W skrócie
- Bitcoin ”odkleił się” od aktywów wzrostowych. Przestała działać reguła, że gdy rośnie i bije rekordy Nasdaq (indeks technologiczny giełdy w Nowym Jorku), to jeszcze lepiej prezentuje się bitcoin.
- Mocną stroną bitcoina jest jego podaż raz na zawsze ograniczona do 21 milionów sztuk. Ta cyfrowa rzadkość jest porównywalna z wyczerpującymi się zasobami złota na świecie.
- Entuzjaści bitcoina pocieszenie mogą znaleźć w długookresowych prognozach zapowiadających wzrost ceny ”monety” do miliona dolarów.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Bitcoin i ethereum są w impasie. Na początku listopada cena bitcoina po raz pierwszy od czerwca spadała poniżej psychologicznego poziomu 100 tysięcy dolarów, a w najbardziej krytycznym momencie nawet poniżej 99 tysięcy. Z kolei ethereum kosztujące mniej niż 3100 dolarów było najtańsze od lipca.
Między chciwością a lękiem
Rynek kryptowalut znajduje się w fazie wyprzedaży, napędzanej działaniami dużych inwestorów (tzw. wielorybów) i funduszy ETF. "Wieloryby" realizują zyski po wcześniejszych, rekordowych wzrostach. Natomiast po stronie ETF obserwowany jest malejący napływ kapitału instytucjonalnego. W samym tylko ubiegłym tygodniu fundusze ETF powiązane z bitcoinem zanotowały odpływy o wartości blisko 800 milionów dolarów. Instytucjonalny popyt na bitcoina po raz pierwszy od siedmiu miesięcy spadł poniżej liczby nowo wydobytych "monet".
Jednak są też tacy inwestorzy, którzy działają w myśl zasady: "spadło, to znaczy, że teraz będzie rosło". Dane CryptoQuant pokazują wzrost popytu ze strony tzw. adresów akumulacyjnych, czyli portfeli, które kupują kryptowalutę i nie mają zwyczaju jej sprzedawać. W ciągu ostatnich 30 dni te adresy zgromadziły ponad 375 tysięcy bitcoinów, co stanowi historyczny rekord.
Tylko 5 listopada inwestorzy z tej grupy dokupili 50 tysięcy "monet", w momencie gdy cena spadła poniżej 100 tysięcy dolarów. Wzrost aktywności adresów akumulacyjnych w okresach spadków może być dowodem, że dla dużych inwestorów korekty cenowe są okazją zakupową. To mechanizm znany z poprzednich cykli hossy.
To nie był "Uptober"
Dołek notowań aktywów cyfrowych ma kilka przyczyn makroekonomicznych. Tokenom zaszkodził wzmacniający się ostatnio dolar, a także amerykańska polityka monetarna. Rezerwa Federalna w zeszłym tygodniu obniżyła stopy procentowe, lecz natychmiast zasugerowała, że w tym roku nie należy spodziewać się kolejnych cięć. Taka zapowiedź zaskoczyła rynek i doprowadziła do szybkiej korekty cen, głównie na rynku "coinów".
Złe trendy w notowaniach bitcoina pojawiły się już w październiku, który tym razem nie był "Uptoberem". Na takie miano październik zasłużył dlatego, że od lat jest złotym miesiącem dla pierwszej kryptowaluty świata. Od 2013 roku bitcoin zanotował w październiku duże wzrosty w ośmiu przypadkach na dziesięć. Passa została przerwana w zeszłym miesiącu, który przyniósł kryptowalucie przecenę o 4 proc.
Krytycy i entuzjaści bitcoina
Natychmiast zaczęła się debata, czy historia powtórzy się i tak jak w 2018 roku po spadku październikowym w listopadzie kurs bitcoina dosłownie runie. Przypominano, że siedem lat temu listopadowy spadek wyniósł aż 36,5 proc. Ekspert rynku kryptowalut Lark Davis oznajmił, że obecna przecena bitcoina jest "absolutnie bezlitosna". Jego zdaniem, poziom strachu wśród inwestorów osiąga maksimum, co może oznaczać, że rynek wchodzi w fazę masowej kapitulacji.
Odezwali się także inni sceptycy. Wielu komentatorów podkreśla, że bitcoin "odkleił się" od aktywów wzrostowych. Przede wszystkim przestała działać reguła, że gdy rośnie i bije rekordy Nasdaq (indeks technologiczny giełdy w Nowym Jorku), to jeszcze lepiej prezentuje się bitcoin. Przypomniał o sobie również ekonomista Peter Schiff, który zaostrzył krytykę wobec pierwszej kryptowaluty świata mówiąc, że jest "ryzykiem cyfrowym", którego popularność wynika przede wszystkim z medialnego szumu i spekulacji.
Niektórzy analitycy techniczni nie wykluczają dalszych spadków kursu bitcoina nawet do 70-75 tysięcy dolarów. W dodatku ostrzegają, że nawet po osiągnięciu tej strefy cena może być poddana kolejnej korekcie, zanim rozpocznie się nowa fala wzrostowa.
Na przeciwnym biegunie sporu o kryptowaluty lokują się komentatorzy przekonani, że panika inwestorów jest nieuzasadniona, a jesienna korekta cenowa nie jest dramatyczną anomalią. Argumentują, że bitcoin reprezentuje cyfrową rzadkość porównywalną ze złotem, gdyż charakteryzuje się ograniczoną podażą 21 milionów "monet". Między innymi z tego powodu dzisiejsza słabość głównej kryptowaluty postrzegana jest jako faza konsolidacji przed potencjalnym wybiciem.
Jest szansa na poprawę
Andri Fauzan Adziima z Bitrue uważa, że ostatni spadek ceny bitcoina to techniczna bessa, ponieważ token potaniał o ponad 20 proc. względem rekordu z początku października, gdy przekraczał 126 tysięcy dolarów. Jednocześnie ekspert podkreśla, że to zaledwie czwarta korekta w ramach tegorocznej hossy i że podobne ruchy w przeszłości kończyły się 40-procentowym odbiciem w ciągu dwóch miesięcy.
Analityk znany w sieci jako Rekt Capital twierdzi, że kolejny poważny test dla bitcoina znajduje się na poziomie 114 500 dolarów, a jego osiągniecie mogłoby otworzyć drogę do 119 tysięcy dolarów. Z kolei Michaël van de Poppe w cenie 112 tysięcy dolarów widzi poziom wybicia do nowego historycznego maksimum. Twierdzi też, że nieosiągnięcie tego pułapu będzie groziło ponownym testem 103 tysięcy dolarów. Natomiast znany inwestor Ted Pillows skupia się na ethereum i ostrzega, że brak powrotu powyżej linii 4 tysięcy dolarów może sprowokować spadki ceny "etheru" w okolice 2800-2900 dolarów.
Inwestorzy pełni wiary w potęgę bitcoina
Samson Mow, szef firmy infrastrukturalnej Jan3, ocenia, że rynek bitcoina wciąż nie wszedł w fazę prawdziwej hossy. Jego zdaniem, obecny etap to jedynie spokojny przystanek przed wzrostami. Na początku roku Mow prognozował, że bitcoin może osiągnąć cenę miliona dolarów w wyniku "krótkiego i gwałtownego wstrząsu".
Milionów dolarów za bitcoina spodziewa się także multimiliarder Michael Saylor, założyciel firmy Strategy (dawniej MicroStrategy). W najnowszej prognozie zakłada, że jeszcze przed końcem tego roku cena "monety" osiągnie pułap 150 tysięcy dolarów, pomimo najnowszych komplikacji rynkowych.
Według Saylora, coroczny wzrost wartości bitcoina może wynosić około 30 proc., co w perspektywie 20 lat daje cenę nawet 20 milionów dolarów za sztukę. Na razie jednak prezes Strategy skupia się na osiągnięciu przez bitcona ceny miliona dolarów i widzi taką możliwość za 4-8 lat. Dla multimiliardera bitcoin to cyfrowy kapitał XXI wieku i fundament nowego systemu finansowego opartego na blockchainie.
Firma Michaela Saylora systematycznie kupuje i gromadzi bitcoiny od 2020 roku. W ostatnich dniach Strategy zwiększyła swoje zasoby do ponad 640 tysięcy "monet", po nabyciu 390 sztuk za kwotę 43,4 miliona dolarów. Saylor zwraca uwagę na spadającą zmienność na rynku i coraz lepszą strukturę zabezpieczeń, takich jak instrumenty pochodne i opcje. To wszystko sprawia, że bitcoin przestaje być dziką spekulacją, a staje się bardziej stabilnym aktywem.
Jacek Brzeski


















