W koalicji biją się o państwowy bank. Od trzech miesięcy nie ma prezesa
W koalicji rządzącej trwa walka o to, kto będzie kontrolował państwowy bank rozwoju, czyli Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) - pisze "Business Insider". Sytuacja jest patowa, bo PSL nie chce oddać tej ważnej instytucji w ręce KO. Obaj koalicjanci mają własnych, mocnych kandydatów do pokierowania bankiem, który od trzech miesięcy czeka na nowego prezesa.
Poprzednia szefowa BGK, Beata Daszyńska-Muzyczka, została odwołana przez Donalda Tuska 11 stycznia - i od tego czasu w BGK panuje formalne "bezkrólewie", choć, oczywiście, obowiązki prezesa pełni pierwszy wiceprezes BGK Paweł Nierada. Najwyższy czas jednak na to, aby tak ważna dla gospodarki instytucja miała wreszcie prezesa. Tymczasem koalicja rządząca nie jest w stanie dogadać się w tej kwestii.
A sprawa z pozoru jest prosta - statut BGK nie wymaga przeprowadzania postępowania kwalifikacyjnego na prezesa. W świetle ustawy wskazuje go minister rozwoju i technologii, którym obecnie jest Krzysztof Hetman - polityk PSL. Wniosek od szefa MRiT musi następnie podpisać premier. Czyli - Krzysztof Hetman wskazuje, kogo widziałby w fotelu prezesa BGK, a Donald Tusk powołuje tę osobę na to stanowisko.
"Ekipa wicepremiera i ministra obrony Władysława Kosiniaka-Kamysza - według naszych rozmówców z kręgów rządowych - twardo negocjuje z Donaldem Tuskiem" - czytamy w "BI". Według serwisu, poparciem PSL cieszy się Marta Postuła, która przez blisko 20 lat pracowała w Ministerstwie Finansów. Była też dyrektorem w Ministerstwie Infrastruktury i Rozwoju. Od 2016 r. jest związana z sektorem finansowym: trafiła do Domu Maklerskiego BOŚ (z grupy kontrolowanego pośrednio przez państwo BOŚ Banku), gdzie została doradcą zarządu ds. zrównoważonego rozwoju. Źródło "BI" w PSL przekonuje, że Postuła świetnie zna się na zielonych finansach, co jest ważne w kontekście finansowania transformacji energetycznej, w co - zdaniem ludowców - BGK powinien się mocno zaangażować.
Według informacji "BI", lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz chce mieć w BGK "swojego człowieka" także dlatego, że jako minister obrony oczekuje współpracy z bankiem w kwestii finansowania wydatków na obronność. Niebagatelne znaczenie dla tych ostatnich ma Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, którego celem jest pokrywanie wydatków na wsparcie armii i zbrojenia, w tym zakup specjalistycznego sprzętu. Prawo do dysponowania funduszem ma minister obrony narodowej, zaś operatorem jest Bank Gospodarstwa Krajowego. Zgodnie z ustawą o obronie ojczyzny, BGK sporządza projekt planu finansowego, a następnie uzgadnia go z ministrem finansów. Ostatecznie zatwierdza go szef MON.
PSL ma więc swoje powody, aby kontrolować BGK - ale i KO ma świadomość, jakie możliwości ma ta instytucja i w jak dużym stopniu może wspierać rząd w realizacji polityki gospodarczej. BGK może wymieniać waluty zagraniczne bezpośrednio na rynku i wspierać złotego, zawiaduje też systemem gwarancji dla najmniejszych przedsiębiorców, tzw. de minimis. Dlatego KO forsuje na stanowisko szefa BGK swojego kandydata - jak dowiaduje się "BI", jest nim Mirosław Czekaj, obecnie skarbnik Warszawy, który w latach 2004-2006 był już wiceprezesem BGK.
Źródła "BI" w koalicji rządzącej sugerują, że szanse na objęcie prezesury w BGK może mieć też były minister finansów w rządzie PO-PSL, a obecnie ekonomista w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju, Mateusz Szczurek. W koalicji krąży też informacja, że swoją kandydatkę ma też Polska 2050 Szymona Hołowni - to Beata Stelmach, była wiceminister spraw zagranicznych i była szefowa GE w Polsce.
Rozstrzygnięcie kwestii obsady najważniejszego stanowiska w BGK ma być już bliskie. W koalicji zaczyna ponoć narastać świadomość, że brak prezesa tak ważnej instytucji zaczyna być problemem wizerunkowym, biorąc pod uwagę to, że BGK jest emitentem obligacji finansujących ważne wydatki państwa, współpracującym z rynkami finansowymi.