14. emerytura. To nie dochód jest decydujący, ale ZUS uważa inaczej

ZUS w ostatnim komunikacie prasowym po raz kolejny przypomina, że emeryci dostaną we wrześniu dodatkowe świadczenie, a jednocześnie odnosi się do argumentów o niesprawiedliwej konstrukcji 14. emerytury, ale nie dotyka sedna problemu. Do tego twierdzi, że kryterium przyznawania 14. emerytury jest oparte o dochód, co jest niezgodne ze stanem rzeczywistym. Tomasz Lasocki, prawnik specjalizujący się w dziedzinie zabezpieczenia społecznego, komentuje argumenty Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Jak pisała kilka dni temu Interia, w tym roku wypłacana tuż przed wyborami 14. emerytura i ogłoszona przez Jarosława Kaczyńskiego będzie dużo wyższa niż planowano i wyższa niż w ubiegłym roku, ale jednocześnie próg wysokości emerytury lub renty uprawniający do otrzymania pełnej kwoty od 3 lat pozostaje na poziomie 2900 zł brutto. Zamrożenie progu oznacza, że większa grupa emerytów dostanie świadczenie w obciętej kwocie.

Reklama

Jak napisaliśmy, skoro próg wysokości świadczenia dla pełnej 14. emerytury pozostawiono na poziomie 2900 zł, a w wyniku inflacji i co za tym idzie waloryzacji, średnie świadczenie wynosi 3482 zł, to oznacza, że przeciętnemu emerytowi jest obcinane blisko 600 zł.

Przy czym 14. emerytura jest przyznawana w oparciu o kryterium wysokości otrzymywanego świadczenia z ZUS, czyli np. emerytury czy renty. W praktyce, jeśli ktoś przez całe życie wpłacił tylko jedną składkę do ZUS, po osiągnięciu wieku emerytalnego ma już status emeryta i dostaje pełną kwotę 14. emerytury. Jeśli ktoś wypracował sobie emeryturę powyżej 2900 zł brutto, to dodatek jest mu już pomniejszany zgodnie z zasadą złotówka za złotówkę.

Jak podkreślaliśmy w artykule wysokość świadczenia to jedyne kryterium, bo nie jest sprawdzany dochód z innych źródeł czy całkowity dochód rodziny.

Rząd i ZUS mylą dochód z wysokością świadczenia

Zdaniem Tomasza Lasockiego, naukowca z Uniwersytetu Warszawskiego, konstrukcja świadczenia od początku budzi wątpliwości natury konstytucyjnej, a obecnie motywacja do jej zaskarżenia dotyczyć będzie liczniejszej grupy. Podkreśla przy tym, że zasady przyznawania każdego świadczenia od państwa powinny być tak sformułowane, by nie było wątpliwości, komu i dlaczego przysługują, a komu nie. Jego zdaniem narracja władzy wokół "14" rozmija się z tym, co wynika z ustawy, a co gorsza z zasadami Konstytucji. To jest sedno problemu, którego władza przez lata próbuje udawać, że nie dostrzega.

- W oficjalnym przekazie - czy to z komunikatu ZUS, czy z wypowiedzi minister Maląg obywatel dowie się, że "w świadczeniu obowiązuje próg dochodowy". Gdyby tak rzeczywiście było, i "14" podobnie jak świadczenia z pomocy społecznej byłyby dzielone według kryterium dochodu na osobę w rodzinie, to można byłoby powiedzieć, że "14" jest dla biedniejszych, a bogatsi seniorzy i renciści musieliby się z tym pogodzić. Takie świadczenie nie budziłoby wątpliwości prawnych. Sęk w tym, że nie jest to prawdą, ponieważ spośród wszystkich potencjalnych źródeł dochodu organ zgodnie z ustawą ma sprawdzać tylko jeden - wysokość emerytury lub renty - wytyka Tomasz Lasocki.

Jak tłumaczy, to kryterium pozwoliłoby wskazać, które gospodarstwo uprawnionego jest biedne, a które nie, ale tylko jeśli taka osoba mieszka sama, a świadczenie emerytalno-rentowe jest jedynym źródłem jego utrzymania. W każdym innym przypadku takie kryterium się nie sprawdzi. Taka osoba lub jej małżonek może nieźle zarabiać, dalej pracując czy na przykład czerpiąc zyski z najmu, a zdaniem ustawodawcy będzie nadal zasługiwała na "14".

Ustawowe kryterium zupełnie nie dostrzega też sytuacji, gdy tylko jeden z małżonków pracował i ma emeryturę. - Problem jest odczuwalny np. w rodzinach emerytowanych górników, ponieważ mediana ich emerytur najprawdopodobniej już przekroczyła 5500 zł, więc "14" nie dostaną, nawet jeśli małżonka nie wypracowała własnej emerytury. Jeśli jednak inne małżeństwo dostaje miesięcznie taką samą kwotę świadczeń emerytalnych, ale rozbitą na dwa równe świadczenia, to otrzyma również dwie "14" w pełnej wysokości - tłumaczy ekspert Uniwersytetu Warszawskiego.

I podaje przykłady problematycznego kryterium przyznawania "14". 

- Podobnie wsparcie w postaci pełnej "14" otrzyma np. osoba, która urodziła się po 1948 r., opłaciła w Polsce jedną składkę, od lat mieszka jednak za granicą, np. w Danii, i nadal dobrze zarabia, czekając aż osiągnie 67. rok życia i dostane duńskie świadczenie. Nie dostanie go natomiast mieszkanka Polski, która urodziła się przed 1949 r. i zgromadziła jedynie 14-letni staż. O "14" w pełnej wysokości mogą najczęściej zapomnieć również poszkodowani w wypadkach przy pracy czy ich rodziny - niezależnie od liczby osób, które z takiego świadczenia musza się utrzymać. "14" wobec tego wszystkiego ma niewiele wspólnego z podziałem "biedni - bogaci". Najsmutniejsze jest to, że władza nawet nie próbuje bronić wybranego przez siebie arbitralnego kryterium wysokości świadczenia i woli np. uporczywie "mylić" je z kryterium dochodowym - mówi Lasocki.

ZUS tłumaczy, że "mimo że w tym roku przeciętna emerytura przewyższa o 550 zł próg 2900 zł, to przeciętny emeryt otrzyma ok. 762 zł brutto więcej niż rok temu. Przeciętna emerytura w czerwcu br. wynosiła ok. 3450 zł, a rok wcześniej wynosiła ok. 2900 zł. W ubiegłym roku przeciętny emeryt mógł zatem liczyć na prawie pełną kwotę czternastki (1338,44 zł), a w tym roku na 2100 zł" 

Waloryzacja emerytur była efektem wysokiej inflacji

- Liczba 762 zł wygląda ponętnie, ale warto sprawdzić, co się za nią kryje. Wynik to z jednej strony efekt waloryzacji emerytur, którą kilka miesięcy temu postanowiono się pochwalić nawet w specjalnym liście. Trzeba jednak pamiętać, że ta waloryzacja w 100 proc. wynikała z inflacji, która też motywowała zarówno do poniesienia wysokości emerytury minimalnej - a przez to również pierwotnie zakładanej kwoty "14". Inflacją motywował też prezes Kaczyński konieczność wypłaty zwiększonej "14", a teraz tą samą inflacją organ tłumaczy, że przecież nominalna wartość "14" wzrosła. Nietrudno wyliczyć, że gdyby "14" nie została wzmocniona przedwyborczym bonusem wynoszącym ponad 1061 zł, to wysokość tego świadczenia dla przeciętnego emeryta zmniejszyłaby się o 300 zł. To zaledwie trzeci raz, kiedy państwo wypłaci "14", a w międzyczasie świadczenie, które miało nie trafiać do "tych bogatszych", w coraz mniejszym stopniu przysługuje "przeciętniakom" - jak wynika ze stanowiska ZUS w tej grupie jest obcinane średnio o 550 zł - komentuje Lasocki.

ZUS tłumaczy też praktykę polegającą na tym, że już po wypłacie 14. emerytury wypłacanej automatycznie, emerytom, którzy ją otrzymali na konto, wysyłał decyzję o jej przyznaniu, a tym, którzy jej nie dostali, nie wysyłał takich decyzji. Rok temu te praktyki wziął pod lupę Rzecznik Praw Obywatelskich, a Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej tłumaczyło, że decyzja, jaką wysyła organ rentowy, tak naprawdę nie jest decyzją, a jedynie informacją. Jednocześnie resort rodziny deklarował, że ta kwestia zostanie "przeanalizowana w trakcie prac nad ustawą o 14. emeryturze na kolejny rok, ale tak się nie stało. 

ZUS jest tylko organem wykonawczym, ale też nie widzi problemu w tym, że wysyła decyzje emerytom, którzy już mają 14. emeryturę na koncie, a nie wysyła decyzji negatywnej tym, którzy jej nie dostali. Zakład musi wykonywać uchwalone prawo, jednak z drugiej strony brak jest jakichkolwiek śladów w procesie legislacyjnym, by miał proponować naprawę tego paradoksu.

Decyzja jest decyzją tylko wtedy, gdy jest pozytywna

"Jeśli ktoś złoży w tej sprawie wniosek, ZUS odpowie wnioskodawcy na piśmie, że "czternastka" nie przysługuje. Komunikujemy bardzo szeroko o akcji wypłat tych świadczeń i można założyć, że większość świadczeniobiorców o nich wie. Poza tym kryteria przyznania świadczenia są jasne. "Czternastki" nie dostały osoby, które przekroczyły próg dochodowy lub nie pobierają żadnego ze świadczeń przewidzianych w ustawie. Od czego miałyby się odwoływać? Ten kuriozalny zarzut był już wyjaśniany po poprzedniej wypłacie czternastki" -  tłumaczy rzecznik ZUS Paweł Zebrowski.

- Pomimo tego, że posłowie przez trzy lata z rzędu procedowali przepisy o "14", nie zdecydowano się na naprawę jej podstawowego mankamentu. Szansa na dokonanie prokonstytucyjnej wykładni niesprawiedliwych przepisów istnieje na etapie kontroli sądowej, ale organy rentowe konsekwentnie wolą przekazywać tylko dobre wiadomości. Z perspektywy prawniczej nie ma najmniejszego sensu wysyłanie decyzji do 6,8 mln osób, które "14" mają dostać w maksymalnej wysokości, tym bardziej, że przepisy pozwalają na taką oszczędność pracy pracowników ZUS, np. w sprawach zasiłkowych. Dobrze, że zgodnie z przekazanymi przez ZUS danymi, 2 mln osób, którym "14" zostanie pomniejszona, będą mogły się odwołać, wskazując np. że zastosowanie rzeczywistego kryterium dochodowego w kwocie 2900 zł na osobę w jego rodzinie nie pozwoliłoby na obniżenie wypłaty. Takie osoby poważnie rozważą odwołanie, tym bardziej, że jeśli za rok dodatkowego zwiększenia nie będzie, to w 2024 r. mogą nie dostać ani pieniędzy, ani decyzji. Ze stanowiska ZUS wynika bowiem, że nie zamierza więcej odnosić się do problemu niewydawania decyzji w przypadkach, w których nie dokonuje on wypłaty - odpowiada Tomasz Lasocki. 

Jak tłumaczy, o ile można zgodzić się ze stwierdzeniem, że system prawa nie przewiduje wydawania z urzędu decyzji odmownych, o tyle warto ponownie odwołać się do treści przepisów. - Wbrew stanowisku ZUS trudno nazwać "osobami nieuprawnionymi" tych, których ustawodawca po stwierdzeniu w art. 2 , że "mają prawo" nazywa "osobami uprawnionymi". Wszak to ustawodawca uznaje za stosowne powtarzanie co roku przepisów, z których wprost wynika, że każda decyzja kierowana do każdego emeryta lub rencisty powinna przyznawać prawo do "14", choć dla kilkuset tysięcy wysokość przyznanego świadczenia powinna wynieść 0 zł. Niezależnie od rozbieżności w tej kwestii pozostaje żałować, że pomimo analizy problemu pod różnymi kątami, nie zdecydowano się na wyjaśnienie wątpliwości poprzez doprecyzowanie przepisów w taki sposób, by każdy emeryt lub rencista mógł poddać kontroli sądowej świadczenie, co do którego pewność władzy pozostaje niezachwiana - dodaje ekspert Uniwersytetu Warszawskiego.

Monika Krześniak-Sajewicz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 14. emerytura | emerytura | ZUS
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »