Kiedy Polska wejdzie do strefy euro?

Skutki kryzysu w strefie euro uderzają także w Polskę

Zakład Fiat Auto Poland w Tychach przez lata zaliczany był do czołówki europejskich fabryk samochodów. Jego wydajność często chwalił sam dyrektor generalny włoskiego koncernu, słynący z wysokich wymagań Sergio Marchionne. Podczas październikowego salonu samochodowego w Paryżu Marchionne mówił: - Zawsze mogłem liczyć na polskich pracowników Fiata. Czuję się za nich szczególnie odpowiedzialny.

Kiedy zatem władze Fiata ogłosiły, że zwolnią około 1500 osób zatrudnionych w tyskim zakładzie (czyli aż jedną trzecią tamtejszej załogi), odczytane to zostało jako wyraźny, choć bolesny sygnał: Polska, mimo iż na tle innych dużych gospodarek Europy cieszy się najlepszą kondycją, nie jest w stanie obronić się przed skutkami kryzysu na Starym Kontynencie.

Według prognoz Banku Światowego, w 2013 r. wzrost gospodarczy w Polsce wyhamuje i wyniesie zaledwie 1,5 proc. (w 2012 r. było to 2,1 proc.). W porównaniu z krajami strefy euro - które w większości doświadczają recesji lub notują minimalny wzrost gospodarczy - jest to wciąż niezły wynik. Jak wynika z danych Eurostatu za 2011 r., Polska z PKB w wysokości 369,7 mld euro plasuje się na 9. miejscu wśród 27 państw członkowskich UE, tuż za Belgią i o jedno oczko wyżej niż Austria.

Reklama

W świetle obecnych kłopotów eurolandu Warszawa może mówić o szczęściu o tyle, iż nie przystąpiła jeszcze do unii walutowej. Dzięki temu, że Polska partycypuje we wspólnym unijnym rynku, nie będąc jednocześnie spętaną ograniczeniami wynikającymi z używania wspólnej waluty, kraj ten stanowi dziś jeden z nielicznych jasnych punktów na gospodarczej mapie Europy. Niestety, wyhamowanie tempa wzrostu - które zresztą skłoniło Narodowy Bank Polski do dokonania serii cięć stóp procentowych w celu pobudzenia gospodarki - dowodzi, iż zapaść na rynkach konsumenckich w krajach strefy euro nie pozostaje bez wpływu na Polskę.

Sąsiedztwo z Niemcami, a także atut w postaci wykwalifikowanej i taniej siły roboczej, stanowią o atrakcyjności Polski w oczach producentów samochodów czy sprzętu AGD. W Gliwicach znajduje się fabryka Opla, firmy należącej do amerykańskiego giganta General Motors - który, choć boryka się z podobnymi bolączkami co Fiat, nie zapowiedział jeszcze redukcji. Także w Polsce produkowany jest sprzęt gospodarstwa domowego takich marek, jak Bosch, Whirlpool czy Electrolux, przeznaczony na rynki europejskie.

Jest rzeczą prawdopodobną, iż wspomniane spowolnienie zmusi w końcu polski rząd do walki z odpowiedzialnymi za nie czynnikami, a zwłaszcza z nadmiernie rozrośniętą biurokracją. "Na szczęście jak dotąd mamy się całkiem nieźle" - to słowa Jana Krzysztofa Bieleckiego, byłego premiera, który ostatnimi czasy doradza obecnemu szefowi rządu RP, Donaldowi Tuskowi, w kwestiach ekonomicznych. Jednocześnie, przemawiając na konferencji w Warszawie współorganizowanej przez "International Herald Tribune", Bielecki zauważył, że "mogłoby być lepiej".

Spowolnienie gospodarcze zdaje się nie mieć żadnego wpływu na nastroje panujące w Warszawie, która wręcz tryska optymizmem i ma nadzieję awansować do roli finansowej stolicy regionu. Tego dobrego humoru nie przyćmiewa nawet ponura spuścizna radzieckiej architektury. U stóp Pałacu Kultury - monstrualnego gmaszyska wybudowanego w latach 50. ubiegłego wieku z polecenia Józefa Stalina - rozpościera się tafla sezonowego lodowiska, na którym kręcą piruety łyżwiarze. A prezydent miasta, Hanna Gronkiewicz-Waltz, przekonuje: "Nie mam wątpliwości co do tego, że Warszawa na naszych oczach staje się stolicą Europy Środkowo-Wschodniej. W obecnych trudnych czasach o jej przewadze stanowi nie tylko dynamiczny rozwój, ale też stabilność".

I rzeczywiście, pod pewnymi względami (jak chociażby obroty na giełdzie) stolica Polski wyprzedziła Wiedeń, który po zakończeniu zimnej wojny stanowił swoistą "bramę" do Europy Wschodniej. Gospodarczy sukces Polski przekłada się zaś na prestiż polityczny: kiedy 10 grudnia przywódcy UE odbierali Pokojową Nagrodę Nobla, Donald Tusk siedział tuż obok najpotężniejszego polityka w całej Unii, kanclerz Niemiec Angeli Merkel.

Zachodnioeuropejskie firmy, którym zysk jest potrzebny jak życiodajny deszcz, mogą liczyć na sprzyjający klimat gospodarczy w Polsce. - To dla nas jasny punkt na europejskim rynku - przyznaje Anna Wiosna, dyrektor ds. strategii w polskim oddziale Hochtief, niemieckiego koncernu budowlanego odpowiedzialnego m.in. za rozbudowę warszawskiego lotniska im. Fryderyka Chopina. Kolejny przykład to Commerzbank, jeden z największych banków niemieckich - w trzecim kwartale minionego roku ponad połowa jego zysków została wygenerowana przez jego polską filię, BRE Bank. A ponieważ obecnie Commerzbank jest w 25 procentach własnością państwa niemieckiego, można zaryzykować stwierdzenie, iż polscy klienci wspomagają podatników za Odrą, ponoszących koszty wdrożenia planu ratunkowego dla eurostrefy.

Co więcej, kłopoty zachodnich gospodarek mogą do pewnego stopnia wpływać dodatnio na polską gospodarkę: tamtejsze firmy, wiedzione koniecznością cięcia kosztów, przenoszą część swoich operacji nad Wisłę. W tej sytuacji Polska - a zwłaszcza potężny uniwersytecki ośrodek, jakim jest Kraków - stała się kluczowym dostawcą usług outsourcingowych dla takich gigantów, jak IBM, Citigroup czy Lufthansa. Nawet Infosys, indyjska spółka, której w głównej mierze zawdzięczamy powstanie branży outsourcingowej jako takiej, aktywnie działa na polskim rynku, zatrudniając w Łodzi aż 1400 osób. - Liczba realizowanych przez nas inwestycji wzrasta w miarę pogarszania się sytuacji na światowych i europejskich rynkach - mówi Jacek S. Levernes, dyrektor w Hewlett-Packard i prezes Association of Business Service Leaders in Poland.

Populacja Polski liczy 38 milionów ludzi, dzięki czemu jej rynek wewnętrzny cieszy się częściową samowystarczalnością. Gospodarka nie jest zdominowana przez jedną gałąź przemysłu - przemysł samochodowy odgrywa ważną rolę, ale prężnie rozwija się też sektor spożywczy. Z kolei ostatnimi czasy można obserwować wyraźny wzrost w sektorze energetyki związanym z wydobyciem gazu łupkowego.

Zachowanie odrębnej waluty - złotego - przyczyniło się do zamortyzowania negatywnych skutków kryzysu w strefie euro. Polski rząd zapewnia, że pracuje nad spełnieniem kryteriów kwalifikujących kraj do członkostwa w unii walutowej (należy do nich m.in. ograniczenie poziomu deficytu i inflacji) - ale szczególnego pośpiechu w tym zakresie nie zdradza. - Strategia Polski polega na wyczekiwaniu na sprzyjający moment - tłumaczy Jan Krzysztof Bielecki.

Z euro czy bez, los Polski zależy jednak od położenia jej sąsiadów. Blisko 55 proc. polskiego eksportu trafia do krajów strefy euro - głównie do Niemiec, gdzie tempo wzrostu spadło niemal do zera. A polskie banki - chociaż uniknęły najdotkliwszych konsekwencji globalnej zapaści - są zależne od zachodnich spółek-matek w kwestii zasobów, z których korzystają, by udzielać kredytów.

W tej sytuacji polski rząd zapewne będzie musiał zmierzyć się ze słabościami polskiej gospodarki. Jego możliwości w zakresie zastosowania pakietu stymulacyjnego są jednak mocno ograniczone, jako że światowy kryzys z lat 2008 - 2009 nadwerężył finanse państwa do granic wytrzymałości, wyjaśnia Xavier Devictor, dyrektor oddziału Banku Światowego na Polskę i kraje bałtyckie. "Wspomaganie wzrostu gospodarczego w Polsce drogą rozwiązań fiskalnych jest w zasadzie niemożliwe" - pisze Devictor.

Podczas wspomnianej konferencji w Warszawie, zorganizowanej przez redakcję "International Herald Tribune" we współpracy z warszawską GPW i redakcją "The Warsaw Voice", łatwo można było zauważyć, że przedstawicielom świata biznesu w Polsce powodów do narzekań dostarcza przede wszystkim biurokracja. Sam Devictor ocenia polskich decydentów raczej dobrze, choć dodaje: "Do zakończenia reform strukturalnych w Polsce jest jeszcze długa droga".

Przedsiębiorcy, jak Antoni F. Reczek, który przewodniczy Brytyjsko-Polskiej Izbie Handlowej, podnosili kwestię arbitralnych decyzji podejmowanych przez urzędników średniego szczebla, a kosztujących zagraniczne firmy miliony. Zdaniem Reczka, to właśnie administracyjne przeszkody uniemożliwiają małym i średnim zagranicznym przedsiębiorstwom inwestowanie w Polsce. W efekcie pogłębia się zależność Polski od wielkich graczy, takich jak Fiat. Dlatego właśnie wiadomość o planowanych zwolnieniach w tyskiej fabryce była takim ciosem.

Fiat wyjątkowo mocno odczuł skutki spadku sprzedaży nowych samochodów w Europie. W dużym stopniu miało to związek z jego zależnością od rynków włoskiego i hiszpańskiego, na których szaleje recesja. Koncern poinformował, że w 2012 r. tyskie zakłady opuściło 350 tysięcy aut, co w porównaniu z wynikiem z 2009 r. (600 tys. wyprodukowanych pojazdów) stanowi drastyczny wręcz spadek. W 2013 r. z taśmy w Tychach ma zjechać jeszcze mniej samochodów, bo znacznie poniżej 300 tysięcy. Przyczyn takiego stanu rzeczy nie należy jednak upatrywać wyłącznie w kryzysie panującym w strefie euro - jak zauważają przedstawiciele Fiata, w Polsce łączna sprzedaż samochodów spadła od 2008 r. o 20 procent.

Tego rodzaju sygnały tym bardziej świadczą o tym, że Polska nie może bezczynnie czekać na poprawę sytuacji w strefie euro. Przekonanie to wyraża między innymi prezydent Warszawy. - Historia uczy nas, że kiedy liczyliśmy na innych, nie wiodło nam się najlepiej - mówi Hanna Gronkiewicz-Waltz. - Sukcesy odnosiliśmy wtedy, kiedy liczyliśmy wyłącznie na siebie.

Jack Ewing

© 2012 New York Times News Service

Tłum. Katarzyna Kasińska

New York Times/©The International Herald Tribune
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »