Otwarta bankowość? Nie chcemy się dzielić danymi
Polacy sceptycznie podchodzą do dzielenia się danymi bankowymi z obcymi podmiotami, którym unijna dyrektywa PSD2 daje takie uprawnienia. Dość nieufnie postrzegają też stosowanie biometrii do identyfikacji przy korzystaniu z bankowości.
Rozpoczynająca się na dobre era otwartej bankowości oznacza, że rachunki klientów w bankach staną się dostępne dla zewnętrznych podmiotów (tzw. fintechów), które będą mogły za zgodą klientów czerpać informacje o tych rachunkach, a także inicjować z nich płatności. We wrześniu w praktyce wchodzą w życie kluczowe regulacje unijnej dyrektywy. Zmieni ona diametralnie zasady funkcjonowania rynku płatności oraz obowiązującą dotychczas regułę nieudostępniania swoich bankowych danych obcym podmiotom. Okazuje się jednak, że unijny regulator nie zadbał o to, by najbardziej zainteresowani mieli odpowiednią wiedzę na ten temat.
- Przeciętnie tylko 32 proc. mieszkańców naszego kontynentu zadeklarowało, że o nich słyszała, zaś 55 proc. zaprzeczyło. W Polsce było to odpowiednio 36 i 53 proc., więc poziom świadomości jest tylko trochę wyższy - wynika z międzynarodowego badania Finansowy Barometr ING.
Rozwój otwartej bankowości może również ograniczać fakt, że niewiele osób dostrzega korzyści, jakie mogłyby z niej płynąć.
Tylko 26 proc. Polaków i 24 proc. mieszkańców Europy stwierdziło, że możliwość udostępniania danych klientów przez banki zewnętrznym podmiotom jest czymś użytecznym. Co więcej, tylko 22 proc. Polaków i 27 proc. mieszkańców Europy wyraziło gotowość udostępnienia swoich danych bankowych zewnętrznemu podmiotowi.
- Aby otwarta bankowość zaistniała szerzej w społecznej świadomości, muszą najpierw pojawić się konkretne i użyteczne jej zastosowania. Można założyć, że będą to aplikacje ułatwiające zarządzanie domowym budżetem oraz ułatwienia w dokonywaniu płatności. Mam jednak wątpliwości, czy usługi te zaoferują wystarczające korzyści, aby ich potencjalni użytkownicy przełamali niechęć do udostępniania swoich danych finansowych na zewnątrz. Trudno sobie bowiem wyobrazić, aby dokonywanie płatności było dużo łatwiejsze niż obecnie. Z kolei potrzebę zaawansowanego zarządzania swoimi pieniędzmi odczuwa co najwyżej 5-10 proc. osób - komentuje Karol Pogorzelski, ekonomista ING Banku Śląskiego.
W przypadku płatności po wejściu nowych wymogów klienci będą częściej weryfikowani, ale sam proces potwierdzania będzie wygodniejszy niż obecnie.
Tymczasem z tego samego badania Finansowy Barometr ING wynika, że spora grupa podchodzi sceptycznie do stosowania biometrycznych sposobów identyfikacji.
Wyniki Finansowego Barometru ING sugerują, że nowe metody logowania się do banku nie należą do rzadkości. 27 proc. Polaków deklaruje, że zdarza im się korzystać w tym celu z rozpoznawania odcisku palca lub głosu (w praktyce tej pierwszej metody). To blisko europejskiej średniej (28 proc.).
Największym zaufaniem respondentów cieszy się dwustopniowe uwierzytelnianie. Za bezpieczne uznaje je 81 proc. Polaków i 70 proc. mieszkańców Europy. Silne hasło (złożonego z losowych liczb, liter i symboli) cieszy się zaufaniem 74 proc. Polaków, czyli więcej niż w przypadku rozpoznawania odcisków palców (71 proc. Polaków) i innych metod biometrycznych (54 proc. - rozpoznawanie twarzy i 43 proc. rozpoznawanie głosu). Podobnie odsetki te kształtują się przeciętnie w Europie za wyjątkiem rozpoznawania odcisków palców, które są nieco częściej (71 proc.) uznawane ze bezpieczne niż silne hasło (62 proc.).
- Chociaż brak zaufania do biometrii ma pewne uzasadnienie (były przypadki łamania takich zabezpieczeń), to ludzie wydają się przeceniać bezpieczeństwo tradycyjnych metod uwierzytelniania, zwłaszcza hasła, które często łatwiej jest złamać lub wyłudzić (phishing), niż byśmy chcieli przyznać. Bardziej uzasadniona jest za to wysoka renoma dwustopniowego uwierzytelniania, choć to z kolei czasochłonne i mało wygodne rozwiązanie - mówi Karol Pogorzelski, ekonomista ING.
Monika Krześniak-Sajewicz