem stali skrajnie lewicowi aktywiści z grupy Vulkan. Sprzeciwiają się oni rozbudowie zakładów produkujących samochody elektryczne, ponieważ taki ruch wiązałby się z koniecznością wycięcia ok. 100 ha pobliskich lasów. Część z nich w ramach protestu rozbiła obóz w okolicach fabryki.
Z zapowiedzi władz Brandenburgii wynika, że problem z dostawą prądu ma zostać rozwiązany już w ciągu najbliższych dni. Na skutek działania aktywistów z brakiem energii mierzą się też mieszkańcy miejscowości Erkner, a nawet części Berlina.
Przedstawiciele Tesli wskazywali natomiast, że blisko tygodniowy przestój w produkcji może być sporym ciosem dla finansów koncernu. Rzecznik firmy mówił nawet o potencjalnie "dziewięciocyfrowych" stratach, co sugerowałoby koszty liczone w setkach milionów dolarów.