Student choć płaci, niewiele może
Szkoły wyższe są autonomiczne. Nie oznacza to jednak, że mogą działać ponad prawem. Problem w tym, że ministerialny nadzór kuleje, a studenci publicznych uczelni nie mają instrumentów do walki z krzywdzącymi ich decyzjami.
W czwartek, 27 października 2005 r., Collegium Medicum w Bydgoszczy podległe Uniwersytetowi Mikołaja Kopernika w Toruniu, zrezygnowało z pobierania opłat od studentów IV, V i VI roku studiów wieczorowych na kierunku lekarskim. Gdyby nie zmieniło zdania w sprawie opłat, pokrzywdzeni przez uczelnię studenci mogliby jedynie wystąpić do rektora z prośbą o zwolnienie z czesnego. Wówczas rektor musiałby wydać decyzję administracyjną, którą można zaskarżyć do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Sąd mógłby pośrednio skontrolować sposób wprowadzenia opłat przez uczelnię.
Wyższy zakład państwowy
Marek Safian, prezes Trybunału Konstytucyjnego, uzasadniając wyrok TK z 5 października 2005 r. (sygn. SK 39/05), dowodził, że uczelnia jest zakładem państwowym i jej wewnętrzne zarządzenia nie podlegają kontroli sądowej. Ma zatem prawo do jednostronnego kształtowania stosunków prawnych, nawet jeśli są one krzywdzące. W efekcie np. wniosek o przyjęcie w poczet studentów jest jednoznacznie wyrażoną zgodą na poddanie się panującemu w danej uczelni rygorowi prawnemu. Problem w tym, że wyższe szkoły państwowe zarabiają na studentach niestacjonarnych, sprzedając im drogą usługę edukacyjną bez umowy i gwarancji wywiązania się z niej. Na zorganizowany przez Parlament Studentów konkurs na najbardziej przyjazną uczelnię wzór umowy przysłały wszystkie szkoły prywatne i jedna publiczna.
Nadzór z opóźnionym zapłonem
Zdaniem TK, gwarantem jakości powinien być ministerialny nadzór nad uczelnią. Jan Bondar, rzecznik Ministerstwa Zdrowia, twierdzi, że minister, któremu podlegają akademie medyczne, nie miesza się w sprawy finansowe między uczelnią a studentem. Z kolei minister edukacji, któremu podlega UMK, jeszcze ani razu nie interweniował w sprawie pobierania opłat. O tym, że kontrola ministerialna jest pozorna, świadczą też raporty Najwyższej Izby Kontroli. Dlatego studentom, którym uczelnie podwyższają czesne i zmieniają zasady studiowania w połowie nauki, pozostaje walka na forum mediów.
Patologii nie wyeliminuje nowe prawo o szkolnictwie wyższym, które nakłada obowiązek zawierania umów ze studentami płacącymi za studia, ale tylko tymi, którzy rozpoczną naukę w roku akademickim 2006/2007. Problem z nieuczciwą szkołą mogą mieć ci, którzy rozpoczęli studia przed tą datą. W ubiegłym roku akademickim na studiach dziennych było 877,4 tys. osób. W systemie zaocznym studiowało 887,4 tys. osób, wieczorowym -73,2 tys., eksternistycznym - 20,7 tys. osób. Stanowili oni 52 proc. wszystkich studiujących.
Walcz o swoje prawa
Jeśli uczelnia bezpodstawnie podwyższyła czesne, wbrew umowie lub przy jej braku:
- Złóż do rektora lub dziekana (jeśli jest) wniosek o zwolnienie z opłat na podstawie art. 99 ust. 3 ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. nr 164, poz. 1365).
- Dziekan lub rektor musi niezwłocznie, ale nie później niż w ciągu miesiąca, podjąć decyzję administracyjną na mocy art. 207 wspomnianej ustawy, a jeśli sprawa jest skomplikowana, na podjęcie decyzji przysługują mu 2 miesiące (art. 35 k.p.a.).
- Od decyzji wydanej w pierwszej instancji należy w ciągu 14 dni odwołać się do drugiej instancji.
- Od decyzji drugiej instancji można w ciągu 30 dni wnieść skargę do właściwego wojewódzkiego sądu administracyjnego - w niej należy wskazać, że zmiany opłat nie są uzasadnione wzrostem kosztów ponoszonych przez uczelnię.
Jolanta Góra
Marcin Chałupka, specjalista z zakresu prawa o szkolnictwie wyższym
Dla studentów, zwłaszcza niestacjonarnych, kluczowe znaczenie mają: wysokość czesnego, zawartość merytoryczna studiów - lista przedmiotów, program oraz tryb prowadzenia zajęć - godziny i dni tygodnia. Wszystkie te elementy zależą jedynie od woli uczelni i ewentualnie rozporządzeń ministra. Kandydaci na studia nie mają na nie wpływu lub nie proszą o potwierdzenie na piśmie obietnic składanych podczas rekrutacji. Problemy zaczynają się wtedy, gdy uczelnia zmienia zasady w połowie studiów. Bez pisemnej umowy trudno udowodnić złamanie deklaracji, dzięki którym uczelnia przyciągnęła studentów. Nawet jeśli student tego dokona, uczelnia publiczna nie uznaje się za stronę umowy cywilnoprawnej, a nadzór Ministerstwa Edukacji wydaje się przeważnie spóźniony lub nieefektywny.
Marcin Radwan-Röhrenschef, adwokat z kancelarii Wardyński i Wspólnicy
Regulamin studiów jest aktem wewnątrzzakładowym i jako taki nie może być zaskarżony do sądu przez użytkownika zakładu. Niemniej mogą być zaskarżane do sądu decyzje, np. w sprawie skreślenia z listy studentów na skutek odmowy uiszczania opłat albo innej decyzji indywidualnej wydanej na mocy szczególnych przepisów ustawy. Wówczas sąd będzie badał zasadność zmiany regulaminu w toku studiów. Otwarta pozostaje kwestia uprawnienia ministra edukacji do uchylenia regulaminu w trybie nadzoru. Sądzę, że powinien on to zrobić ze względu na brak przepisów przejściowych regulujących sytuację studentów będących w toku studiowania - narusza to jednak zasady demokratycznego państwa prawa.