Na przykład: giełda jest jak sport. Ale nie, nie chodzi mi o adrenalinę, emocje i rywalizację - kto wykręci lepszą stopę zwrotu.
Rzecz znacznie bardziej w tym, że uprawianie sportu może nas czegoś nauczyć. Czegoś niezmiernie przydatnego w życiu pozasportowym.
A czego może nauczyć giełda kogoś takiego, jak inwestor, spekulant czy okazjonalny poszukiwacz szczęścia w inwestowaniu?
Czego uczy nas giełda? "W życiu najczęściej nic od nas wyłącznie nie zależy"
Może nas nauczyć tego, że w życiu najczęściej nic od nas wyłącznie nie zależy. Że nasz wpływ na sprawy, co do których wolelibyśmy, by potoczyły się w określonym kierunku, jest najczęściej żaden.
Ale zarazem może nauczyć nas tego, że działanie, że aktywność, w warunkach bardzo ograniczonego wpływu na cokolwiek, stwarza szansę na osiągnięcie bardzo konkretnych korzyści.
To się jakoś zderza z modną ideologią, głoszącą, że każdy z nas jest kowalem swego losu. I że dysponuje, a także powinien żądać dla siebie pełnej wolności i suwerenności. A do odniesienia sukcesu niezbędne są przede wszystkim wiara w siebie i afirmowanie celów.
To, czego może nas nauczyć giełda, brzmi przy tym mniej spektakularnie, mniej ambitnie i słabiej oddziaływuje na wyobraźnię, ale nie jest mniej ludzkie.
Potwierdzenie tego, że rynek kapitałowy jest na wskroś ludzkim systemem, odnajduję w bardzo ciekawych danych o aktywności inwestorskiej Amerykanów.
Otóż okazuje się, że seniorzy, to znaczy ludzie w wieku 70 i więcej lat - zatem seniorzy pełną gębą - posiadają obecnie… i tu zagadka: jaki procent wartości akcji notowanych na giełdach w USA posiadają ci starsi ludzie? Pięć procent? Może dziesięć? Przecież maksymy nauczane w ramach edukacji finansowej, na przykład w Polsce, mówią, że im człowiek starszy, tym bardziej powinien przestawiać swój portfel inwestycyjny z instrumentów wysokiego ryzyka na te znacznie bardziej spokojne. Najlepiej, żeby na starość mieć tylko obligacje rządowe. Pożytek z tego będzie niewielki, ale przygnębiającej straty też się nie zazna. Jedna ze szkół mówi: odejmij od liczby 100 liczbę wyrażającą twój wiek i zobaczysz, ile procent pieniędzy - maksymalnie - powinieneś trzymać w akcjach.
"Gigantyczne zmiany technologiczne napędzają - finansowo - staruszkowie"
Amerykańscy boomersi jakoś nie chcą się do tego zastosować, zwłaszcza w ostatniej dekadzie, a już szczególnie w ostatnim pięcioleciu. Ci dzielni siedemdziesięciolatkowie-plus są właścicielami prawie 40 procent - bezpośrednio i przez fundusze inwestujące w akcje - kapitalizacji giełd nowojorskich (w tym największej na świecie - NYSE). Czterdzieści procent! To rosło w ostatnich latach i zapewne jeszcze urośnie. Jeżeli ktoś zatem myślał, że rewolucję AI, która wyzwala niepotykane w historii strumienie kapitału płynące do spółek, wspierają głównie młodzi inwestorzy, nie pamiętający innego świata niż cyfrowy, to powinien skorygować tę opinię. Zdaje się, że gigantyczne zmiany technologiczne napędzają - finansowo - staruszkowie.
Bo są przecież tak samo ludźmi, jak młodsi inwestorzy. Też odczuwają FOMO, gdy patrzą na kursy akcji. I też dostrzegają mizerność tego, co może do nich spłynąć z posiadania obligacji państwowych. A ryzyko, w tym ryzyko, że kiedyś, naprawdę już w ich jesieni życia, rynek się załamie? Cóż, ryzyko jest nieodłącznym elementem przygody. Amerykańscy boomersi zdają się rozumieć, że giełda jest po prostu - i aż - przygodą.
No i nie są tak skłonni jak dawniej iść za radami finansistów, którzy mówią im, że opłacalność inwestowania w akcje widać z reguły po dość długim czasie, a przecież wy, panowie i panie, czasu już nie macie. Albowiem na dodatek także i boomersi, nie tylko późniejsze pokolenia, żyją coraz dłużej.
A spadki i krachy giełdowe? Strategia systematycznego zwiększania, a nie zmniejszania udziału akcji w portfelu inwestora, wraz z kolejnymi przeżywanymi latami, zaprasza do korzystania z tych krachów, kiedy to akcji można…dokupić jeszcze więcej i taniej.
Kiedy więc pada pytanie, jak najkrócej opisać warunki, od których spełnienia będzie zależeć renesans polskiej giełdy, odpowiadam: najpierw trzeba porzucić szablony i uwierzyć w ludzki charakter rynku.
Ludwik Sobolewski
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.















