Za mało ludzi do rozdawania pieniędzy
Polska awansowała w rankingu państw korzystających z unijnych funduszy. W najbliższych latach dostaniemy z UE jeszcze więcej pieniędzy, nie wiadomo jednak, czy podołamy obsłudze tych środków.
Nasz kraj pod względem wykorzystania funduszy UE znajduje się na piątym miejscu wśród dziesięciu państw, które wstąpiły w 2004 roku do Unii Europejskiej - za Słowenią, Estonią, Węgrami i Maltą. Rok temu zajmowała jedno z ostatnich miejsc.
Do końca 2006 roku wydała ponad jedną trzecią środków otrzymanych do dyspozycji na lata 2004-2006 - dostaliśmy jednak więcej środków niż inne państwa. Dynamika realizacji programów współfinansowanych z funduszy strukturalnych zmniejszyła się w styczniu tego roku. Jednak kwota wydatków poniesionych z kont programowych wzrosła o prawie 677 mln złotych. Wartość środków z funduszy strukturalnych przyznanych nowym państwom Unii na lata 2004-2006 wyniosła łącznie 15 i pół mld euro. Polska otrzymała większość tych środków - ponad 54 proc.
Zanim zrobi się korek
Nad Polską zawisła jednak groźba administracyjnego "korka" w dziedzinie obsługi funduszy strukturalnych. W latach 2007-2013 mamy otrzymać sześciokrotnie więcej pieniędzy niż do tej pory, od momentu wstąpienia do UE (była to kwota 11 mld euro).
Na różnych szczeblach administracyjnych potrzebna będzie cała armia urzędników, których zadaniem będzie sprawne obsłużenie pomocy unijnej. Uzupełniania braków kadrowych domaga się od nas Komisja Europejska. Także zdaniem przedstawicieli Ministerstwa Rozwoju Regionalnego kadrowe wzmocnienie instytucji, które będą odpowiedzialne za wdrażanie unijnych funduszy w latach 2007-2013, jest koniecznością. Do wydania jest ponad 67 mld euro, co średniorocznie oznacza kwotę ok. 10 mld euro, a więc czterokrotnie więcej niż w latach 2004-2006.
Unia Europejska zaleca, by na każdy milion euro unijnej pomocy przypadało ok. 2,5 urzędnika. Tymczasem w Polsce ten wskaźnik jest znacznie niższy i kształtuje się na poziomie jeden urzędnik na jeden milion euro. Analizując potrzeby kadrowe należy pamiętać, że w latach 2007-2008 nałożą się na siebie dwa okresy programowania, co wymaga zapewnienia takiego stanu zatrudnienia, który pozwoli na jednoczesną obsługę środków z okresu 2004-2006 i okresu 2007-2013.
- Obecnie przy wdrażaniu unijnych funduszy w administracji rządowej pracuje około 1800 osób, a w administracji samorządowej ponad 1200 osób - poinformowała "Gazetę Bankową" Monika Niewinowska, rzecznik prasowy Ministerstwa Rozwoju Regionalnego.
- W urzędach centralnych i wojewódzkich potrzeba dodatkowo około 870 pracowników. Samorządy mają jeszcze większe potrzeby kadrowe.
Pamiętajmy, że w latach 2007-2013 będą zarządzały programami regionalnymi i pośredniczyły w zarządzaniu komponentem regionalnym programu Kapitał Ludzki. Docelowo przy wdrażaniu unijnych funduszy w administracji samorządowej potrzeba 4300 urzędników. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego przygotowało plan działań na rzecz zwiększenia potencjału administracyjnego jednostek zaangażowanych w realizację programów operacyjnych w Polsce w latach 2007-2013.
Zakłada on znaczne wzmocnienie liczb osób, szkoleń i wynagrodzeń urzędników zajmujących się funduszami strukturalnymi. Większość kosztów związanych z utrzymaniem i rozbudową potencjału administracyjnego mogłaby zostać sfinansowana z unijnych funduszy w ramach działań pomocy technicznej. Jednak budżet państwa w przypadku programów krajowych oraz budżety samorządów wojewódzkich w przypadku Regionalnych Programów Operacyjnych będą musiały uczestniczyć we współfinansowaniu wydatków przeznaczonych na te cele do wysokości co najmniej 15 proc. kosztów kwalifikowanych.
Potrzeba ich więcej
Kłopoty związane ze zbyt małą liczbą wykwalifikowanych w obsłudze unijnych środków urzędników mogą wystąpić zarówno na szczeblu administracji centralnej, jak i samorządowej. Urzędy szukają wyjścia z sytuacji.
- Problemy kadrowe dotykają także naszej administracji - przyznał Jerzy Małkowski, prezydent Olsztyna.
- Przede wszystkim etapy nadzorowania i rozliczania projektu wymagają dużego zaangażowania specjalistów (zwłaszcza finansistów). Tworzymy zespoły pracujące na rzecz każdego projektu, który potrzebuje nie tylko zabezpieczenia finansowego, ale także lokalowego.
Nie bez znaczenia jest także ciągłe szkolenie tej kadry. Tylko z programu Polska Wschodnia pięć naszych projektów ma akceptację dofinansowania, w przygotowaniu są projekty do pozostałych programów operacyjnych. To ogromne przedsięwzięcia, do których trzeba będzie zatrudnić wielu specjalistów. Współpracujemy z firmami zewnętrznymi, rozważamy także możliwość powołania odrębnej jednostki, która będzie zajmować się dużymi projektami. Zdaniem Jarosława Pawłowskiego, dyrektora departamentu programów regionalnych w Pomorskim Urzędzie Marszałkowskim, problem należy rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Pierwsza dotyczy tego, czy urzędy są atrakcyjnym pracodawcą i czy potrafią zatrzymać pracowników.
- Urzędy marszałkowskie, a na pewno nasz, dają sobie z tym radę - stwierdził dyrektor Pawłowski w rozmowie z "Gazetą Bankową".
- Nie mieliśmy problemów z rotacją, ludzie od nas nie uciekają. Ale wiąże się to z tym, że poziom wynagrodzeń jest u nas nieco wyższy niż u kolegów z Urzędu Wojewódzkiego, czy Wojewódzkiego Urzędu Pracy.
Przy znacząco niższym poziomie wynagrodzeń mają oni duże problemy z rotacją i utrzymaniem nawet tych kadr, które mają stanowi pewien kłopot. Trzeba więc zapewnić kadrom takie wynagrodzenia, żeby nie zmuszać ich do szukania innego zatrudnienia z powodów czysto bytowych. Zaczęła to również dostrzegać administracja rządowa. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego miało duży problem z rotacją kadr, ale dzięki podwyższeniu wynagrodzeń udało się mu tę tendencję powstrzymać.
Drugi element to pytanie, czy mamy dziś wystarczająco dużo ludzi, żeby obsłużyć fundusze, które nas czekają w latach 2007-2013. Na dziś żaden znany mi urząd nie ma tylu ludzi. Jednak uruchomienie tych programów to pieśń dość odległej przyszłości - jeśli negocjacje programów operacyjnych planujemy zakończyć po wakacjach, to przyjmowanie projektów można założyć na koniec roku, a monitoring, płatności i kontrole to połowa przyszłego roku.
Żeby więc zatrudnić tych ludzi mamy od 3 miesięcy do pół roku. Oczywiście wcześniej trzeba ich przeszkolić. Liczymy, że pełen stan kadrowy osiągniemy u nas w urzędzie do połowy przyszłego roku. Co do sposobu zatrudniania, przepisy nie pozostawiają nam większego wyboru: na wszystkie stanowiska ogłaszamy konkurs i prowadzimy szeroki nabór.
Byłoby dobrze, gdyby istniały jakieś mechanizmy przenoszenia ludzi np. z urzędów wojewódzkich, które powoli kończą wdrażanie zintegrowanego programu operacyjnego rozwoju regionalnego. Kiedy zakończą realizację tego programu, funkcje urzędów wojewódzkich znacznie się zmniejszą. Gdyby się dało jakimś rozwiązaniem systemowym tych ludzi przetransferować, byłoby dobrze, tym bardziej, że nie są w takich wypadkach wymagane procedury konkursowe.
Co do zasady jednak jesteśmy zdani na konkursy, ogłoszenia. Próbowaliśmy sobie wprawdzie podbierać pracowników np. z wojewódzkich urzędów pracy, próbowaliśmy robić podchody do Agencji Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa, bo tam również są specjaliści od unijnych funduszy, ale na dłuższą metę to nie działa, bo jeśli wzmocnimy się czyimś kosztem, to osłabiamy inną instytucję i regionowi to średnio służy.
Nie ma problemu
Nie we wszystkich jednak urzędach pojawił się taki problem. Są instytucje, które już jakiś czas temu odpowiednimi posunięciami zabezpieczyły się przed niedoborem pracowników.
- Jesteśmy dobrze przygotowani, nie mamy kłopotów z kadrami - stwierdziła Marzena Korosteńska, zastępca rzecznika prezydenta Łodzi.
- Na początku pierwszej kadencji prezydenta Kropiwnickiego zostało powołane Biuro Partnerstwa i Funduszy, które koordynowało wszystkie projekty miejskie. Przyjęto do niego specjalistów, a jego dyrektor miał już wcześniej duże doświadczenie w zarządzaniu funduszami europejskimi.
Żeby zapobiec paraliżowi, wdrożyliśmy odpowiedni program, w niektórych wydziałach mamy specjalistów, np. w Wydziale Edukacji. Mamy też miejską spółkę infrastrukturalną do koordynacji bardzo dużych programów, są również specjaliści w Zarządzie Dróg i Transportu czy w MPK. Poza wydziałami wnioski są koordynowane i sprawdzane powtórnie w Biurze Partnerstwa i Funduszy. Oczywiście pewne nabory były, ale dotyczyły pojedynczych stanowisk, żeby np. zastąpić osoby przesunięte w ramach reorganizacji do innych wydziałów. Trudno to precyzyjnie policzyć, ale w sumie w naszych wydziałach do obsługi unijnej pomocy może być zatrudnionych nawet kilkadziesiąt osób.
Być może tego rodzaju rozwiązania, wprowadzone odpowiednio wcześnie, są sposobem na uniknięcie paraliżu w obsłudze środków z UE. Z pewnością więc specjaliści od unijnych funduszy mają przed sobą świetlaną przyszłość.
Tomasz Borkowski