Monika Krześniak-Sajewicz, Interia: Czy Państwowa Inspekcja Pracy przygotowuje się na wejście reformy dającej uprawnienia przekształcania umów cywilnoprawnych w umowy o pracę od 1 stycznia 2026? Pytam, bo na razie jesteśmy w fazie projektu, który budzi kontrowersje także wewnątrz rządu.
Marcin Stanecki, Główny Inspektor Pracy : - Przygotowujemy się z myślą, że te zmiany nastąpią 1 stycznia. W poniedziałek odbyło się spotkanie z przedstawicielami organizacji pracodawców dotyczące list samokontrolnych - takich list, które będziemy udostępniać, aby każdy podmiot zatrudniający osoby na podstawie umowy cywilnoprawnej mógł sam zweryfikować, czy istnieje duże prawdopodobieństwo naruszenia przepisów i zawarcia umowy cywilnoprawnej lub umowy o świadczenie usług w warunkach charakterystycznych dla stosunku pracy. We wtorek odbyło się spotkanie z organizacjami związkowymi - z Forum Związków Zawodowych i OPZZ. Niestety przedstawiciele NSZZ "Solidarność" nie skorzystali z zaproszenia.
Czy trzecia wersja projektu opublikowana przez MRPiPS jest bliższa tej reformie w kształcie, jaki pan proponował, niż poprzednie wersje?
- Trzecia wersja projektu nadal nie pokrywa się z naszymi propozycjami, ale jest zdecydowanie bardziej liberalna niż poprzednie wersje projektu. Okręgowy inspektor będzie miał możliwość nie tylko wydania decyzji, jeżeli poweźmie wątpliwości, będzie mógł skierować pozew do sądu. To co mnie najbardziej cieszy i o co osobiście zabiegałem w ministerstwie, to możliwość wydawania poleceń. Nie ma znaczenia, jak ten środek prawny będzie się nazywał - polecenie czy ugoda pozasądowa. Chodzi o to, że w trakcie czynności kontrolnych inspektor zamiast decyzji administracyjnej mógł wydać środek prawny o charakterze miękkim, czyli polecenie. Nie wiążącej dla żadnej ze stron. W praktyce polega to na tym, że pracodawca, pracownik i inspektor usiądą by osiągnąć konsensus i samodzielnie zamienić kontrakt na etat.
Ale czym to się różni od obecnego polecenia, które przecież już inspektor może wydać, ale teraz nie działa, bo pracodawca może ale nie musi go wykonać?
- Samo polecenie niczym się nie różni, natomiast różnica polega na tym, że teraz to zadziała, bo jeśli konsensus w sprawie etatu nie zostanie osiągnięty, to w perspektywie będzie wydanie decyzji administracyjnej przez inspektora w tej sprawie, co oznacza, że to samo narzędzie będzie bardziej skuteczne.
- Różnica będzie taka, że jeśli podmiot kontrolowany wykona polecenie, uniknie wydania decyzji i dodatkowych sankcji związanych z nadużywaniem kontraktów w miejsce etatów. Poza tym od decyzji inspektora pracy może odwołać się także pracownik - zwłaszcza jeśli w nowych przepisach pozostanie domniemanie, że sytuacji gdy inspektor nie będzie w stanie ustalić wysokości wynagrodzenia na etacie, to w decyzji ustali je na minimalnym poziomie.
- Wówczas istnieje duże prawdopodobieństwo, że pracownik się odwoła, bo będzie niezadowolony ze swojej pensji.
Czyli trzeci projekt jest bliższy koncepcji GIP?
- Tak, zabiegaliśmy o pozostawienie poleceń. Natomiast moja koncepcja zakładała, że nie będzie działania decyzji przekształcających wstecz, tylko aby działały one na przyszłość - to najbezpieczniejszy wariant dla wszystkich stron. Zarzut, że to nic nie da, jest bezzasadny, bo jeśli ustalimy decyzją administracyjną, że od dnia rozpoczęcia kontroli dana osoba ma umowę o pracę, to jeśli później samodzielnie wystąpi na drogę sądową, na podstawie ogólnych, już teraz obowiązujących przepisów, o ustalenie, że pracowała na etacie także wcześniej, będzie miała niebagatelny środek dowodowy w postaci decyzji i materiału zebranego przez inspektora. Poza tym inspektor przed wydaniem decyzji, mógłby negocjować ze stronami objęcie etatem minionych miesięcy czy nawet lat w drodze polecenia. Projekt odpowiada też na wcześniejsze zarzuty, że pracy na czarno nie będzie można po zmianach ścigać, a tymczasem w najnowszej wersji pozwala na wydanie decyzji nie tylko w przypadku umowy cywilnoprawnej, ale także gdy mamy do czynienia z pracą na czarno, za wynagrodzeniem ale bez żadnej umowy.
Jak ocenia pan ryzyko odpowiedzialności prawnej inspektorów, jeśli decyzje miałyby skutkować wstecz, a finalnie zostałyby uchylone na przykład w sądzie?
- Jeśli chodzi o ryzyko prawne związane z wydawaniem decyzji wstecz, ono jest duże. Pamiętajmy, że w obecnych i projektowanych przepisach nie ma domniemania stosunku pracy. To inspektor będzie musiał udowodnić, że mamy do czynienia z umową o pracę, a definicja stosunku pracy jest, jaka jest - nienajlepsza, bo mamy bardzo bogate orzecznictwo Sądu Najwyższego i rozbieżne orzeczenia. Moim zdaniem, żeby reforma była kompletna, warto powołać zespół złożony z praktyków i strony społecznej, który opracowałby nową definicję stosunku pracy. Wówczas wspólnie uzgodnimy najbardziej charakterystyczne cechy stosunku pracy, aby nie budziły wątpliwości i podamy to do publicznej wiadomości. Tak, żeby każdy, kto otworzy kodeks pracy w domu, wiedział, czy pracuje na umowę o pracę, czy na umowę cywilnoprawną. Prawo powinno być jasne i zrozumiałe.
W których jeszcze miejscach są duże różnice między koncepcją GIP a projektem?
- Rygor natychmiastowej wykonalności. Cieszę się, że w projekcie wprowadzono możliwość, aby główny inspektor pracy lub sąd mógł wstrzymać rygor natychmiastowej wykonalności. Uważam, że to dobre rozwiązanie, choć krytykowane jako ocenne. Rozumiem też argument ministerstwa, że jeśli ktoś czekał wiele lat na umowę o pracę, to dlaczego miałby czekać jeszcze miesiące, czy lata do zakończenia procesu w tej sprawie. Ale musimy pamiętać, że przekształcenie stosunku pracy wiąże się z obowiązkami dla potencjalnego pracodawcy.
- Uważam, że decyzja powinna być terminowa, a termin krótki. Zapominamy, że do tego, by decyzja miała sens, musi być rekontrola - ktoś musi sprawdzić, czy zatrudnienie pracownicze faktycznie powstało po wydaniu decyzji w tej sprawie. Osobiście uważam, że zakaz wypowiedzenia dla osoby, której przekształcono umowę, jest w pełni zasadny. Jeśli będziemy tylko wydawać decyzje bez weryfikacji, reforma będzie bez znaczenia. To powoduje, że liczba kontroli nie może być duża, a oczekiwania społeczne są w tym zakresie ogromne.
Czy te dwa punkty - rygor natychmiastowej wykonalności i wsteczny skutek decyzji - to najważniejsze różnice między pierwotną propozycją GIP i projektem MRIPS?
- Tak, to są najważniejsze, ale chce podkreślić, że do zasady projekt popieramy. To nie jest tak, jak wiele osób uważa, że to abstrakcyjny pomysł ministerstwa. To postulat inspekcji pracy - stary jak świat, zgłaszany od kilkudziesięciu lat. Od zawsze chcieliśmy mieć środek prawny w postaci decyzji, która daje inspektorowi prawo przekształcania umów cywilnoprawnych zawartych w warunkach charakterystycznych dla stosunku pracy. Samą ideę popieramy. Wiadomo, że różnimy się w szczegółach - rygor natychmiastowej wykonalności i wsteczny skutek decyzji to dwa punkty rozbieżne. Rozumiem też argument związków, że jeśli decyzja inspektora nie będzie działała wstecz, to takie uprawnienie jest zbyteczne, bo nie poprawia sytuacji osoby, która pracowała przez ostatnie lata na kontrakcie, nie miała urlopu i dodatków za pracę w nadgodzinach. To dobry argument, ale dla bezpieczeństwa obrotu prawnego nie powinniśmy się cofać. Trzeba uczciwie powiedzieć: jeśli firma ma wiele osób na zleceniu i wydamy kilkanaście decyzji ze skutkiem wstecznym, to tego podmiotu może nie być. A my jako Państwowa Inspekcja Pracy podkreślamy, że nie chcemy likwidować polskiej przedsiębiorczości - w pełni ją popieramy, pomagamy pracodawcom, chcemy współpracować. Czujemy ciężar odpowiedzialności, który na nas spoczywa.
Ale jeśli - chyba teoretycznie, bo jest opór wewnątrz rządu - projekt przeszedłby utrzymując działanie wstecz i rygor natychmiastowej wykonalności to byłyby to przepisy, które trochę "wsadzałyby" Inspekcję na minę? Czy to za daleko idące stwierdzenie?
Takie pytania rzeczywiście padają w kuluarach. Jeżeli chodzi o wsteczny skutek decyzji - to wszystko będzie zależało od materiału dowodowego, który zbierze inspektor. Poza tym pamiętajmy, że definicja stosunku pracy jest niejasna i w wielu punktach zbliżona z zasadami wykonywania umowy zlecenia. Dużo będzie zależało od tego czy świadkowie będą chcieli współpracować, czy uda się zebrać materiał, bo wszystko może zniknąć w trakcie kontroli. Bardzo często podmiot kontrolowany prosił mnie o przedłużenie czynności, bo dokumenty są w biurze rachunkowym, księgowa chora, musi jechać do chorej matki - zawsze znajdowano jakieś powody, aby opóźnić dostęp inspektora do dokumentacji pracowniczej, a zyskany czas wykorzystać na jej podrasowanie.
Wspomina pan, że mamy nieprecyzyjną definicję stosunku pracy. W uwagach do projektu Ministerstwo Sprawiedliwości zaproponowało wpisanie domniemania stosunku pracy.
- To świetna idea, bardzo mi się podoba pomysł wprowadzenia domniemania. Mam nadzieję, że przy wdrożeniu dyrektywy platformowej, przewidującej domniemanie zatrudnienia na etacie osób pracujących na rzecz tych platform, takie domniemanie obejmie jednak wszystkich pracowników, bo nie wyobrażam sobie dwóch kategorii zatrudnionych w Polsce: pracowników platformowych, gdzie będzie domniemanie i inspektor wyda decyzję o przekształceniu umowy cywilnoprawnej w etat i to pracodawca platformowy będzie musiał udowodnić, że może zatrudniać daną osobę na kontrakcie i drugą grupę "zwykłych" pracowników, w stosunku do których inspektor będzie musiał się dwoić i troić, żeby udowodnić że mają prawo do umowy o pracę. To byłoby niesprawiedliwe.
RCL wskazało ryzyka działania wstecz i rygoru natychmiastowej wykonalności i proponuje by decyzja inspektora działała na przyszłość - co jak rozumiem idzie w tym kierunku wcześniej proponowanym przez GIP. Ale w opinii RCL jest też krytyka możliwości rezygnacji z rygoru natychmiastowej wykonalności decyzji przez inspektora, jeśli uzna, że skutki prawne byłyby zbyt duże. RCL napisało, że to może być korupcjogenne.
- Zarzut, że jakikolwiek inspektor pracy uległby korupcji w celu wstrzymania rygoru - pojawia się z różnych stron, ale jest argumentem poniżej godności. Mogę zapewnić, że byłem, jestem i będę całe życie uczciwy. Z mojej perspektywy posiadanie tego uprawnienia nic nie zmieni. Tak samo zarzuty, że przy wyborze 200 firm do kontroli jest ryzyko korumpowania, abyśmy skontrolowali tę a nie inną firmę - to nieprawda. Zrobimy to transparentnie, na podstawie analizy ryzyka, która jest bezstronna i na którą nie mamy wpływu. Będzie pełna transparentność i uczciwość. Oburzają mnie takie zarzuty - traktuję je jako brak argumentów strony przeciwnej, chęć powstrzymania tej reformy za wszelką cenę.
Jak pan ocenia szanse na to, że administracyjna decyzja dla inspektorów zostanie w projekcie, ale bez tych dwóch najbardziej kontrowersyjnych elementów?
- Jesteśmy optymistami. Uważam, że ministerstwo już odniosło olbrzymi sukces - w wielu firmach analizowane są umowy, wiele osób dowiedziało się, że umowa o pracę daje większe gwarancje. Sukces pani minister Agnieszki Dziemianowicz-Bąk jest niewątpliwy. Wiele osób dopiero teraz usłyszało, że istnieje Państwowa Inspekcja Pracy. To już teraz niebagatelny postęp. Dlatego jestem bardzo wdzięczny, że Pani Ministra podjęła się tego trudnego zadania jakim jest wdrożenie tej reformy w życie i broni zapisów, które naprawdę mogą uzdrowić rynek pracy w Polsce.
Jeśli ustawa wejdzie w życie kogo czekają kontrole w pierwszym rzucie?
- Planujemy tylko 200 kontroli - to naprawdę niewiele. Wpłynęło wiele sygnałów rozczarowania, że tylko 200, ale mamy dziś kilkadziesiąt zadań, urząd działa na granicy swoich możliwości. Po raz pierwszy w historii będziemy korzystać z analizy ryzyka przy typowaniu podmiotów - 200 pracodawców, u których istnieje największe prawdopodobieństwo nadużywania umów cywilnoprawnych. Analiza ryzyka będzie przygotowywana razem z ZUS.
Według jakiego klucza będziecie typować firmy do kontroli?
- Wskaże ich algorytm. Dziś jest za wcześnie, żeby cokolwiek przesądzać. Zapotrzebowanie jest ogromne, oczekiwania też. Branża nie będzie miała znaczenia - czy to przemysł, usługi, HoReCa - liczy się wynik analizy ryzyka.
Algorytm będzie korzystał z danych ZUS?
- Tak, algorytm z użyciem danych ZUS wskaże podmioty, w których istnieje największa szansa na nadużycia. Powiedzmy wprost: kontrola ma być efektywna. Te 200 kontroli to mają być "strzały w dziesiątkę". Po to dostaniemy nowe narzędzie i środki na analizę ryzyka, żeby skutecznie wytypować podmioty, w których najprawdopodobniej dochodzi do naruszenia prawa.
Jeśli chodzi o typy umów - czy ma znaczenie, czy firma obchodzi prawo zatrudniając na B2B czy na zlecenie?
- Priorytetem jest pomoc najsłabszym - dlatego w pierwszej kolejności skupimy się na umowach zlecenia, a B2B w drugiej kolejności. To nasz główny cel. Nie wiemy też, co będzie ze skargami - przez dyskusję o reformie wiele osób uwierzyło, że po nowym roku ich los się poprawi. Przed nami ogromne wyzwanie - skargi mogą zdeterminować naszą pracę. Wiele osób wierzy w Inspekcję i w Państwo - nie chcemy tej wiary zawieść.
Będziecie mieć dużo pracy. Przechodząc do pieniędzy - potrzebujecie więcej inspektorów i środków na informatyzację. O ile w projekcie wnioskowaliście, a ile zostało zapisane?
- Nasze budżety były zdecydowanie za niskie w poprzednich latach. Podczas spotkań z ZUS i KAS okazało się, że te urzędy są bardzo nowoczesne technologicznie - pod względem informatyzacji i narzędzi. My jesteśmy "biednym krewnym". Żeby dorównać poziomem i móc wymieniać dane, analizować ryzyko, musimy zainwestować. Na przykład w bezpieczne serwery, przez które będą przechodziły dane ZUS i KAS - to musimy zapewnić aby mieć dostęp do tych danych. Poza tym co roku Inspekcja dostaje nowe zadania, ale bez środków na zatrudnienie dodatkowych osób do ich wykonywania.
Ministerstwo Finansów napisało jednak w uwagach do oceny skutków regulacji, że w związku z nadmiernym deficytem proszą nas o rozważenie, czy na pewno te wydatki są potrzebne.
Wszyscy wiedzą, że Inspekcja była niedoinwestowana, a bierze na siebie dużą reformę. To nie przekonuje ministra finansów?
- Dlatego wszędzie mówimy, że my naprawdę potrzebujemy większych środków finansowych.
Jeśli chodzi o budżet, to może problemem jest to, że Inspekcja podlega marszałkowi Sejmu i nie ma swojego "adwokata" w rządzie w negocjacjach budżetowych?
- Nie ulega wątpliwości, że naszym największym przyjacielem w rządzie jest minister rodziny, pracy i polityki społecznej - pani minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Niezależnie od ocen reformy, wzięła na siebie ten trudny projekt. W zeszłym roku bardzo walczyła o nasz budżet, myślę, że w tym roku będzie podobnie. Za to jesteśmy jej niezwykle wdzięczni. Zgadzamy się co do idei - Inspekcja musi mieć te narzędzia. Ta reforma to rzecz, której nie udało się nikomu - projekt PiS z 2012 przepadł, projekt Lewicy z 2021 przepadł. Każdy z moich poprzedników w ostatnich 30 latach składał ten postulat, a ja jestem szczęśliwy, że za mojej kadencji znalazłem osobę tak zdeterminowaną, by taką przełomową zmianę wprowadzić. Jestem bardzo wdzięczny pani minister.
A czy zmiana marszałka Sejmu powoduje, że czuje się pan mniej komfortowo na stanowisku?
- Ta zmiana jest zapisana w umowie koalicyjnej i należy ją uszanować. Znaleźliśmy z panem Marszałkiem wspólny język i zgadzamy w wielu kwestiach. Nie mam wątpliwości, że nie tylko mi, ale także panu Marszałkowi leży na sercu dobro wszystkich zatrudnionych w Polsce pracowników. Jestem więc pewien, że osiągniemy porozumienie co do przyszłości Inspekcji, by Państwowa Inspekcja Pracy stała się skuteczną instytucją, by przywrócić jej renomę, która przed laty trochę się zgubiła.
Natomiast fakt, że Główny Inspektor Pracy nie ma kadencji, uważam za duży minus, bo kadencyjność zapewnia prawdziwą niezależność. Dawałaby też perspektywę - pozwalającą działać. A ja przez te ostatnie 1,5 roku piastowania stanowiska Głównego Inspektora Pracy ciągle starałem się nadgonić czas, mając w tyle głowy poczucie, że mogę być w każdej chwili odwołany.
Rozmawiała Monika Krześniak-Sajewicz














