Hal Brands. Stulecie Eurazji. 100 lat konfliktów i zimnych wojen, które ukształtowały współczesny świat. Przeł. Barbara Kocowska. Wydawnictwo Poltext. Warszawa 2025
Powyższa konstatacja do najmilszych oczywiście nie należy. Miłej by było usłyszeć o czymś innym. Na przykład o tym, że skończyła się historia i że już nigdy nie będzie żadnych wojen. Z drugiej strony tych parę słów prawdy o losie Eurazji nie jest niestety żadnym ponuractwem, fatalizmem ani czarnowidztwem. To raczej dość trzeźwy wniosek wyciągnięty z historii, klasycznej geopolityki i geostrategii. Przypomina nam o tym amerykański autor Hal Brands w swojej nowiutkiej książce "Stulecie Eurazji", która w ślad za anglojęzyczna premierą na początku mijającego roku, teraz - u jego schyłku - ma także premierę polską.
Hal Brands to przedstawiciel młodszego pokolenia amerykańskich celebrytów geopolityki i geostrategii. Ale z dużymi widokami na wejście w miejsce opuszczone (ewentualnie opuszczane) przez autorów pokroju Kissingera, Brzezińskiego, Fukuyamy czy Zakarii.
Przekaz Brandsa opiera się na doświadczeniu historycznym. W samym tylko wieku XX mieliśmy trzy wielkie próby przejęcia kluczy do Eurazji. Za każdym razem schemat był ten sam - autorytarne mocarstwo lądowe (pretendent do kontrolowania Eurazji) rzucało wyzwanie demokratycznej potędze morskiej, które Eurazją de facto władało. Najpierw próbę taką podjęły rosnące w siłę wilhelmińskie Niemcy. Potem Niemcy hitlerowskie (w taktycznym sojuszu z potęgą morską Japonii). Wreszcie Związek Radziecki w czasie zimnej wojny. Za każdym razem dotychczasowe hegemon - najpierw Wielka Brytania a potem Stany Zjednoczone - potrafiły te ataki odeprzeć. Ale to nie jest przecież tak, że żaden z tych "czelendży" nie miał szans powodzenia.
Przypomniawszy nam tę dobrze przecież znaną historię Brands zaczyna być okrutny i bezczelny. Kładąc nam pod nosem dość oczywistą prawdę, że dziś mamy do czynienia z kolejną próbą zmiany euroazjatyckiego hegemona. Tym razem rzucającym wyzwanie są oczywiście rosnące w siłę Chiny. Taktycznie sprzymierzone z Rosją oraz Iranem. To już się dzieje. A zdarzenia takie jak słynne porozumienie Władimira Putina z Xi Jingpingiem z lutego 2022 roku po którym nastąpił najazd Rosji na Ukrainę są tejże trajektorii dość oczywistym potwierdzeniem. Kto ma oczu ku patrzeniu, niechaj… patrzy.
To nie jest oczywiście tak, że cały scenariusz nowego konfliktu o Eurazję został już przez kogoś napisany. To tak nie działa i tego u Brandsa też nie znajdziecie. "Stulecie Eurazji" warto przeczytać (albo przynajmniej przejrzeć) dlatego, by uświadomić sobie nieuchronność tego konfliktu. Nie jest on bowiem napędzany prywatnymi przekonaniami, osobowością albo obsesjami tego czy innego przywódcy (do czego próbują nas nieraz przekonać psychologizujący komentatorzy posunięć Putina, Xi czy Trumpa). Spór o Eurazję wynika ze sprzecznych interesów i strategicznych zasobów, których pokłady krzyżują się właśnie na tym przepastnym megakontynencie. Czyniąc go główną sceną ludzkiej historii naszych czasów.
A my - no cóż - na nas padło, że akurat żyjemy sobie w strategicznie kluczowym tejże sceny kawałki. Taki lajf..
Rafał Woś
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Cykl "Półka Ekonomiczna" w Interii Biznes co drugi wtorek.













