W Sejmie spór o podwyżki. Pracownicy przypominają S. Hołowni obietnicę D. Tuska
Pracownicy Kancelarii Sejmu mają żal do Szymona Hołowni, że ten przyznał im niższe podwyżki, niż obiecał to Donald Tusk. Chodzi o podniesienie wynagrodzeń pracowników budżetówki o 20 proc., o czym w Sejmie podczas expose mówił Donald Tusk. Związkowcy uważają, że obietnica nie została spełniona, a podwyżki okazały się niższe. Skierowali więc pismo do szefa Kancelarii Sejmu Jacka Cichockiego, w którym piszą, że czują się potraktowani niesprawiedliwie. Pierwsze zmiany w podwyżkach już udało się osiągnąć.
Donald Tusk podczas expose wygłoszonego w Sejmie 13 grudnia zapowiedział m.in. podwyżki dla budżetówki. - Wzrosną wynagrodzenia dla całej sfery budżetowej o 20 proc., tak jak obiecaliśmy - mówił wtedy przyszły premier. - Jeszcze formalnie nie ma rządu, a my już mamy gotowe projekty w najważniejszych sprawach - dodawał lider KO.
20-proc. podwyżki wynagrodzeń miały objąć również pracowników Kancelarii Sejmu oraz Senatu. Związkowcy w piśmie skierowanym do Jacka Cichockiego, szefa Kancelarii Sejmu i bliskiego współpracownika Szymona Hołowni - do którego dotarła "Rzeczpospolita" - twierdzą, że obietnica nie została w pełni zrealizowana.
Pod pismem podpisała się zakładowa Solidarność oraz Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Pracowników Kancelarii Sejmu. Związkowcy twierdzą, że "zapowiadane 20 proc. podwyżki w sferze budżetowej nie obejmują Kancelarii Sejmu".
W piśmie podkreślają, że w 2023 roku otrzymali podwyżki w gwarantowanej wysokości 4 proc., natomiast kolejne 3,7 proc. mają być przyznane według uznania dyrektorów biur - donosi "Rz".
Autorzy pisma przypominają również, że 20-proc. podwyżki pensji wynikają nie tylko z zapowiedzi premiera Tuska podczas expose, ale również z poprawki do ustawy budżetowej, którą złożył poseł KO Jarosław Urbaniak. Zapewniała ona 20-proc. wzrost pensji dla pracowników Kancelarii Sejmu oraz Senatu, zamiast wcześniej zapowiadanych 12,3 proc.
Nowi ludzie w Kancelarii Sejmu kwestię podwyżek widzą jednak inaczej. Chodzi o to, że część pracowników Sejmu otrzymała już podwyżki pod koniec 2023 r. - odchodząca szefowa Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska przyznała im je w średniej wysokości 12,3 proc.
Jak podaje dziennik, teraz nowe kierownictwo, "chce jedynie dociągnąć te podwyżki do poziomu 20 proc.".
Z takim argumentowaniem nie zgadzają się jednak związkowcy. Uważają, że zostali oni potraktowani niesprawiedliwie. Podkreślają, że ubiegłoroczne podwyżki "nie były przyznawane jednakowo wszystkim pracownikom, oscylując od 6,6 proc. do nawet 19 proc.". I nie zgadzają się na to, żeby część nowych podwyżek zależała od decyzji dyrektorów biur.
Związkowcom nie podoba się również fakt, że podwyżki mają zostać wypłacone od marca, a nie z wyrównaniem od stycznia.
Argumentują, że w związku z niższymi niż zapowiadano podwyżkami, część pracowników już zdecydowała się zmienić miejsce pracy.
Spór o podwyżki w Sejmie chce rozwiązać szef Kancelarii Sejmu.
Katarzyna Karpa-Świderek, szefowa sejmowego Biura Obsługi Medialnej, poinformowała, że Jacek Cichocki spotkał się ze związkowcami po tym, jak przesłali oni pismo ze swoimi postulatami. Karpa-Świderek wskazała w "Rz", że "w konstruktywnej rozmowie wypracowano korzystne dla pracowników rozwiązania".
Ostatecznie podwyżki wyniosą 7,7 proc. bez "wydzielania wstępnie projektowanej części fakultatywnej". Dodatkowo wyższe pensje zostaną wypłacone z wyrównaniem od stycznia.