W tych spółkach rząd ma "pod górkę" z wymianą kadr po PiS. Co się dzieje?
Koalicja Obywatelska w "100 konkretach" zapowiadała odpolitycznienie zarządów kluczowych spółek. Po wyborach do realizacji tego zadania przystąpił Borys Budka, szef resortu aktywów państwowych. I rzeczywiście, w niektórych spółkach Skarbu Państwa, np. w koncernach energetycznych, "miotła kadrowa" nowego rządu szybko dokonała porządków, usuwając z nich nominatów Prawa i Sprawiedliwości. Ale w części firm i instytucji wciąż panuje status quo. Mowa m.in. o dwóch dużych bankach. Dlaczego zmiany personalne idą w nich jak po grudzie?
Mimo zapowiedzi "odpolitycznienia" kontrolowanych przez państwo firm, nie ma co udawać, że polityka nie będzie już odgrywała absolutnie żadnej roli przy podejmowaniu decyzji personalnych dotyczących najważniejszych przedsiębiorstw. Taka już jest natura spółek Skarbu Państwa, które nierzadko mają swój udział w realizowaniu polityki obozu rządzącego. Przykładowo - bank kontrolowany przez państwo może udzielić kredytu państwowej spółce z sektora węglowego, pilnie potrzebującej pieniędzy na ważną inwestycję - nawet, kiedy inne banki komercyjne nie będą chciały jej finansować, tłumacząc to tym, że nie pożyczają pieniędzy firmom posiadającym w swojej strukturze "węglowe aktywa".
Jak zauważa money.pl, "wiele wskazuje na to, że przed wyborami samorządowymi zbyt dużo nie zmieni się" w kontrolowanych przez państwo spółkach z sektora finansowego. Powód? W koalicji rządzącej chcą uniknąć sporów o to, kto będzie decydował o obsadzie poszczególnych stanowisk, ponieważ mogłoby to źle wpłynąć na współpracę między koalicjantami w gorącym wyborczym okresie, a co za tym idzie - na wynik kandydatów popieranych przez współrządzące ugrupowania.
Ważne spółki z sektora finansowego, w których zmiany kadrowe idą opornie, to:
- Bank Pekao,
- Alior Bank,
- Polski Fundusz Rozwoju (PFR),
- Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK).
Banki Pekao i Alior wciąż mają nie tylko "stare" zarządy, ale też "stare" rady nadzorcze. Skarb Państwa kontroluje obu pożyczkodawców poprzez ubezpieczyciela PZU i PFR. Jeśli chodzi o Pekao, to PZU posiada w nim 20 proc. akcji, a PFR - 12,8 proc. akcji. W Aliorze z kolei PZU jest właścicielem 31,91 proc. akcji.
Ani Pekao, ani Alior nie ogłosiły jeszcze terminów Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy (WZA), które muszą się odbyć, by udziałowcy mogli odwołać "starych" członków rad nadzorczych i powołać nowych. To warunek konieczny do zmian w zarządach - bowiem to rady nadzorcze z kolei odwołują i powołują prezesów i członków zarządu.
Serwis money.pl zapytał oba banki, kiedy planują zwołać WZA. Alior przypomniał w odpowiedzi, że "Zwyczajne Walne Zgromadzenie zwoływane jest przez zarząd spółki i powinno odbyć się w ciągu sześciu miesięcy po upływie każdego roku obrotowego. Zarząd, jak co roku, planuje zwołać Zwyczajne Walne Zgromadzenie w ustawowym terminie". Z kolei Pekao odparło, że w sprawie WZA jest "w dialogu z właścicielem". Money.pl ustalił, że bank rozmawia o walnym z PZU, ale sam ubezpieczyciel nie chciał tej informacji potwierdzić.
Oczywiście, oba banki mogą zwołać zwyczajne WZA w ustawowym terminie, lub zwołać nadzwyczajne WZA na wniosek Skarbu Państwa, czyli właściciela (w tym przypadku kodeks spółek handlowych stanowi, że NWZA mogłyby odbyć się nie wcześniej niż po upływie 26 dni, licząc od dnia ogłoszenia zwołania WZA w raporcie giełdowym). Ale Skarb Państwa dotychczas nie zwrócił się z takim wnioskiem ani do zarządu Aliora, ani Pekao. Prezesem tego pierwszego pozostaje Grzegorz Olszewski, a prezesem tego drugiego - Leszek Skiba, który w czasach rządów PiS był też wiceministrem finansów.
W radach nadzorczych Aliora i Pekao także zasiadają osoby blisko związane z poprzednią władzą - w Aliorze np. jest to były szef CBA Ernest Bejda, a w Pekao - odwołana niedawno prezes PZU Beata Kozłowska-Chyła (pełni rolę przewodniczącej RN).
PFR i BGK to instytucje, które są niezwykle ważne z punktu widzenia państwa, mogą bowiem w razie potrzeby pełnić rolę "wehikułów do zadań specjalnych". I tak, w czasach pandemii PFR wspierał przedsiębiorstwa za pomocą tzw. tarcz antycovidowych. BGK z kolei zarządzał Funduszem Przeciwdziałania COVID-19, emitując obligacje na potrzeby finansowania wydatków zaplanowanych przez Mateusza Morawieckiego. Ale i w "spokojnych" czasach pełnią one bardzo ważne zadania - np. PFR nadzoruje program Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK), a BGK udziela pomocy właścicielom mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw w ramach tzw. gwarancji de minimis.
W PFR prezesem ciągle jest Paweł Borys, niegdyś prawa ręka premiera Morawieckiego. Chociaż kadencja Borysa na tym stanowisku upłynęła już kilka miesięcy temu, a rada nadzorcza rozpisała konkurs na jego następcę, to nikt się do niego nie zgłosił. "Wówczas był jeszcze dwutygodniowy rząd Morawieckiego, wiadomo było, że za chwilę władzę przejmie ekipa Donalda Tuska. Nikt nie chciał zgłaszać się do konkursu, gdy rządziła ekipa PiS, a w spółce była rada nadzorcza z ich nadania. Istniało duże prawdopodobieństwo, że wzięcie udziału w tamtym konkursie może pogrzebać szanse na pokierowanie spółką" - mówił serwisowi Business Insider anonimowy rozmówca z rządowych kręgów.
Teraz, według medialnych doniesień, przemeblowania w PFR mają przyspieszyć. Wymiana rady nadzorczej i rozpisanie konkursu na nowego prezesa mają dokonać się do końca marca.
W BGK z kolei już w pierwszej połowie stycznia odwołano prezes z czasów PiS, Beatę Daszyńską-Muzyczkę, ale nowego szefa tej instytucji na razie nie ma. Według Business Insidera, między dwoma koalicjantami - KO i PSL - trwa spór o to, kto będzie zarządzał BGK. Prezesa zarządu powołuje tam premier, na wniosek ministra właściwego ds. gospodarki - a tym jest Krzysztof Hetman wywodzący się z ludowców i pełniący funkcję ministra rozwoju i technologii. Według informacji money.pl, Hetman już kilka dni temu zgłosił Donaldowi Tuskowi swojego kandydata, ale póki co nie dostał on zielonego światła - ponoć dlatego, że Tusk chętniej widziałby na najważniejszym stanowisku w BGK Mateusza Szczurka, który był ministrem finansów w rządzie Ewy Kopacz.
Jednego z wiceprezesów BGK wskazuje z kolei minister infrastruktury, a powołuje go również premier - i w tym przypadku też dochodzi do konfliktu na linii KO-PSL, ponieważ resortem infrastruktury kieruje Dariusz Klimczak z ludowców.