Rynek oczekuje obniżki stóp

Gdyby Rada Polityki Pieniężnej, na kończącym się dzisiaj posiedzeniu, nie podjęła decyzji o obniżce stóp procentowych wielu analityków byłoby tylko lekko zdziwionych i lekko wzruszyło ramionami.

Gdyby Rada Polityki Pieniężnej, na kończącym się dzisiaj posiedzeniu, nie podjęła decyzji o obniżce stóp procentowych wielu analityków byłoby tylko lekko zdziwionych i lekko wzruszyło ramionami.

Mimo tego bowiem, że jest bardzo wiele argumentów za obniżką, na upartego można znaleźć i przeciwko, ale - przede wszystkim - już jakiś czas temu skutecznie przekonano nas, że stopy procentowe nie są kategoria ekonomiczną, ale wyłącznie polityczną. A decyzje polityczne często mają uzasadnienie pozamerytoryczne, a przynajmniej trudniej mierzalne. Tak więc nawet to, że od kilku miesięcy decyzje rady są zgodne z oczekiwaniami rynków finansowych, a rynki oczekują obniżki, nie jest dostatecznie istotnym wskazaniem.

Najistotniejszym argumentem przemawiającym za obniżeniem stóp procentowych jest oczywiście rekordowo niska inflacja. Inflacji na tak niskim poziomie nie notowaliśmy nie tylko od wprowadzenia wolnego rynku w Polsce na początku lat 90, nie tylko w okresie socjalizmu, kiedy albo nie była liczona albo nie miała żadnego znaczenia, ale nawet w całym XX wieku, nawet po sławnej reformie Grabskiego. Więcej, roczny wskaźnik wzrostu cen wyniósł w marcu 3,3 proc., a analitycy przewidują, że w kwietniu może on spaść poniżej 3 proc., a w maju nawet do poziomu 2,3 proc. Dopiero później oczekują lekkiego wzrostu inflacji. Podobne wyniki dają, zlecane zresztą przez RPP, badania oczekiwań gospodarstw domowych co do poziomu inflacji - spodziewają się jej spadku. Na całym świecie takie wyniki są jedną z głównych przesłanek dla decyzji, ale nie u nas. Niektórzy członkowie RPP, w swojej bezgranicznej arogancji, podważają ich wyniki twierdząc, że badani - zapewne - nie mają pojęcia o poziomie inflacji, więc i ich oczekiwania co do jej spadku nie są wiarygodne.

Reklama

Wiedza, mądrość i wiarygodność są więc chyba zarezerwowane tylko dla członków Rady. Otóż wydaje się, że jest jedno z większych nieporozumień (przepraszam za eufemizm). Nie przeszkadza to niektórym członkom rady martwić się już dziś, że ewentualna obniżka stóp procentowych może odbić się na inflacji w roku przyszłym. Ale najbardziej zdumiewające jest zamartwianie się płynącymi z banków informacjami o spadku depozytów. Prezes Balcerowicz ostrzega, że jeszcze chwilę i nikomu nie będzie się opłacało oszczędzać w bankach. Jak należy się domyślać - bo tego nigdy do końca nie sformułował - winą za ten stan rzeczy obarcza po trosze poprzednie obniżki stóp i opodatkowanie odsetek od oszczędności.

Interesujące byłoby rozpoznać czy rozważał wpływ zbyt późno wprowadzanych i zbyt asekuranckich obniżek stóp procentowych na poziom depozytów. Słowem, ilu ludzi, na skutek pogłębiania recesji gospodarczej, poprzez utrzymywanie wysokich stóp procentowych i przewartościowanego złotego, straciło zdolność do kreowania nie tylko oszczędności, ale również dochodów bieżących lokowanych na rachunkach bieżących. Wreszcie, czy analizował, jaki wpływ na poziom depozytów ma sposób prywatyzacji polskiego systemu bankowego, którego - jako wicepremier i minister finansów - był głównym architektem i wykonawcą, rękami pani Alicji Kornasiewicz, ówczesnej wiceminister Skarbu Państwa. Pani minister znana była z tego, że podczas lunchu, między pierwszym a drugim daniem, była zdolna sprzedać nawet i dwa banki. Tyle tylko, że teraz banki mamy sprywatyzowane, a prezes banku centralnego, przypadkiem ta sama osoba, która banki prywatyzowała, uskarża się, że one jednostronnie biorą pod uwagę obniżki stóp: obniżają oprocentowanie depozytów, ale kredytów to już nie. I nie chcą współpracować. Przykre.

Jaka będzie decyzja Rady? Przekonamy się już dzisiaj, ale zaryzykuję, chociaż jest to wróżenie z fusów: Rada obniży podstawowe stopy o 100-150 pkt bazowych i da sygnał, że jest to ostatnia obniżka. I wtedy pozostanie otwarte tylko jedno pytanie: co z ustawowym usytuowaniem, składem i zakresem jej uprawnień. Bo chociaż członkowie rady wielokrotnie udowodnili, a może właśnie dlatego, swoją odporność na naciski polityczne i brak obaw o swoją przyszłość, trzeba pamiętać, że Rząd wniósł do Sejmu projekt nowelizacji ustawy o NBP, dostosowujący polskie przepisy do norm Unii Europejskiej. Co stanie się, jeżeli w trakcie prac w komisjach sejmowych, posłowie zdecydują o wprowadzeniu do tej niewinnej poprawki zapisów z dwóch złożonych już do laski marszałkowskiej projektów ustaw, mających wielu zwolenników parlamencie, a zmierzających w istocie, do ograniczenia niezależności NBP i poszerzenia składu RPP. Jeżeli decyzje rady nie zadowolą rządu i parlamentu, zwolenników tej nowelizacji może jeszcze przybyć. Rząd ma pewien komfort - nie musi się do tego ustosunkowywać, jest to już poza nim, nie musi też, jak Rejtan swego, a premier Buzek w poprzedniej kadencji uprawnień i uposażeń Rady, bronić. Tym bardziej, że to nie koniec a dopiero początek, i kadencji, i kłopotów. Czy wtedy, w roli Rejtana, zdecyduje się wystąpić prezydent? Bo w obronę ze strony instytucji unijnych zupełnie nie wierzę? Tyle, że Rejtanem jest być stosunkowo łatwo. Ale skutecznym - a to już zupełnie inna sprawa.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »