Złoty źle znosi podwyżki stóp na świecie. Frank i dolar najdroższe w historii
Wczorajszy skok kursu franka do prawie 5,02 zł i dolara do prawie 4,86 zł to najwyższe notowania obu walut w historii. Złoty najpierw osłabł po orędziu prezydenta Rosji Władimira Putina, które uświadomiło rynkom, że wojna w Ukrainie szybko się nie skończy. Potem nasza waluta przez wiele godzin nerwowo oczekiwała na werdykt amerykańskiej Rezerwy Federalnej, która zgodnie z prognozami podniosła stopy procentowe aż o 75 punktów bazowych.
- Fed bardziej zdecydowanie niż Europejski Bank Centralny walczy z inflacją, co umacnia dolara wobec euro
- Waluta Helwetów też jest w ofensywie - pod koniec sierpnia za euro płacono ponad 0,98 franka, ale teraz kurs stabilizuje się poniżej 0,96
- Gorsza przyszłość niż dla dolara rysuje się dla Wall Street - Nouriel Roubini przewiduje, że S&P500 może spaść aż o 40 proc.
- Dobre wyniki polskiej sprzedaży detalicznej i produkcji budowlanej zwiększają prawdopodobieństwo, że unikniemy technicznej recesji w trzecim kwartale tego roku
Wczoraj na naszym rynku walutowym podrożał także brytyjski funt i euro. Seryjne podwyżki stóp procentowych w Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i strefie euro będą dużym wyzwaniem dla złotego. Głównie dlatego, że u nas mówi się raczej o wygaszaniu cyklu zacieśniania polityki pieniężnej.
Już od dawna jesteśmy świadkami kolejnych podwyżek stóp w Stanach Zjednoczonych, a w czerwcu tego roku na tę samą ścieżkę wkroczył szwajcarski bank centralny (SNB) - zresztą po pierwszy raz od 15 lat. Nic więc dziwnego, że ostatnim czasie waluty obu krajów pokazują, że są dla inwestorów bezpiecznymi przystaniami. Odczuwają to nie tylko posiadacze złotego, ale także euro.
Od kilkunastu miesięcy dolar zachowuje się dużo lepiej niż wspólna waluta. Powodem jest fakt, że amerykański Fed, mimo że dość późno zabrał się za walkę z inflacją, to i tak jest pod tym względem bardziej zdecydowany niż EBC. Kluczowe stopy w USA są od wczoraj na poziomie 3-3,25 proc. Tymczasem główna stopa w strefie euro to tylko 1,25 proc. W tym miesiącu regularnie za ero płaci się mniej niż dolara, a ostatnio nawet mniej niż 99 amerykańskich centów.
Frank też jest w ofensywie. Pod koniec sierpnia za euro płacono ponad 0,98 franka, ale teraz kurs stabilizuje się poniżej 0,96. Liczni analitycy spodziewają się, że w kolejnych miesiącach waluta Helwetów nadal będzie się umacniać. Eksperci z biura analiza Safra Sarasin przewidują, że w grudniu przyszłego roku euro spadnie do poziomu 0,93 franka.
Światowe trendy walutowe są bardzo niekorzystne dla złotego, dla którego dodatkowym obciążeniem jest wojna za naszą wschodnia granicą. Złotemu zaszkodziło wczorajsze orędzie Władimira Putina. Rosja ma zamiar zwiększyć siłę militarną w wyniku "częściowej mobilizacji". Szacuje się, że w najbliższych miesiącach na front skierowanych zostanie 300 tysięcy rezerwistów. Groźnie zabrzmiały też słowa, że Moskwa "nie ugnie się przed atomowym szantażem Zachodu". Dla rynków jest oczywiste, że zakończenie wojny zostało przesunięte na dalszą przyszłość.
Amerykański Federalny Komitet do spraw Operacji Otwartego Rynku uzasadniając podwyżkę stóp procentowych o 75 punktów bazowych podkreślił, że dąży do osiągnięcia maksymalnego zatrudnienia i inflacji na poziomie 2 procent w dłuższej perspektywie. Zapowiedział też następne podwyżki stóp i kontynuację polityki zmniejszania puli posiadanych przez siebie papierów skarbowych i agencyjnych papierów dłużnych oraz agencyjnych papierów wartościowych zabezpieczonych hipoteką.
Liczni ekonomiści są przekonani, że Fed całkowicie skupi się na walce z inflacją, a problem ewentualnej recesji uzna za mniej ważny. Zwłaszcza że wiele wskaźników makroekonomicznych opisujących gospodarkę USA prezentuje się dobrze - na przykład rynek pracy wciąż jest stabilny.
O ile ostry kurs w polityce monetarnej Fed dobrze wróży dolarowi, to jest złą prognozą dla amerykańskiej giełdy. Tym bardziej, że wczorajsza sesja na Wall Street zakończyła się prawie 2-procentowymi spadkami głównych indeksów.
W ten sposób została złamana tegoroczna reguła. Baczni obserwatorzy zauważyli bowiem, że w ostatnich miesiącach dzień ogłoszenia przez Fed podwyżek stóp zawsze kończył się wzrostem wskaźników giełdowych. Tak było: 16 marca, 4 maja, 15 czerwca i 27 lipca, kiedy to S&P500 wzrósł odpowiednio o 2,2 proc., 3 proc., 1,5 proc. i 2,6 proc. Inna sprawa, że te odbicia okazały się ulotne, a S&P500 pogrążył się w bessie - licząc od początku 2022 roku spadł o około 20 proc.
Nouriel Roubini, znany ekonomista, który przewidział kryzys finansowy w 2008 roku, ma wyjątkowo złą prognozę dla Wall Street. Jego zdaniem, wielki kryzys światowy rozpocznie się pod koniec tego roku i trwać będzie przez cały następny rok.
Roubini - powszechnie nazywany "Doktorem Zagładą" - uważa, że osiągnięcie przez Rezerwę Federalną inflacji na poziomie 2 proc. bez twardego lądowania będzie “mission impossible". - Fed poczuje się zmuszony do podniesienia stóp nawet do 5 proc. W rezultacie zobaczymy stagflację podobną do tej z lat 70. i masowe kłopoty z zadłużeniem, jak w globalnym kryzysie w 2008 roku. To nie będzie krótka i płytka recesja. Będzie ciężka, długa i brzydka - oznajmił Roubini. Dodał, że przy “prawdziwym twardym lądowaniu" indeks S&P500 może spaść nawet o 40 proc.
Rynki giełdowe w Europie wypadły wczoraj lepiej niż nowojorski. Zachowały olimpijski spokój, choć zapewne w dużym stopniu dlatego, że komunikat Fed został opublikowany już po zamknięciu sesji. W Warszawie WIG wzrósł o prawie 0,5 proc, a WIG20 o 0,8 proc. Lekko w górę poszły także indeksy giełdowe w Paryżu, Londynie i Frankfurcie.
Możliwe, że inwestorów na GPW nieco uspokoiły komunikaty GUS o lepszych od prognoz wskaźnikach sprzedaży detalicznej i produkcji budowlanej. W ich świetle maleje ryzyko wystąpienia w Polsce technicznej recesji w trzecim kwartale 2022 roku.
Jacek Brzeski