Polska skończyła z erą Gierka?
Trzydzieści lat temu Gierek chciał zreformować polską gospodarkę, a wpędził ją w tarapaty. Ta lekcja ekonomii kosztowała nas dziesiątki miliardów dolarów, zatem warto z niej czerpać naukę. Zaciąganie zobowiązań bez jasnego planu ich efektownego wykorzystania to droga donikąd.
Polska w tym roku zakończyła spłatę długów zaciągniętych przez rząd Edwarda Gierka. W połowie lat 70. te pieniądze pozwoliły krajowej gospodarce złapać krótki oddech, a półki sklepów na chwilę zapełniły się zachodnimi towarami. Niestety, pieniądze te zostały w większości źle zainwestowane, a pozostałe przejedzone. W zamian za krótkotrwały dobrobyt i popularność, przez dekady, także w ostatnich dwudziestu latach, musieliśmy borykać się z ogromnymi długami, szukając ugody z wierzycielami. Komunistyczne państwo zbankrutowało, ale rewolucja ustrojowa przełomu lat 80. i 90., demokracja i gospodarka wolnorynkowa na szczęście uratowały nas przed katastrofą.
Obecnie spłatę długów Gierka mogliśmy uczcić godnie m.in. wynikami dorocznego raportu Doing Business, opracowywanego wspólnie przez Bank Światowy i International Finance Corp. W badaniu Polska awansowała o kolejnych siedem oczek, w sumie w ostatnich pięciu latach to awans już ponad 20 miejsc do góry.
W cytowanym raporcie stwierdzono, że Polska uprościła formalności przy rejestrowaniu własności, a także przepisy podatkowe, regulujące zawieranie i egzekwowanie umów, oraz przepisy upadłościowe. Wcześniej chwalono nas też za uproszczenia w przepisach i procedurach zakładania firm. Według raportu, zrobiliśmy w minionym okresie największe postępy w tym zakresie na świecie.
Osiągnięcia w raportach, rankingach i finansach oraz w tej realnej gospodarce nie powinny nas jednak uspakajać. Po pierwsze mamy w Europie rekordowy kryzys, który choć nas nie dotyczy w tak dotkliwym stopniu jak inne kraje, to trawi wielu naszych partnerów handlowych, a po drugie, mimo niewątpliwego postępu, wciąż musimy wiele zrobić, by prowadzenie interesów było nad Wisłą i Odrą znacznie łatwiejsze. Dziś natomiast, obok wyzwań dotyczących deregulacji polskiego prawa, przed przedsiębiorcami stają nowe problemy, np. słaba akcja kredytowa banków, a zatem brak łatwo dostępnego pieniądza na działalność bieżącą i inwestycje.
Władysław Gierek chciał, aby przynajmniej część pożyczonych pieniędzy przeznaczyć na modernizację polskich firm, tak by mogły swoje towary eksportować do Europy Zachodniej. Pojawił się jednak problem - naszych towarów nikt w Europie wtedy nie chciał, bo nie były atrakcyjne i cechowały się niską jakością. Były zatem pieniądze, które mało kto mógł właściwie wykorzystać. Dziś mamy odwrotną sytuację, gdyż produkowane w Polsce towary są nie tylko oczekiwane, ale często wręcz rozchwytywane w Europie. Dlatego chwilowy brak płynności finansowej i brak dostępu do kredytów stał się dla wielu firm kwestią palącą.
Banki to instytucje niezależne i kierujące się dobrem swoich klientów. Rząd nie może im kazać ryzykować bardziej niż wydaje się im to słuszne w czasach, kiedy największe instytucje finansowe są wstrząsane kryzysami. Z drugiej strony, państwo nie może powiększać długu publicznego i w ten prosty sposób na krótką metę stymulować gospodarkę, ale na dłuższą zadłużając ją obciążać ryzykiem upadku. W czasach zawirowań gospodarczych byłoby to klasycznym stąpaniem po kruchym lodzie.
Jest jednak sposób, by ożywić akcję kredytową bez wywierania presji na banki prywatne i bez powiększania długu publicznego. Dzięki przekazaniu majątku w postaci udziałów w spółkach skarbu państwa do Banku Gospodarstwa Krajowego, który choć państwowy, to jednak nie jest częścią sektora finansów publicznych. Dlatego, dzięki takiemu rozwiązaniu możliwe będzie stworzenie programu tanich kredytów i gwarancji finansowych dla firm. Co ważne, pieniądze mają być dostępne także dla MSP.
Przy BGK ma powstać także spółka celowa, której głównym zadaniem będzie pobudzanie dynamiki inwestycyjnej i stworzenie nowych miejsc pracy. Dzięki zaktywizowaniu martwego kapitału, nowa spółka do 2015 r. będzie miała możliwości inwestycyjne w wysokości ok. 40 mld zł, dostępne zarówno dla przedsiębiorstw, jak i samorządów terytorialnych. W przyszłości jej kapitał będzie się powiększał, bo trafiać do niej mają także akcje przedsiębiorstw, które dopiero będą prywatyzowane.
Zarówno nowy program kredytowy BGK, jak i Inwestycje Polskie nie powiększą deficytu finansów publicznych, ale pod jednym warunkiem, że bank i spółka nie popadną w tarapaty finansowe. Gdyby tak się stało, trzeba byłoby BGK dofinansować, a to mógłby być duży cios dla naszych finansów. Dlatego trzeba będzie umiejętnie połączyć możliwość bezproblemowego finansowania obiecujących inwestycji z gwarancją zwrotu pożyczonych pieniędzy.
Dzięki nowym programom inwestycyjnym pozyskanie kapitału ma być łatwiejsze. Dobre pomysły będą mogły zyskać dofinansowanie i to w sposób wiarygodny i bezpieczny dla sektora finansów publicznych. Ponadto BGK dodatkowo ma dysponować do 60 mld zł na gwarancje kredytowe dla MSP. Podstawowym założeniem programu Inwestycje Polskie jest to, aby przedsięwzięcia gospodarcze mogły spłacić się w przyszłości i oferowały rynkową stopę zwrotu. Dlatego kredyt BGK oraz inwestycje w spółki celowe będą musiały spełnić kryteria stosowane przez banki komercyjne.
Trzydzieści lat temu Gierek chciał zreformować polską gospodarkę, a wpędził ją w tarapaty. Ta lekcja ekonomii kosztowała nas dziesiątki miliardów dolarów, zatem warto z niej czerpać naukę. Zaciąganie zobowiązań bez jasnego planu ich efektownego wykorzystania to droga donikąd. Dziś już nikt nie kwestionuje faktu, że finanse publiczne to delikatna materia, w której wszelkie działania należy podejmować z największą ostrożnością.
Nie znaczy to jednak, że wzorem państw zachodnich nie możemy aktywniej angażować kapitału dotąd niewykorzystanego. Dzięki BGK i Inwestycjom Polskim do naszej gospodarki popłyną więc szerokim strumieniem pieniądze w postaci gwarancji, kredytów i inwestycji, a to wszystko bez powiększania długu publicznego. Oby ten program ruszył jak najszybciej i był gospodarczo efektywny.
Adam Szejnfeld
Poseł na Sejm RP