Rząd PiS "nie dowiózł" ważnego projektu. Czy nowa władza pokaże, ile naprawdę kosztują mieszkania?
Co dalej z oficjalnym państwowym portalem cen mieszkań, który miał pokazywać rzeczywiste, transakcyjne ceny w poszczególnych lokalizacjach? Projekt był już zaawansowany w pracach, ale poprzedni rząd nie uchwalił potrzebnych przepisów na czas. Czy nowe władze go sfinalizują? Mamy odpowiedź Ministerstwa Rozwoju i Technologii.
W Interii Biznes o problemie z brakiem aktualnych i rzeczywistych danych pisaliśmy, zanim poprzedni rząd wziął ten temat na tapet. Pierwotnie miało to być zrobione przy okazji modyfikacji systemu teleinformatycznego notariuszy podlegający pod Ministerstwo Sprawiedliwości, ale skończyło się na deklaracjach i dopiero po tym jak przejęło temat Ministerstwo Rozwoju i Technologii prace nabrały tempa, a baza miała się opierać na danych z KAS i DFG.
Portal Cen Mieszkań miał być prowadzony przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, a dane miały być częściowo pobierane z prowadzonej przez UFG Ewidencji Deweloperskiego Funduszu Gwarancyjnego, natomiast z rynku wtórnego od Krajowej Administracji Skarbowej, która gromadzi dane pochodzące z aktów notarialnych dokumentujących transakcje sprzedaży/zakupu nieruchomości mieszkaniowych.
Od strony operacyjnej prac były zaawansowane, ale nie uchwalono na czas odpowiednich przepisów, które dawałyby podstaw prawną do uruchomienia projektu.
Zapytaliśmy Ministerstwo Rozwoju i Technologii czy będzie kontynuować projekt budowy Portalu Cen Mieszkań w przygotowanej wcześniej formule czyli w oparciu o dane z KAS i DFG i czy prowadzone są prace nad odpowiednimi przepisami.
- MRiT prowadzi prace nad instrumentem służącym do monitoringu rynku mieszkaniowego. Doświadczenia z wcześniej wykonanych prac będą wykorzystane - deklaruje resort w nadesłanej odpowiedzi.
Projekt Portalu Cen Mieszkań rozpoczęty w zeszłym roku - według deklaracji ówczesnego kierownictwa ministerstwa - miał być przydatnym narzędziem dla zwykłych ludzi, którzy chcą kupić lub sprzedać mieszkanie, by mieli widzę jakie są rzeczywiste, a nie tyko ofertowe ceny w danym miejscu. Dawałby też sporo wiedzy dla rządzących, bo pokazywałby bez opóźnień, co się dzieje na rynku. Potrzebne przepisy przyjęto na Radzie Ministrów, ale tak późno, że nie zdążył ich uchwalić parlament.
- Odbyło się wiele spotkań z DFG i KAS. Cały mechanizm działania został ustalony, wstępny zarys i wygląd strony również. Zostało włożone w to bardzo dużo pracy, również mojej - mówi Interii Biznes Tomasz Narkun, który był pomysłodawcą tej koncepcji i uczestniczył w konsultacjach nad projektem.
Jego zdaniem portal miał być unikalny w skali Europy. - Na bieżąco widzielibyśmy na portalu mieszkania.gov.pl aktualne ceny z aktów notarialnych w każdym miejscu w kraju. Można było filtrować pomiędzy metrażem, rokiem wybudowania budynku, piętrem itd. Wiedzielibyśmy nawet, jaki jest średni wiek nabywcy w danym mieście, dzielnicy, budynku. Oprócz danych cenowych z portalu mogliśmy się dowiedzieć o liczbie transakcji w danym mieście, co dałoby nam obraz gdzie rynki się rozwijają, a gdzie jest tendencja spadkowa np. przez czynniki demograficzne - mówi Tomasz Narkun.
Jak dodaje, pozwoliłoby to odpowiednio kierować politykę dotyczącą mieszkań komunalnych. Oprócz wspomnianych funkcjonalności miały być "heat mapy" każdego rejonu, a także badanie zakupów migracyjnych, czyli widzielibyśmy, ile osób spoza Warszawy kupiło w stolicy. - Mam nadzieję, że wrócimy do tego ważnego tematu, który mógł również zapobiegać dużym rozjazdom pomiędzy cenami ofertowymi a transakcyjnymi - podsumowuje.
W Polsce mamy problem z oficjalnymi danymi o rynku mieszkaniowym - są wyrywkowe, w dużej części robione na ankietach i do tego opóźnione. Dotyczy to zarówno cen, jak i stanu posiadania. Nie dość, że dane ze spisu powszechnego nie oddają rzeczywistej sytuacji, a w odniesieniu do pustostanów wprowadzają w błąd, to NBP wycofał się badań prowadzonych przez większość krajów europejskich (EBC zaczął je robić po kryzysie finansowym) monitorujących rozwarstwienie majątkowo-mieszkaniowe.
W efekcie państwo nie ma narzędzi do prowadzenia polityki mieszkaniowej, co skutkuje między innymi tym, że zamiast prostej weryfikacji w oficjalnych bazach danych, wciąż króluje metoda "na oświadczenia".
Monika Krześniak-Sajewicz