Zamrożenie cen gazu to recepta na kryzys czy ślepy zaułek?
Kryzys energetyczny i zmniejszenie dostępności błękitnego paliwa wywołały w Europie obawy o to, czy kraje UE są dobrze przygotowane na nadejście sezonu grzewczego. Co prawda ostatnio ceny gazu nieznacznie spadły, do tego Komisja Europejska zaproponowała ustalenie górnej granicy cenowej za surowiec, jednak czy przyniesie to oczekiwane efekty?
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
W pierwszym półroczu 2022 r. Rosja wstrzymała dostawy gazu do Polski oraz Bułgarii i ograniczyła je dla pozostałych państw europejskich. Efektem było pogłębienie się kryzysu energetycznego i wzrost cen energii elektrycznej. Zgodnie z danymi Eurostatu jeszcze w 2021 r. cena gazu wynosiła 6,4 euro, a cena energii - 22 euro za 100 kWh. Rok później, po wybuchu wojny w Ukrainie, gdy gaz kosztował 8,6 euro, cena energii elektrycznej osiągnęła już 25,3 euro za 100 kWh. W rezultacie mieszkańcy wielu krajów zaczęli obawiać się, czy w tegorocznym sezonie grzewczym nie będą musieli mierzyć się z trudnościami w ogrzewaniu domów i przedsiębiorstw.
- Mówi się, że stany magazynów energii są niemal pełne, jeśli chodzi o gaz, ale jego zapasy zgromadzone w magazynach wystarczą (średnio w UE) tylko na 27 dni, a tempo ich zużycia będzie zależało od tego, czy zima będzie łagodna. Na razie prognozy są optymistyczne, ale jeśli pogoda nas zaskoczy, ceny gazu, a tym samym energii, dynamicznie wzrosną - mówi Karel Kral, członek Eurelectric, lobby sektora energetycznego w UE i prezes Electrohold Bulgaria (spółki należącej do międzynarodowej grupy energetyczno-finansowej - Eurohold).
W odpowiedzi na rosnące ceny gazu ziemnego, a w następstwie energii elektrycznej, europejskie kraje wprowadzają mechanizmy kompensacyjne, których celem jest zmniejszenie kosztów zużycia prądu. Przykładowo Czechy ustaliły maksymalną cenę energii elektrycznej dla gospodarstw domowych i MŚP na poziomie 245 euro/MWh.
Rumunia uzależniła cenę energii elektrycznej od jej zużycia. Przy zużyciu nieprzekraczającym 100 kWh cena energii wyniesie 140 euro/MWh. W przypadku gospodarstw domowych cena rynkowa obowiązuje dopiero przy konsumpcji energii przekraczającej 300 kWH. Z kolei małe i średnie firmy płacą 200 euro/MWh przy zmniejszeniu zapotrzebowania na energię elektryczną do 85 proc. swojego średniego zużycia względem 2021 r.
W Bułgarii, która w przeciwieństwie do Polski odnotowała niewielki wzrost kosztów energii elektrycznej, regulowana cena prądu dla gospodarstw domowych wynosi 42 euro/MWh, a proponowana cena dla małych i średnich firm ma osiągnąć w 2023 r. 100 euro/MWh.
Polski rząd również zmierza w kierunku "mrożenia" cen energii dla obywateli. Od stycznia 2023 r. ma obowiązywać stała cena energii elektrycznej dla gospodarstw domowych, które nie przekroczą rocznego zużycia 2000 kWh. Polska planuje także zmniejszyć ceny gazu - zgodnie z najnowszymi zapowiedziami rzecznika rządu - Piotra Muellera, ich amortyzacja ma objąć maksymalnie kilkadziesiąt procent podwyżki.
Unia Europejska, ustalając cenę maksymalną prądu na 180 EUR/MWh, tak naprawdę dała krajom duże pole manewru, co widać na przykładzie różnych rozwiązań, które wdrożyły kraje UE. Teraz padają propozycje ustalenia wspólnej polityki cenowej względem gazu, czego zwolennikiem jest również Polska. W przypadku rynku energii elektrycznej taki zabieg ma większy sens, bo de facto "ścina się" ponadprzeciętne zyski firm energetycznych, które często produkowały energię bez wykorzystania gazu ziemnego. Jednak ustalenie maksymalnej ceny za gaz może doprowadzić do braków surowca w tych momentach, w których będziemy go potrzebować najbardziej, czyli zimą.
W Europie Hiszpania i Portugalia wprowadziły już maksymalną cenę na gaz ziemny, jednak skutek tych regulacji był odwrotny od zamierzonego - zużycie surowca w energetyce wzrosło. Europa, której chwilowo gazu nie brakuje, ale lada moment sytuacja może się odwrócić, powinna zmierzać w kierunku ograniczenia zużycia, a nie dawać zachęty do jego większego wykorzystania.
Wydaje się, że pomimo wielu niewiadomych tegoroczna zima raczej nie zaskoczy Europejczyków trudnościami z ogrzewaniem domów.
- Prawdziwy problem może pojawić się w przyszłym roku. Obecnie magazyny gazu są wypełnione rosyjskim surowcem, ale w przyszłym roku prawdopodobnie zabraknie paliwa z tego kierunku, a kraje Unii Europejskiej staną przed wyzwaniem ich zastąpienia. Szansą na zapewnienie obywatelom bezpieczeństwa w sezonie grzewczym 2023/2024 może być dalszy rozwój odnawialnych źródeł energii, jak również rozbudowa terminali LNG. Obecna sytuacja powinna zmniejszyć biurokrację związaną z pozwoleniami na budowę gazoportów i instalacji gazowych i zwiększyć szybkość ich budowy - podsumowuje Karel Kral, członek stowarzyszenia Eurelectric.
Póki co - jak podaje "Financial Times", Komisja Europejska zaproponowała państwom członkowskim ustalenie górnej granicy cenowej za błękitne paliwo, która objęłaby transakcje gazowe z miesięcznym wyprzedzeniem. Projekt tego rozwiązania to efekt nacisków ze strony części państw członkowskich, w tym Polski. Jego wdrożenie jest obecnie przedmiotem dyskusji. Pojawiają się bowiem obawy, że sztywny limit cenowy oddali w czasie realizację inwestycji w czystą energię i w rezultacie opóźni budowanie niezależności energetycznej Starego Kontynentu. Kluczowe pytanie nie brzmi więc, czy Europa jest dobrze przygotowana na tegoroczny sezon zimowy, lecz jak poradzi sobie z rozwiązaniem kryzysu gazowo-energetycznego w kolejnych latach.
Zobacz również: