Bo dzisiaj wiadomości tego drugiego rodzaju jest bez liku. O tym, że jakiś celebryta przemalował sobie włosy na zielono. O tym, że dwie panie pobiły się w toalecie. O tym, że jeden polityk pogryzł drugiego (co prawda metaforycznie), a na dodatek wylał na niego kubeł pomyj (o ile nie czegoś bardziej obrzydliwego). O tym, że znowu wydarzyło się coś "porażającego" (inflacja zachodzi nie tylko w wartości pieniądza, słów także).
Równie męcząca jest część seryjnie podawanych przez media informacji gospodarczych.
"Użyteczność potoku informacji na tematy tak proste, jak cukry proste, jest wątpliwa"
Wiadomo, że niejako z definicji reprezentują one poważniejszy kaliber niż te o pogryzieniach. No ale na czym polega ważność doniesienia o tym, że złoty w stosunku do innej waluty, w tej właśnie godzinie i minucie, kosztuje tyle a tyle? W dodatku, co zupełnie niesłychane, kurs był godzinę wcześniej inny.
Albo że indeks giełdowy jest na określonym poziomie. Jaki to ma sens, mówić o tym co godzinę? Albo że ropa kosztuje dziś ileś. A złoto, co za zaskoczenie, też ma co rusz jakąś swoją cenę.
Oczywiście czym innym jest dodawanie kontekstu, bo być może ceny odzwierciedlają geopolityczne konflikty, wojny, kryzysy gospodarcze, wielkie skandale finansowe, znaczące sytuacje polityczne. Przykład z ostatnich dni: wygranie wyborów przez Javiera Mileia w Argentynie spowodowało natychmiastową aprecjację argentyńskiej waluty i skok w górę giełdowego indeksu. Czasem ruchy cenowe obrazują temperaturę emocji i poziom obaw o bezpieczeństwo - jak trendy na rynku złota i niektórych innych kruszców. Dostarczają lub uzupełniają wiedzę i rozumienie procesów, a nawet przepowiadają ich przebieg. Pełnią wówczas funkcję ilustracji lub narzędzia do analizy przyczyn, skutków, zależności.
Poza tymi przypadkami, użyteczność potoku informacji na tematy tak proste, jak cukry proste, jest wątpliwa. Co prawda, ich konsumpcja może być źródłem przyjemności. Nie aż tak angażującej jak wiele innych rozrywek, dostępnych powszechnie, ale zawsze jakiejś przyjemności lub przynajmniej przyjemnostki. Takiej jak przy skrolowaniu filmików w telefonie. Treść tych wszystkich rzekomo tak istotnych informacji opuści naszą pamięć już po chwili, a czasem nim skończy się ich nadawanie. I jest to prawidłowa reakcja, bo nie wszystko, dalece nie wszystko zasługuje na miejsce w naszej pamięci. Nikt by tego zresztą nie wytrzymał.
"To, co kiedyś zajmowało stulecia i dziesięciolecia, dzisiaj rozgrywa się w cyklu tygodniowym"
Są jednak fakty i fakty. Mogą opisywać a także prognozować to, co jest głęboko ważne. Bo te "inne" fakty zmieniają świat, w którym żyjemy. Zmieniają go tu i teraz, dla nas, a nie dopiero dla naszych dzieci czy wnuków.
Historia przyspieszyła swój bieg. To, co kiedyś zajmowało stulecia i dziesięciolecia, dzisiaj rozgrywa się w cyklu tygodniowym.
Tak jak ekspansja sztucznej inteligencji. Można o tym informować, analizować, debatować codziennie, bo niemal codziennie zdarza się w tej dziedzinie coś nowego. A zarazem to coś wszystko razem wzięte zmienia nasz świat. I to jedna z tych linii rozwojowych - lub linii upadku, a mówiąc łagodniej: kryzysu - której nie da się powstrzymać.
Z pewnością dzisiaj bardziej zasadne byłyby paski w mediach zatytułowane: "AI: najnowsze doniesienia" niż paski z cenami akcji. Zasadne z punktu widzenia takich kryteriów, jak wartość edukacyjna, opiniotwórcza, prognostyczna.
Dzieje się to w nowej scenerii politycznej i gospodarczej, formującej się na naszych oczach. Jacek Bartosiak nazywa to sugestywnie "wojną systemową". Upadek amerykańskiego prymatu, urośnięcie w potęgę Chin (a niedługo także Indii). Na ten temat też można by codziennie rozprawiać, bo z pewną tylko przesadą powiem, że każdy dzień przynosi coś nowego. Nieustannie przewija się pasek z tytułem: "O ile Chiny odjechały Europie", tylko że akurat ten pasek nie jest pokazywany.
"Czy dożyjemy następnych megatrendów, tych których jeszcze kompletnie nie znamy?"
Pytanie nie brzmi tak, czy dożyjemy końca tych wielkich przeobrażeń. Dożyjemy na pewno. Bo, powtarzam się, pociąg jedzie coraz szybciej. Historię rewolucyjnych zmian liczy się w miesiącach, a nie dekadach czy stuleciach. Pytanie jest najwyżej o to, czy dożyjemy następnych megatrendów, tych których jeszcze kompletnie nie znamy.
Jest szansa, że dożyjemy, a zawdzięczać to będziemy Chińczykom. Choć być może też Amerykanom. Postęp w dziedzinie biotechnologii i inżynierii medycznej, jaki zachodzi w Chinach, wywołuje skojarzenia z rewolucją technologiczną w komunikacji i przetwarzaniu danych. Mało się o tym mówi i pisze. Tymczasem w badaniach prowadzonych w paru miejscach na świecie leży klucz do długiego i sprawnego życia.
A co po tym, gdy długowieczność zostanie na dobre "wynaleziona"? Pozostanie już tylko nieśmiertelność.
Cóż, wiele rzeczy wydawało się jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu, nie mówiąc o zamierzchłym wieku XX, całkowicie niemożliwymi. I najpierw powoli, a w ostatniej dekadzie czy dwóch znacznie szybciej, przestawały nimi być.
Ludwik Sobolewski
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.













