Czy w sprawie SKOK Wołomin wszyscy odkryją karty?
W sprawie SKOK Wołomin mamy dwa sprzeczne ze sobą przekazy i żonglowanie faktami i datami, które często się ze sobą nie kleją.
Może potrzebna jest biała księga, w której szczegółowo zostaną udokumentowane zarówno diagnoza sytuacji jak i działania Kasy Krajowej, prokuratur, które w tym czasie prowadziły sprawę i jej różne wątki, ale także uzupełnione informacje o działaniach Komisji Nadzoru Finansowego, która objęła SKOK-i nadzorem jesienią 2012 rok.
Minister Ziobro mówił w czwartek w Sejmie, odpowiadając na pytanie posłów PO, że od października 2013 roku do października 2014 roku "grupa przestępcza", która kierowała SKOK Wołomin łącznie wyprowadziła 1,5 mld zł. Jak podkreślił, działo się to "pod nosem KNF". Jednocześnie poinformował, że z prowadzonego śledztwa wynika, że "25 września 2012 roku Kasa Krajowa przekazała KNF dokument, informację nt. zidentyfikowanych zagrożeń w sektorze SKOK - wskazując pięć SKOK-ów, w których istnieje nieprawidłowość, w tym SKOK Wołomin".
Z kolei Wojciech Kwaśniak, zatrzymany w ubiegłym tygodniu były wiceprzewodniczący KNF ocenia, że informacje na temat śledztwa w sprawie KNF, które zostały podane przez prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego, mają charakter wybiórczy i tendencyjny i można je skonfrontować z opublikowanym przez KNF szczegółowym harmonogramem działań podejmowanym wobec SKOK Wołomin. Najistotniejsze fakty z tego harmonogramu opisaliśmy w Interii w ubiegłym tygodniu, po zatrzymaniu byłych urzędników nadzoru.
Kwaśniak podkreślał, że w komunikatach prokuratury w Gorzowie (która już wcześniej zajmowała się tą sprawą) jest wyraźne stwierdzenie, że działalność przestępcza w SKOK-u Wołomin była prowadzona od roku 2008.
Główny zarzut ministra Ziobry i prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego sprowadza się do tego, że KNF zbyt długo zwlekała z wprowadzeniem do SKOK Wołomin zarządu komisarycznego. Miało to trwać rok i według prokuratury pozwoliło na wyprowadzenie z kasy ponad miliarda złotych.
Zdaniem Kwaśniaka, nie można było tego zrobić wcześniej ze względu na konieczność przestrzegania procedury administracyjnej, tak aby podjęte decyzje nie mogły zostać uchylone przez sąd.
Kwaśniak mówił w czwartek, w radiu ZET, że powinna powstać biała księga - Społeczeństwu należy się pełna informacja o działaniach wszystkich podmiotów reprezentujących państwo - tłumaczył były wiceprzewodniczący KNF.
To oznaczałoby konieczność przedstawienia stanu faktycznego jaki był w SKOK Wołomin przed przejęciem nadzoru przez KNF, co nastąpiło jesienią 2012 czyli w czasie gdy ten nadzór był sprawowany przez Kasę Krajową SKOK (wówczas na jej czele stał Grzegorz Bierecki, obecnie senator Prawa i Sprawiedliwości).
A z ustaleniem faktycznego stanu nie tylko SKOK Wołomin, ale większości kas i jakości ich aktywów był problem i przez wiele kwartałów wyniki według sprawozdań oraz wyniki po inspekcjach nadzorczych kompletnie się rozjeżdżały. Skala przekrętów w SKOK Wołomin, które doprowadziły do jej upadłości była największa, ale trzeba pamiętać, że po przejściu pod państwowy nadzór całego systemu trzeba było przeprowadzić gruntowny remanent, który ujawnił problemy w kilkudziesięciu kasach.
Niedługo po przejęciu SKOK pod skrzydła państwowego nadzoru okazało się, że co trzecia pożyczka nie jest obsługiwana terminowo, a do tego kasy przeprowadziły sekurytyzację, czyli sprzedały część złych pożyczek do spółek zarejestrowanych w Luksemburgu w zamian za tzw. skrypty dłużne. KNF miała wątpliwości co do wyceny tych instrumentów i według ówczesnej oceny nadzoru zaciemniało to rzeczywisty obraz i faktyczny udział niespłacanych kredytów był oceniany na dużo wyższy.
Po ponad roku od objęcia kontroli i przeprowadzeniu audytów okazało się, że niedobór kapitału w systemie skok przekracza grubo 1 mld zł.
Nadzór na początku 2014 roku alarmował też o zaskakującej i niespotykanej w innych instytucjach finansowych skali outsourcingu i jego wpływ na efektywne zarządzanie kasami oraz koszty.
W niektórych kasach ponad 90 proc. czynności było wykonywanych przez podmioty zewnętrzne, co według nadzoru uniemożliwiało zarządzania aktywami i pasywami, a niektóre z tych umów były niezgodne z prawem i jednocześnie nieopłacalne dla samych kas i jednocześnie obwarowane bardzo wysokimi karami za wcześniejsze zerwanie.
SKOK-i z kolei i reprezentująca je Kasa Krajowa (po przejściu pod państwowy nadzór Grzegorz Bierecki zrezygnował z jej przewodniczenia i funkcję prezesa objął Rafał Matusiak) narzekały na zmieniające się przepisy i nowe wymogi, wprowadzane praktycznie bez jakichkolwiek okresów przejściowych lub dostosowawczych, zwłaszcza te dotyczące rachunkowości.
Do tego wszystkiego w październiku 2014 roku KNF opublikowała dokument pokazujący powiązania kapitałowe i personalne w systemie SKOK i stwierdzono rozbudowaną sieć różnych spółek nie podlegających nadzorowi. Sporządzona wówczas analiza wykazała, że pierwotnie podmiotem dominującym w całej grupie była Kasa Krajowa, ale następnie równolegle do toczących się w sejmie prac nad objęciem kas nadzorem (ustawa została uchwalona w 2009 roku, ale weszła w życie dopiero pod koniec 2012 roku) rolę podmiotu sprawującego kontrolę w systemie stopniowo przejmowały inne podmioty, w tym głównie SKOK Holding S.a.r.l. spółka utworzona w Luksemburgu oraz częściowo największa kasa, czyli SKOK Stefczyka.
Wykazano wówczas, że system SKOK poniósł koszty na rzecz spółek kontrolowanych przez SKOK Holding w wysokości ponad 80 mln zł, ale zakumulowany do końca 2013 roku zysk SKOK Holding w wysokości ponad 33 mln euro, co wówczas dawało około 140 mln zł nie został wypłacony Kasie Krajowej w postaci dywidendy i tym samym nie zasilił Funduszu Stabilizacyjnego (przeznaczonego na restrukturyzację kas z problemami).
W zarządzie SKOK Holding zasiadał Grzegorz Bierecki, a z informacji na stronach internetowych senatu wynika, że również obecnie jest jej prezesem. Wniosek z tamtej analizy płynął taki, że opłaty jakie ponosiły kasy za różne usługi były transferowane do luksemburskiej spółki.
Wprawdzie te informacje mogą nie mieć bezpośredniego związku ze sprawą wołomińskiego SKOK-u, ale pokazują w jakich warunkach i jakiej atmosferze państwowy nadzór przejmował kontrolę nad kasami. Delikatnie rzecz ujmując było to dalekie od konstruktywnej współpracy i nadzorca nie raz nadepnął "krajówce" na odcisk.
Do tego, żeby się dowiedzieć kto, kiedy i w jakim stopniu zawinił i pozwolił na to, żeby skala przekrętów w wołomińskiej kasie była tak duża trzeba poznać więcej faktów. Wszystkie strony czyli wszystkie zaangażowane w to instytucje państwowe musiałyby wyłożyć karty na stół i to wszystkie posiadane, a nie tylko te, które akurat pasują do gry.
Monika Krześniak-Sajewicz