Mateusz Morawiecki: Budżet na 2018 r. będzie trudny i ambitny
Budżet na 2018 r. będzie trudny i ambitny, przewidujemy duży skok dochodów z VAT, ale także duże wydatki prospołeczne, m.in. na zdrowie. Podwyższymy kwotę wolną od podatku do 8 tys. zł z 6,6 tys. zł- zapowiedział w rozmowie z PAP wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki.
Marcin Musiał: Czy wstępny projekt budżetu, który w czwartek został przyjęty przez rząd, będzie trudny do wykonania, czy jest wyzwaniem dla Ministerstwa Finansów?
Mateusz Morawiecki: Uważam, że odpowiedzialne państwo powinno być organizatorem solidarności społecznej oraz rozwoju gospodarczego. Już zresztą Lech Kaczyński stawiał taki postulat, jeszcze w marcu 2010 roku. I projekt budżetu na 2018 r. odzwierciedla te idee.
- Jednocześnie jest bardzo dużym wyzwaniem. Przewidujemy istotny skok dochodów w VAT. W tym roku wyniosą one co najmniej 147 mld zł, ale może więcej, wobec 126 mld zł w 2016 r. W nadchodzącym roku planujemy wpływy z VAT wyższe o następne 20 mld zł, nawet do 167 mld zł. Dokonanie pierwszego uszczelnienia systemu podatkowego jest łatwiejsze, potem mamy do czynienia z ekonomicznym prawem malejących korzyści skali, w związku z tym uzyskanie każdego kolejnego miliarda dodatkowych wpływów jest trudniejsze.
Ale jest Pan optymistą?
- Jestem nadal optymistą, bowiem budujemy bardzo dobry zespół fachowców w resorcie finansów. Dlatego uważam, że możliwe jest zwiększenie wpływów z VAT w takiej skali. Ale na pytanie, czy przyszłoroczny budżet jest napięty, muszę odpowiedzieć - tak. To jest budżet bardzo ambitny, bardzo trudny.
Dlaczego?
- Między innymi dlatego, że do budżetu weszły dwie nowe, ogromne pozycje: metodologia NATO w polityce obronnej, której wprowadzenie będzie kosztować 4 mld zł i obniżka wieku emerytalnego, która pochłonie 10 mld zł.
Zakładamy też, że dobry wynik budżetu zostanie osiągnięty, mimo niższych niż w poprzednich latach dochodów z dywidend, które w 2018 r. roku są planowane w wysokości ok. 2 mld zł. Dla porównania, średnia wysokość dywidend ze spółek skarbu państwa w latach rządów koalicji PO-PSL wyniosła ponad 5 mld zł. Razem z przychodami z prywatyzacji było to nawet ponad 12 mld zł.
Widzi Pan zagrożenia dla zrealizowania zapowiedzianych wydatków prospołecznych? Prawie 25 mld zł potrzeba na program Rodzina 500+, wyższe o 19 mld zł będą wydatki na emerytury i renty, wzrosną wydatki na zdrowie.
- Nie obawiam się, machina jest dobrze naoliwiona, układamy nowe procesy uszczelniania podatkowego i dbamy o jakościowy wzrost gospodarczy, czyli eksport i inwestycje.
Inwestycje, po dołku w 2016 r. potrzebują około półtora roku, dwóch lat, aby się odbić. Czekam cierpliwie, jestem przekonany, że już w drugiej połowie tego roku zobaczymy jak się rozkręcają. W 2018 r. inwestycje będą zdecydowanie wyższe niż w tym roku, będą lokomotywą PKB.
Niektóre opinie ekonomistów o projekcie budżetu są skrajne. Z jednej strony mówią, że budżet jest za mało prorozwojowy, deficyt mógłby być wyższy, inne mówią o nadmiernym, niebezpiecznym wręcz poluzowaniu fiskalnym.
- Jak słyszę krytykę z takich dwóch stron, to znaczy, że ten budżet jest bardzo dobry. Takie opinie to szukanie dziury w całym. Musimy oczywiście uwzględniać kryteria konwergencji, trzymać się z daleka od procedury nadmiernego deficytu, ale chcemy też wypełnić wszystkie obietnice wyborcze związane m.in. z wiekiem emerytalnym, darmowymi lekami dla seniorów itp. Przypomnę, że to budżet zwiększenia wydatków na ochronę zdrowia zarówno w wartościach absolutnych, jak i w stosunku do PKB. Na ten cel planujemy wydać więcej o 6 mld zł, a w ciągu dwóch lat wydatki na ochronę zdrowia wzrosną o 10 mld zł - z 83 mld zł w 2016 r. do 93 mld zł w 2018 r. Nigdy nie było takiego przyrostu w ciągu dwóch lat, o ok. 13-14 proc.
Ten budżet zawiera wydatki na ochronę zdrowia, emerytury, zwiększone 500+, mamy też wydatki prorozwojowe. Oczywiście chciałbym, żeby było ich więcej, ale na razie trzymamy się takiego budżetu.
Wśród obietnic było też podniesienie kwoty wolnej od podatku. Ile wyniesie w przyszłym roku?
- Wzrośnie do 8 tys. zł, jeśli chodzi o dochód, od którego w ogóle nie trzeba płacić podatku. Wzrośnie również wynoszący obecnie 11 tys. zł próg dochodu, po przekroczeniu którego kwota wolna przestaje maleć i wynosi 3091 zł. Każde 1000 zł podwyższenia tego progu powoduje, że obejmuje on wielką grupę osób, co kosztuje budżet ponad 300-400 mln zł. Podniesiemy ten próg być może do poziomu 13 tys. zł, może 14 tys. zł, co oznacza kolejny koszt dla budżetu powyżej miliarda złotych.
Rozmawiał Marcin Musiał