Amerykańskie cła nie takie straszne. Dolar mocniejszy, bo Trump "zawsze się wycofuje"
Dolar, choć ostatnio bardzo osłabiony, nieco zyskał na wartości, kiedy okazało się, że Stany Zjednoczone znów wstrzymują się z wprowadzeniem radykalnie wysokich taryf celnych. Coraz bardziej trafny wydaje się być nadany prezydentowi USA przydomek TACO. Jest to akronim słów: Trump Always Chickens Out (Trump zawsze się wycofuje).
- Dolar trochę podrożał, gdyż "Dzień Wyzwolenia" nie nadszedł 9 lipca. Prezydent Trump nadal waha się w sprawie ceł.
- Przez ostatnie 90 dni administracja waszyngtońska wypracowała porozumienia handlowe tylko z Wielką Brytanią i Wietnamem oraz częściowo z Chinami.
- Ekonomiści ING zakładają, że euro może osiągnąć pułap 1,20-1,25 dolara, a nawet 1,30. Także dlatego, że Biały Dom długo jeszcze będzie groził partnerom handlowym wysokimi cłami.
Właśnie minął trzymiesięczny okres, po którym Stany Zjednoczone miały odwiesić "cła odwetowe" nałożone w wojnie handlowej z niemal całym światem, o ile partnerzy Ameryki nie dojdą z nią do porozumienia i nie podpiszą nowych umów. Jednak po upływie 90 dni horrendalnie wysokie taryfy celne nie zostały wprowadzone, mimo że administracji waszyngtońskiej udało się sfinalizować porozumienia handlowe tylko z kilkoma krajami.
W zamian za to świat usłyszał, że termin "egzekucji" został przesunięty na 1 sierpnia. Minister finansów USA Scott Bessent oznajmił, że wtedy właśnie cła zostaną podwyższone do wyjściowych poziomów, chyba że jakiś kraj osiągnie "deal" ze Stanami. Innymi słowy, jeszcze raz okazało się, że radykalne działania ekonomiczne Białego Domu wobec zagranicy najpierw są ogłaszane, a potem łagodzone albo odsuwane w czasie.
Po tym jak na początku kwietnia prezydent Donald Trump przedstawił szczegółowy plan podwyższenia stawek celnych, na giełdach odnotowano spadki, zmalało też zaufanie do dolara amerykańskiego. Kiedy jednak kilka dni później Biały Dom wstrzymał decyzję, trendy rynkowe odwróciły się. Nic więc dziwnego, że także teraz, gdy "Dzień Wyzwolenia" nie nadszedł 9 lipca, dolar zyskał na wartości.
Jeszcze 1 lipca za euro płacono ponad 1,18 dolara, czyli najwięcej od 2021 roku. Kilka dni później kurs cofnął się do około 1,17 dolara. Na polskim rynku walutowym 1 lipca waluta Amerykanów była najtańsza od 7 lat i kosztowała 3,585 zł. Potem podrożała do około 3,62 zł. Jeśli rynki umocnią się w przekonaniu, że politykę handlową Donalda Trumpa można podsumować słowami: "z wielkiej chmury mały deszcz", to - zdaniem analityków technicznych - kurs eurodolara może przesunąć się w kierunku wsparcia na poziomie 1,163, a potem nawet do 1,157.
Rynki wydają się być coraz bardziej odporne na kaprysy prezydenta USA. Na początku czerwca Robert Armstrong, felietonista "Financial Times", w swoim newsletterze "Unhedged" nadał Donaldowi Trumpowi przydomek TACO. Jest to akronim słów: Trump Always Chickens Out (Trump zawsze się wycofuje). Armstrong tak podsumował powtarzającą się stale praktykę ogłaszania przez prezydenta wysokich ceł na import z różnych krajów, a następnie wycofywania się z tych gróźb w odpowiedzi na presję rynkową lub negocjacje. Przy czym pierwszy z tych ruchów zawsze powoduje gwałtowne spadki na rynkach finansowych, a drugi prowadzi do odbicia na giełdach.
Kiedy dziennikarka Megan Casella z CNBC zadała Trumpowi pytanie dotyczące "TACO trade" i dodała, że tym terminem posługują się analitycy z Wall Street, prezydent zareagował z wyraźną irytacją, mówiąc, że jej słowa są podłe. Stanowczo zaprzeczył, że wycofywał się z czegokolwiek i dodał, że jego zmiany decyzji są metodą prowadzenia negocjacji.
Jednak przez ostatnie 90 dni administracja waszyngtońska wypracowała porozumienia handlowe tylko z Wielką Brytanią i Wietnamem oraz częściowo z Chinami. Wietnam uzyskał obniżenie ceł z 46 do 20 proc. w ramach umowy, zgodnie z którą towary przesyłane tranzytem przez ten kraj (zazwyczaj pochodzące z Chin) będą objęte opłatą w wysokości 40 proc. W świetle tymczasowej umowy z Pekinem, wygasającej w połowie sierpnia, średnia stawka celna USA na produkty z Chin wynosi 51,1 proc., a średnia chińska stawka to 32,6 proc.
Z najnowszej deklaracji Donalda Trumpa wynika, że chce od 1 sierpnia wprowadzić cła w granicach 25-40 proc. na import z 14 krajów. W tej grupie są: Korea Południowa, Japonia, Tajlandia i Republika Południowej Afryki, a z państw europejskich - Serbia oraz Bośnia i Hercegowina. Nie ma w tym gronie Chin, ale wiadomo, że Waszyngton może nałożyć cła na kraje, które reeksportują do USA towary pochodzące z Państwa Środka. Prezydent USA grozi także dodatkowym 10-procentowym cłem krajom należącym do bloku BRICS, gdyż są one "wrogo nastawione do dolara".
Trwają rozmowy Białego Domu z Unią Europejską. Bruksela godzi się z faktem, że porozumienie będzie niezbilansowane na korzyść Stanów Zjednoczonych, ale dzięki temu strona unijna ma uniknąć wysokich stawek celnych i uzyskać pewne odstępstwa od ceł na samochody (w tej chwili 25 proc.) i od bazowej stawki 10-procentowej.
Analitycy ING w swoim scenariuszu bazowym zakładają, że eurodolara może powrócić do poziomu 1,15-1,16, gdyż kolejne amerykańskie dane makroekonomiczne nie potwierdzają prognoz o możliwym szybkim obniżaniu stóp procentowych przez Fed. Jednak w dłuższym okresie ekonomiści ING spodziewają się osłabienia dolara wobec euro. Ich zdaniem, Biały Dom długo jeszcze będzie groził partnerom handlowym wysokimi cłami, co w dalszej perspektywie przełoży się na wyprzedaż waluty Amerykanów i wzrost wartości eurodolara.
"Jeśli władze strefy euro będą w stanie zwiększyć atrakcyjność lokalnych rynków, może to wspólnej walucie utorować drogę do 1,20-1,25, a nawet do 1,30 dolara, najwyższego poziomu od 2014 roku. Wynika to z faktu, że zarządzający rezerwami zmniejszają zasoby dolara, a euro było beneficjentem tego trendu przez większość w 2024 roku oraz na początku tego roku. Widzimy też potencjał do dalszej sprzedaży amerykańskich obligacji skarbowych, głównie za sprawą państw azjatyckich" - prognozują analitycy ING.
Dodajmy, że Deutsche Bank prognozuje wzrost kursu euro do 1,20 dolara do grudnia 2025 roku, a potem do 1,30 do końca 2027 roku. Luis de Guindos, wiceprezes Europejskiego Banku Centralnego, stwierdził ostatnio, że cena eurodolara na poziomie 1,20 jest "akceptowalna", ale uznał, że przekroczenie tej granicy byłoby "bardziej skomplikowane".
Specjaliści analizy technicznej są zdania, że dolar na polskim rynku walutowym może mocno wkroczyć na ścieżkę wzrostu dopiero, gdy przekroczy granicę oporów zlokalizowanych najpierw na poziomie 3,64 zł, a potem 3,68 zł. Jest duże prawdopodobieństwo, że jeśli dolar pozostanie poniżej tych pułapów, to trend spadkowy będzie kontynuowany.
Jeszcze 13 stycznia tego roku za dolara płacono prawie 4,19 zł. Od tamtej pory potaniał o około 60 groszy. Tym samym waluta Amerykanów doświadczyła największego sześciomiesięcznego spadku od 2004 roku, kiedy to w ciągu jednego półrocza straciła na wartości 68 groszy. Warto przypomnieć, że pod koniec września 2022 roku dolar kosztował 5,05 zł, co oznacza, że w ciągu ostatnich 33 miesięcy został przeceniony o ponad jedną czwartą.
Jacek Brzeski