- Amerykańskie spółki w większości przedstawiają zaskakująco korzystne wyniki finansowe. Jednak: "gdy nadciąga bessa, to nawet bardzo dobre wiadomości nie są w stanie odwrócić złych trendów".
- W ostatnich dniach najbardziej wyprzedawano akcje wielkich koncernów technologicznych. Bardziej lub mniej taniały: Broadcom, Microsoft, Alphabet, Meta, Nvidia, Palantit, Tesla, AMD i Oracle.
- Lista problemów amerykańskiej gospodarki wydłuża się. Są na niej: redukcja miejsc pracy, gorsze nastroje konsumentów, lęk przed wzrostem inflacji i szybko powiększający się dług publiczny.
Ostatnie ubiegłotygodniowe sesje na nowojorskiej giełdzie przyniosły najpierw dotkliwe spadki głównych indeksów, a potem w najlepszym razie ich stabilizację. Od początku listopada S&P500 spadł z 6 850 do 6 728 punktów, a Nasdaq z 23 900 do 23 tysięcy punktów. W skali całego tygodnia ten drugi wskaźnik stracił 3 proc., co jest najgorszym wynikiem od kwietnia tego roku.
Największe wątpliwości budzi AI
Najbardziej wyprzedawano akcje wielkich koncernów technologicznych, o których notowaniach część analityków coraz głośniej mówi, że są "absurdalnie wysokie". Co charakterystyczne, spadki na Wall Street zdarzyły się w sytuacji, gdy kwartalne wyniki finansowe przedstawiło grubo ponad 400 firm z indeksu S&P500 i w 80 proc. przypadków były one lepsze od prognozowanych.
Wstępnie oblicza się, że roczna dynamika zysków przypadających na spółki S&P500 wyniosła 16,8 proc. i była dużo wyższa od oczekiwań ekspertów, które na początku października lokowały się na poziomie 8 proc. Jeśli mimo to amerykański rynek akcji znalazł się w impasie, to można tu przywołać starą giełdową maksymę: "gdy nadciąga bessa, to nawet bardzo dobre wiadomości nie są w stanie odwrócić złych trendów".
W pierwszym tygodniu listopada przez rynki przetoczyło się wyjątkowo dużo analiz, w których pisano o "bańce spekulacyjnej w sektorze sztucznej inteligencji". Padał argument, że wyceny wielu spółek kojarzonych z AI są oderwane od fundamentów ekonomicznych. Bardziej lub mniej taniały: Broadcom, Microsoft, Alphabet, Meta, Nvidia, Palantit, Tesla, AMD i Oracle. Broadcom jest chyba najbardziej jaskrawym przykładem firmy, której wycena osiągnęła trudne do wytłumaczenia wyżyny. Jej dzisiejsza wartość to 88-krotność zysków wypracowanych przez poprzednie cztery kwartały.
Wysokie zyski nie zawsze zachwycają
Z kolei Microsoft to przykład spółki "ukaranej" za bardzo dobre wyniki finansowe. Firma pochwaliła się 29 października zyskami i przychodami kwartalnym dużo wyższymi od prognozowanych. Przychody zwiększyły się o 18,4 proc., ale inwestorzy skupili się zapewne na wzroście wydatków inwestycyjnych aż o 74 proc. w skali rok do roku. W rezultacie zaraz po ogłoszeniu wyników zaczęła się wielosesyjna przecena akcji Microsoftu.
Zdaniem analityków, skok wydatków tej spółki przeznaczonych na inwestycje to ruch mający zagwarantować szybki rozwój AI. Eksperci podkreślają, że Microsoft jest już nie tylko producentem systemów operacyjnych, ale także dostawcą infrastruktury globalnej cyfryzacji - od chmury, przez sztuczną inteligencję, po platformy społecznościowe i gaming. W tej sytuacji wielu analityków (m.in. z Morgan Stanley) ogłosiło, że najnowszy spadek ceny akcji spółki to bardzo dobra okazja, by kupić walory, których wartość powinna być w przyszłości dużo wyższa niż teraz.
Gospodarka USA w impasie
Sceptycy wątpią jednak w kontynuację hossy na Wall Street. Ich zdaniem, inwestorzy mają w tej chwili wyjątkowo dużo powodów do niepokoju. Rynki są zdezorientowane z powodu zawieszenia pracy amerykańskiej administracji (shutdown) i braku publikacji danych. Policzalne koszty shutdownu są szacowane na 15 miliardów dolarów tygodniowo.
Nie jest jasne, co się stanie w przyszłym miesiącu ze stopami procentowymi w USA. Po wypowiedziach szefa Fed Jerome Powella, scenariusz ich dalszej obniżki jest mniej realny - prawdopodobieństwo takiego ruchu spadło ostatnio z 90 do 65 proc. Tymczasem każde złagodzenie polityki monetarnej byłoby z korzyścią dla inwestycji giełdowych.
Kolejny czynnik ryzyka to doniesienia z Sądu Najwyższego USA, który rozpatruje legalność ceł nałożonych przez administrację prezydenta Trumpa. Ewentualne uznanie tych decyzji za bezprawne zmusiłoby rząd do dokonania zwrotu pobranych kwot, co powiększyłoby i tak już ogromny deficyt fiskalny i dług publiczny.
Tuż przed weekendem inwestorzy dowiedzieli się, że listopadowy odczyt indeksu Uniwersytetu Michigan mierzącego nastroje amerykańskich gospodarstw domowych wyniósł 50,3 punktu, wobec 53,6 w październiku i oczekiwań rzędu 53,2 punktu. To najsłabszy wynik od trzech lat.
Społeczeństwo jest złej myśli także w sprawie dynamiki cen konsumpcyjnych. Oczekiwana inflacja w krótkim terminie wzrosła z 4,6 do 4,7 proc. Co prawda, w długim terminie spadła z 3,9 do 3,6 proc., ale to wciąż dużo powyżej 2-procentowego celu Rezerwy Federalnej.
Amerykanie tracą pracę
Ankieta Challengera pokazuje coraz gorszą sytuację na rynku pracy w USA. Według Challenger, Gray & Christmas w październiku zwolnienia dotyczyły prawie 153,1 tysiąca osób i były niemal trzykrotnie wyższe niż we wrześniu. Natomiast w skali rok do roku wzrosły o 175 proc., co oznacza, że mamy do czynienia z najwyższą od 22 lat liczbą utraconych miejsc pracy odnotowaną w październiku.
"Najsilniej zwolnienia dotknęły sektory technologiczny oraz logistyczno-magazynowy, gdzie firmy kontynuują dostosowywanie się do realiów postpandemicznych oraz gwałtownej transformacji technologicznej. Głównymi przyczynami redukcji etatów są: szybka adopcja sztucznej inteligencji i automatyzacja procesów, czyli zjawiska porównywane przez analityków do rewolucji mobilnej z początku lat 2000. Dodatkowo przedsiębiorstwa zmagają się z rosnącymi kosztami działalności oraz słabnącym popytem ze strony konsumentów i firm, co wymusza szukanie oszczędności" - czytamy w komentarzu Krzysztofa Kamińskiego z OANDA TMS.
Redukcje personelu miały miejsce m.in. w Amazonie (14 tysięcy etatów, głównie w biurach), w firmie Target (1 800 stanowisk - 8 proc. kadry korporacyjnej) i w Paramount Skydance (tysiąc osób). Duże zwolnienia nastąpiły także w przedsiębiorstwach takich jak Starbucks, Delta Air Lines, CarMax, Rivian, Molson Coors czy UPS, który ogłosił likwidację 34 tysięcy etatów operacyjnych.
Krzysztof Kamiński z OANDA TMS przypomina, że w całym 2025 roku liczba ogłoszonych zwolnień przekroczyła już milion, co czyni ten rok najtrudniejszym pod względem redukcji zatrudnienia od czasów pandemii. Jednocześnie plany rekrutacyjne firm są na najniższym poziomie od 2011 roku, a sezonowe zatrudnienie - tradycyjnie zwiększające się w końcówce roku - jest najsłabsze od co najmniej 2012 roku.
Rosnący dług i słabnący dolar
W ostatnich dniach do pogorszenia nastrojów na Wall Street mogły się przyczynić także słowa byłego kongresmana Rona Paula, który w najnowszym wywiadzie oznajmił, że Stany Zjednoczone są "całkowitym bankrutem moralnym i finansowym". Jego zdaniem, gigantyczny deficyt budżetowy, który według danych Biura Budżetowego Kongresu sięga już 1,9 biliona dolarów, wpycha kraj w spiralę zadłużenia. Powstały w ten sposób niedobór będzie można załatać jedynie poprzez "drukowanie pustego pieniądza", co jednak doprowadzi do wzrostu inflacji.
Ron Paul twierdzi, że gospodarka USA znajduje się w stagflacji, w której bogatsi zyskują, a biedniejsi tracą. Dodaje, że wysoka cena złota, sięgająca 4 tysięcy dolarów za uncję, nie jest oznaką prosperity, lecz symptomem zbliżającego się kryzysu walutowego. "To nie jest złota era, na którą ludzie liczyli, lecz gorączkowy wykres ostrzegawczy przed nadchodzącym upadkiem dolara" - napisał w jednym ze swoich postów Ron Paul.
Jacek Brzeski












