Tarcze, podwyżki, wakacje kredytowe. To pójdzie na "pierwszy ogień" w nowym Sejmie
W trakcie rozpoczynającej się kadencji nowy Sejm będzie musiał rozpatrzeć wiele projektów ważnych z punktu widzenia gospodarki, finansów państwa i portfeli Polaków. Posłowie będą zajmować się projektami uchwał zaproponowanymi przez rząd. Wszystko jednak wskazuje na to, że w tym względzie można będzie liczyć na dobrą współpracę władzy wykonawczej i ustawodawczej - nowy rząd utworzą najprawdopodobniej partie dotychczasowej opozycji, które podpisały już umowę koalicyjną.
Ewentualne przedłużenie tarczy antyinflacyjnej ma kluczowe znaczenie dla ścieżki inflacji w 2024 r., stanu państwowej kasy, a także sytuacji finansowej gospodarstw domowych i firm.
Przypomnijmy, że obecnie w ramach tarczy obowiązuje tzw. "zerowy VAT" na podstawowe produkty żywnościowe, a także zamrożone ceny energii elektrycznej i gazu. Oba te rozwiązania są niezwykle kosztowne dla budżetu państwa - "zerowy" VAT na żywność według szacunków w 2023 r. da ponad 11 mld zł ubytku w budżecie, a mrożenie cen energii i gazu to łącznie ok. 59 mld zł.
W sytuacji rekordowego deficytu w budżecie (zaplanowanego przez rząd PiS na 164,8 mld zł) i konieczności znalezienia środków na realizację obietnic wyborczych (m.in. podwyżek wynagrodzeń dla strefy budżetowej i nauczycieli) wydatki te mogą okazać się kulą u nogi nowego rządu w 2024 r.
Nowy Sejm będzie musiał rozważyć, czy hamująca dynamika inflacji przy wciąż dość solidnym wzroście realnych wynagrodzeń wystarczy, by ochronić konsumentów przed negatywnymi skutkami wzrostu VAT na żywność z 0 proc. do wcześniejszych 5 proc.
Sytuacja z cenami energii może okazać się bardziej skomplikowana - prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin przyznał niedawno wprost, że skala podwyżek cen prądu może być "trudna do zaakceptowania przez społeczeństwo" i sugerował, że odmrażanie cen energii powinno być rozciągnięte w czasie. Kwestię tę dostrzega opozycja, która według wszelkiego prawdopodobieństwa utworzy około połowy grudnia koalicyjny rząd.
Doradca ekonomiczny Donalda Tuska Andrzej Domański, wybrany do Sejmu z list Koalicji Obywatelskiej, powiedział na antenie Polsat News, że w rozmowach polityków opozycji "pojawia się termin kolejnych sześciu miesięcy", w których ceny elektryczności byłyby zamrożone - mimo że w swoich "100 konkretach" KO wspominała jedynie o zamrożeniu cen gazu. Wygląda na to, że w świetle prognoz dotyczących wzrostu cen energii dla końcowych odbiorców ewidentnie budżetowa arytmetyka będzie musiała ustąpić interesowi konsumenta.
Umowa koalicyjna podpisana przez Koalicję Obywatelską, Trzecią Drogę i Nową Lewicę wyraźnie wskazuje, że wśród partii mających utworzyć nowy rząd panuje zgoda co do tego, że pewne grupy zawodowe po prostu muszą otrzymać podwyżki wynagrodzeń. "Jednym z najważniejszych zadań Koalicji będzie wspieranie zawodów kluczowych dla funkcjonowania państwa i przyszłości naszych dzieci" - czytamy w umowie sygnowanej przez liderów trzech ugrupowań w piątek 10 listopada.
"Strony Koalicji potwierdzają pilną potrzebę podwyżek dla nauczycieli, pracowników służby publicznej, w tym administracji, sądów i prokuratury. Niskie zarobki wypychają z zawodu ludzi zapewniających ciągłość działania naszego państwa oraz edukację dzieci i młodzieży." Koalicjanci deklarują, że stosowne ustawy w tym zakresie zostaną przedstawione w ciągu pierwszych 100 dni rządów dotychczasowej opozycji, co oznacza, że będzie to jedna z pierwszych spraw, którą będzie zajmował się nowy Sejm.
Przypomnijmy, że KO zobowiązała się do 20-procentowych podwyżek dla pracowników budżetówki, w tym 30-procentowych dla nauczycieli. Andrzej Domański z KO (według niektórych źródeł przyszły minister finansów) szacował koszt samych podwyżek dla nauczycieli na ok. 13-14 mld zł. Dodał, że całość podwyżek dla budżetówki to bardziej złożony proces, ale "to na pewno będzie drugie tyle". Jednocześnie zapewnił, że nowa koalicja podejmie działania, aby środki na te podwyżki znalazły się już w budżecie na 2024 r.
Projekt ustawy dotyczącej wydłużenia wakacji kredytowych na 2024 r. zaproponował ustępujący rząd Prawa i Sprawiedliwości pod koniec października br. Naturalnie, projektem tym zajmie się jednak nowy rząd - i nowy Sejm. Przypomnijmy, że rządowe wakacje kredytowe funkcjonują od połowy 2022 r.
Zarówno w 2022 r., jak i w 2023 r. można było zawiesić po 4 raty kredytu, zarówno w części kapitałowej, jak i odsetkowej. Rząd Mateusza Morawieckiego w swoim projekcie zaproponował zawężenie grona kredytobiorców, którzy byliby uprawnieni do skorzystania z wakacji. Ci kredytobiorcy, w przypadku których kwota kapitału nie przekracza 400 tys. zł, mogliby "wysłać kredyt na wakacje" bezwarunkowo. Ale już ci, w przypadku których kwota kapitału udzielonego kredytu była wyższa niż 400 tys. zł, ale nie przekroczyła 800 tys. zł, mogliby zawiesić spłatę kredytu tylko wtedy, gdyby koszt obsługi tego kredytu przekraczał połowę średniego dochodu gospodarstwa domowego z trzech ostatnich miesięcy.
Wiele wskazuje na to, że w rozpoczętym we wrześniu br. cyklu obniżek stóp procentowych nastąpi dłuższa pauza. Według ekonomistów, potrwa ona przynajmniej do marca 2024 r., kiedy to Rada Polityki Pieniężnej będzie nie tylko dysponowała nową projekcją inflacji przygotowaną przez analityków NBP, ale też będzie wiedziała więcej na temat polityki fiskalnej i regulacyjnej nowego rządu, która siłą rzeczy będzie miała wpływ na inflację (np. poprzez przedłużenie tarczy antyinflacyjnej). W tej sytuacji nowy rząd - i nowy Sejm - mogą zdecydować się zaoferować kredytobiorcom jakąś formę wsparcia.
Pytanie, czy będą to wakacje kredytowe oparte na projekcie ich poprzedników, pozostaje otwarte. W tym miejscu znów trzeba oddać głos Andrzejowi Domańskiemu, który powiedział, że jego zdaniem "jakaś forma pomocy" dla kredytobiorców mających największy problem ze spłatą kredytu "powinna zostać utrzymana". Jak dodał, szczegóły będą omawiane w gronie koalicjantów.
Odblokowanie środków z Krajowego Planu Odbudowy dla Polski (łącznie chodzi o 158,5 mld zł, w tym 106,9 mld zł w postaci dotacji i 51,6 mld złotych w formie preferencyjnych pożyczek) to pieniądze, które są kluczowe dla polskiej gospodarki w kontekście spowolnienia, z którego powoli się ona dźwiga.
Unijne miliardy to inwestycje, które nigdy nie była najmocniejszą nogą wzrostu polskiego PKB - prym zawsze wiodła tutaj konsumpcja, ale ta ostatnio spowolniła, bo w obliczu rosnących kosztów życia gospodarstwa domowe zaczęły ograniczać wydatki. To również szansa na modernizację wielu obszarów, od transportu po energetykę. By odblokować środki z KPO, nowy rząd będzie musiał przede wszystkim zagwarantować wypełnienie tzw. kamieni milowych w zakresie funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości.
Komisja Europejska stawia tutaj trzy kluczowe warunku Polsce: obecna Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego ma zostać zniesiona i zastąpiona niezależnym, niezawisłym sądem; postępowania dyscyplinarne muszą zostać zreformowane, a sędziowie, którzy ucierpieli w wyniku decyzji Izby Dyscyplinarnej, muszą uzyskać prawo do tego, by ich sprawy rozpatrzyła nowa izba.
Nowy rząd zapewne zajmie się zmianami, których wymaga KE i będzie miał wsparcie większości sejmowej, jeśli chodzi o ich uchwalenie w izbie niższej - ale prezydentem pozostaje związany z PiS Andrzej Duda, który może chcieć przeciwstawić się pomysłom nowego gabinetu na reformę sądownictwa. Tymczasem dotychczasowa opozycja nie ma 276 głosów w Sejmie wymaganych, by odrzucić ewentualne prezydenckie weto w tej kwestii (jest to tzw. większość kwalifikowana, czyli uzyskanie 3/5 głosów za odrzuceniem weta prezydenta przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, a więc 230).
Lista gospodarczych spraw, którymi będzie zajmował się nowy parlament, ostatecznie zależeć będzie od tego, na co nowy rząd znajdzie środki w budżecie. W kampanii wyborczej padły hojne obietnice - m.in. podniesienia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł z obecnych 30 tys. zł, wprowadzenie programu "Aktywna mama" znanego jako "babciowe" (1500 zł dla każdej matki, która chciałaby po urlopie macierzyńskim wrócić do pracy) czy kredyt 0 proc. dla osób kupujących swoje pierwsze mieszkanie.
Jak policzyło m.in. Forum Obywatelskiego Rozwoju, w zależności od ugrupowania, łączna wartość obietnic złożonych przed wyborami wynosi od 120 do 230 mld zł. Kierowanie konkretnych ustaw realizujących te obietnice pod obrady Sejmu będzie uzależnione od stopnia, w jakim nowy rząd zdecyduje się poddać finanse państwa presji tych obietnic.