Kryzys złotego. Za obniżone stopy procentowe zapłacimy słabością waluty
Polska jest pierwszym krajem w Europie, w którym przeprowadzono poważną obniżkę stóp procentowych w obecnym cyklu gospodarczym. RPP podjęła taką decyzję, choć nasza inflacja konsumencka jest wciąż czterokrotnie większa od celu inflacyjnego NBP. W USA stopy są wyraźnie wyższe niż dynamika cen, ale i tak zostaną w tym roku prawdopodobnie jeszcze raz podniesione. Amerykanie, którzy mają cel inflacyjny na poziomie 2 proc., o inflacji wynoszącej 3,2 proc. mówią, że jest "nieakceptowalnie" wysoka. Nic więc dziwnego, że po środowej decyzji RPP inwestorzy zaczęli gorączkowo wymieniać złotego na bardziej bezpieczne waluty - dolara, euro i franka.
- W tym miesiącu stopy procentowe może ponieść Europejski Bank Centralny. Główna stopa w eurolandzie wynosi 4,25 proc., przy inflacji konsumenckiej na poziomie 5,3 proc.
- Brytyjczycy spodziewają się, że we wrześniu stopy podniesie Bank Anglii. Główna stopa w Wielkiej Brytanii to 5,25 proc., przy inflacji wynoszącej 6,8 proc.
- Silny dolar amerykański będzie problemem dla większości azjatyckich banków centralnych. Prawdopodobnie nie zdecydują się one na poluzowanie polityki pieniężnej w obawie przed pogłębieniem słabości swoich walut
Zaskakujące obniżenie polskiej stopy referencyjnej aż o 75 punktów bazowych (z 6,75 proc. do 6,00 proc.) sprawiło, że inwestorzy wykonali wiele panicznych ruchów. Ewakuowali się w środę z warszawskiej giełdy, gdzie WIG20 spadał o prawie 3 proc., a ostatecznie stracił 2,4 proc. i jest na najniższym poziomie od początku czerwca.
Spektakularna była także porażka złotego. Za franka szwajcarskiego płacono 4,79 zł, czyli najwięcej od pół roku. Dolar kosztował 4,28 zł, czyli najwięcej od 5 miesięcy, a euro - 4,58 zł, co oznaczało, że wróciło do kursu sprzed 4 miesięcy.
Po drastycznym obniżeniu stóp przez Radę Polityki Pieniężnej nie sposób prognozować, kiedy inflacja konsumencka w Polsce cofnie się do 2,5-procentowego celu NBP z dzisiejszego poziomu 10,1 proc. Trzeba tu przypomnieć, że w lipcowej projekcji naszego banku centralnego założono pesymistycznie, że inflacja nie wróci do celu do końca 2025 roku i to przy założeniu, że przez cały ten czas stopa referencyjna pozostanie na poziomie 6,75 proc. Teraz należy być jeszcze większym pesymistą.
Fatalne wrażenie robi także fraza zawarta w komunikacie po posiedzeniu RPP, że "Rada podtrzymała ocenę, że szybszemu obniżaniu inflacji sprzyjałoby umocnienie złotego, które byłoby spójne z fundamentami polskiej gospodarki". Problem w tym, że z umocnienia złotego obserwowanego w ostatnich miesiącach, po wydarzeniach z 6 września, nie pozostało prawie nic.
O umocnienie dolara nie muszą natomiast martwić się w ostatnich tygodniach Amerykanie. W środę bardzo sprzyjał mu najświeższy odczyt wskaźnika koniunktury w usługach ISM. Wzrósł z 52,7 do 54,5 punktu przy prognozie 52,5 punktu. Rynki odebrały to jako sygnał, że gospodarka USA jest relatywnie silna i Fed ma podstawy, by kontynuować bezpardonową walkę z inflacją.
Trzeba tu przypomnieć, że główne stopy Fed są w przedziale 5,25-5,50 proc., inflacja konsumencka jest od nich dużo niższa i wynosi 3,2 proc., a cel inflacyjny to 2 proc. Mimo to sternicy amerykańskiej polityki monetarnej mówią, że inflacja jest "nieakceptowalnie" wysoka.
Jesienne dalsze podwyższanie ceny pieniądza w USA wydaje się być przesądzone. Co prawda rynki prognozują, że we wrześniu stopy procentowe nie zmienią się, ale model CME Fed Watch daje 45-procentowe prawdopodobieństwo podwyżki stóp o 25 punktów bazowych w listopadzie.
Dolar jest w ofensywie nie tylko wobec złotego, ale także wobec euro. Za wspólną walutę - tak jak 3 miesiące temu - płaci się tylko około 1,07 dolara. Z analizy technicznej wynika, że mocne wsparcie (czyli ograniczenie od dołu) kursu może pojawić się dopiero na poziomie dołków z czerwca, czyli 1,0635-1,0665.
Jedną z przyczyn umocnienia dolara staje się także sytuacja na rynku 10-letnich obligacji USA. Ich rentowność na poziomie 4,3 proc. jest najwyższa od 16 lat. Pieniądze zawsze płyną tam, gdzie rentowności są najbardziej atrakcyjne. Nic więc dziwnego, że także indeks dolara (DXY) mierzący wartość amerykańskiej waluty względem innych, osiąga poziomy niewidziane od marca tego roku.
O osłabieniu euro wobec dolara przesądzają problemy europejskiej gospodarki. Indeksy koniunktury PMI dla przemysłu i usług większości krajów Starego Kontynentu znajdują się poniżej 50 punktów, czyli poniżej granicy ekspansji. W dodatku, w Niemczech przemysłowy PMI nie osiąga nawet 40 punktów, co przypomina sytuację z pierwszego uderzenia pandemii COVID-19.
Mimo to, nie tylko Rezerwa Federalna, ale także Europejski Bank Centralny (EBC) nie zakończył jeszcze podwyżek stóp procentowych. Główna stopa w eurolandzie wynosi 4,25 proc., przy inflacji na poziomie 5,3 proc. Liczni ekonomiści twierdzą, że w tym miesiącu podniesie stóp przez EBC jest nawet bardziej prawdopodobne niż w wypadku Fed. Stanie się tak, choć w strefie euro pojawiają się zwiastuny stagflacji (stagnacji połączonej z inflacją).
Eksperci Nordea Banku są zdania, że nawet jeśli EBC i inne kluczowe banki centralne nie będą już podwyższać stóp procentowych, to wstrzymają się kilka miesięcy z łagodzeniem polityki pieniężnej, by nie napędzić kolejnej fali inflacji. "Uważamy, że potrzeba czasu, aby EBC przekonał się, że inflacja jest na dobrej drodze do osiągnięcia celu 2 proc. i spodziewamy się, że pierwsza obniżka stóp nastąpi w czerwcu 2024 roku. Następnie prognozujemy, że EBC będzie stopniowo dążyć do przywrócenia stóp do poziomów postrzeganych jako neutralne. Naszym zdaniem oznaczałoby to kwartalne cięcia o 25 punktów, aż stopa depozytowa osiągnie 2 proc. pod koniec 2025 rok" - czytamy w raporcie Nordea Banku.
Wielu ekonomistów jest ciągle zdania, że na całym świecie amerykański dolar nie ma alternatywy. Widać to nawet w ostatnich dniach przy okazji rosnących cen ropy naftowej. Droższe surowce energetyczne mogą być zwiastunem globalnego wzrostu inflacji, a wtedy dolar będzie pełnił rolę "bezpiecznej przystani".
Rynkiem ropy wstrząsnęła wiadomość, że Arabia Saudyjska przedłużyła dobrowolne cięcie produkcji surowca o milion baryłek dziennie aż do końca tego roku. Rezultatem jest obecny poziom notowań ropy Brent przekraczający 90 dolarów za baryłkę.
Siła dolara w tej chwili jest problemem dla walut Japonii i Chin. Jen stracił prawie 8 proc. wobec dolara licząc od połowy lipca, natomiast juan osłabił się do poziomów niewidzianych od 2007 roku, spadając o ponad 6 proc. od maja.
- Gwałtownie rosnący dolar amerykański będzie problemem dla większości azjatyckich banków centralnych. Nie zdecydują się one na poluzowanie polityki pieniężnej w obawie przed pogłębieniem słabości swoich walut - powiedział Alvin T. Tan z RBC Capital Markets.
Z dolarem problemy ma także funt brytyjski. Gospodarka Wielkiej Brytanii zdradza symptomy zadyszki (wskaźniki PMI poniżej 50 punktów). W rezultacie za funta płaci się około 1,25 dolara, czyli najmniej od 3 miesięcy. Para walutowa jest teraz blisko strefy wsparcia na poziomie1,2320-1,2487 dolara.
Rynki są na 90 proc. przekonane, że we wrześniu brytyjskie stopy procentowe pójdą w górę. Będzie to wówczas piętnasta taka decyzja ze strony Banku Anglii. W tej chwili główna stopa w Wielkiej Brytanii to 5,25 proc., przy inflacji konsumenckiej wynoszącej 6,8 proc. - Oczekuje się podwyżki kluczowej stopy o 25 punktów bazowych do poziomu 5,50 proc., co odpowiadałoby wysokości stóp w Stanach Zjednoczonych - zauważył główny strateg walutowy w RBC Capital Markets, Adam Cole.
Jacek Brzeski