W skrócie
- Duży wpływ na notowania złota ma polityka pieniężna Rezerwy Federalnej. Wiadomo, że im niższe stopy procentowe, tym lepiej dla kruszcu, który swoim posiadaczom nie wypłaca żadnych procentów
- Banki centralne nadal kupują bardzo dużo złota, gdyż szukają ochrony przed osłabieniem walut i narastającymi problemami fiskalnymi
- Srebro zostało wpisane na listę pierwiastków krytycznych przez USGS, czyli amerykańskie służby geologicznej (US Geological Surve). To z kolei zwiększyło zainteresowanie tym metalem sektora przemysłowego
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Przedłuża się spadkowa korekta w notowaniach najważniejszych metali szlachetnych. Uncja złota 20 października zdobywała historyczne wyżyny i kosztowała nawet 4 398 dolarów, ale teraz ma problemy z utrzymywaniem się na poziomie 4 100 dolarów. Uncja srebra w październiku osiągając cenę 54,41 dolara poprawiła rekord wszech czasów. Dziś jednak pozostaje w granicach 50-51 dolarów.
Wielka korekta po imponującym skoku
Dla wielu uczestników rynku dzisiejsze obniżone kursy obu metali to logiczne następstwo wcześniejszych szalonych wzrostów. Trzeba bowiem pamiętać, że wzrost ceny złota od początku tego roku do 20 października był prawie 55-procentowy, a licząc tylko od końca sierpnia - 30-procentowy. Tegoroczny trend wpisuje się w historyczne schematy przypominające lata 70. XX wieku, kiedy stagflacja i chaos walutowy napędziły popyt na bezpieczne aktywa, w tym na metale szlachetne.
Analitycy, którzy nie są zdziwieni dużą skalą obecnej korekty spadkowej przypominają, jak potężny był w szczycie hossy napływ gotówki do funduszy ETF opartych na złocie. Wszystko wskazuje na to, że załamanie cen z przełomu października i listopada to dzieło inwestorów o nastawieniu spekulacyjnym. Najpierw nabywali wielkie udziały w funduszach ETF, a potem umiejętnie inkasowali zyski. Wykorzystywali fakt, że kulminacyjnym elementem jesiennej hossy na rynku złota stała się szaleńczo inwestująca "ulica".
Ludzie na całym świecie ustawiali się w kolejkach przed punktami dealerskimi, by kupować fizyczne monety i sztabki. Szał zakupów widoczny był przede wszystkim w Wietnamie, Singapurze, Japonii, Stanach Zjednoczonych, Australii i Nowej Zelandii. Na rynku złota i srebra znów sprawdziła się stara giełdowa zasada: "Jeśli hossa wkracza na pierwsze strony gazet nieekonomicznych i jeśli aktywa na wielką skalę kupuje przysłowiowa ulica, to wytrawni inwestorzy wiedzą, że niezwłocznie trzeba zacząć sprzedawać ten towar".
Rynki czekają na decyzje Fed
Ważnym powodem, a może tylko pretekstem, dla spadku notowań "królewskiego metalu" była zmiana oczekiwań uczestników rynku co do grudniowej decyzji Fed. Federalny Komitet Otwartego Rynku jeszcze miesiąc temu był podejrzewany, że nie będzie miał żadnych problemów z obniżką stóp procentowych w przyszłym miesiącu. Jednak dziś prawdopodobieństwo 25-puntowego cięcia stóp jest wyceniane tylko na około 50 proc. Co więcej, zmalało przekonanie, że Rezerwa Federalna w 2026 roku będzie ochoczo obniżała stopy, choć jeszcze niedawno taki scenariusz był przyjmowany przez ogromną większość inwestorów.
Niektórzy ekonomiści ostrzegają, że nie należy spodziewać się śmiałych decyzji Fed, gdyż ten niechętnie działa bez pełnego obrazu sytuacji. Tymczasem niedawny, długotrwały shutdown (zamknięcie rządu federalnego) wywołał ogromne opóźnienia w publikacjach statystyk dotyczących inflacji i rynku pracy. - Mniejsze prawdopodobieństwo grudniowej obniżki stóp w USA osłabiło siłę wiatru dmuchającego w żagle złota i srebra - podsumował sytuację w rozmowie z agencją Reuters, David Meger, szef handlu metalami szlachetnymi w High Ridge Futures.
Jak wiadomo, złoto dobrze zachowuje się w środowisku niskich stóp procentowych. Jeśli realne (czyli po uwzględnieniu inflacji) oprocentowanie pieniądza spada, rośnie atrakcyjność aktywów takich jak metale szlachetne, które nie przynoszą odsetek, ale chronią wartość pieniądza.
Kłopotliwe cła Trumpa
Pod koniec października Biuro Statystyki Pracy (Bureau of Labor Statistics) poinformowało, że wrześniowa inflacji konsumencka w Stanach Zjednoczonych była na poziomie 3 proc., przy 2-procentowym celu Fed. Amerykańscy statystycy podkreślają, że wpływ na wysokie ceny mają cła importowe. Podobnego zdania jest Michał Tekliński, główny ekspert w firmie Goldsaver, który uważa, że tegoroczne rekordy złota to przede wszystkim efekt niepewności geopolitycznej i gospodarczej.
- Prezydent Donald Trump kontynuuje agresywną politykę handlową, której legalność bada właśnie Sąd Najwyższy USA. Jeśli sąd orzeknie, że wprowadzone przez Trumpa taryfy były nielegalne, może to paradoksalnie wcale nie uspokoić rynków. Wręcz przeciwnie, zwiększy niepewność i może spowodować jeszcze większe wahania kursów. A w takich warunkach złoto historycznie radzi sobie najlepiej - czytamy w opracowaniu Michała Teklińskiego.
Tu warto przypomnieć, że w piątek 14 listopada prezydent USA podpisał rozporządzenie znoszące cła na wybrane produkty spożywcze. Wśród nich znalazła się kawa, herbata, banany, pomidory, czekolada, soki owocowe, przyprawy i wołowina. Powodem takiej decyzji Białego Domu jest znaczny wzrost cen niektórych produktów na rynku amerykańskim.
Okazuje się, że nieprzypadkowo kilka miesięcy temu Donald Trump zyskał przydomek TACO. Jest to akronim słów: Trump Always Chickens Out (Trump zawsze się wycofuje). W ten sposób podsumowano powtarzającą się praktykę wprowadzania przez prezydenta USA wysokich ceł, a następnie wycofywania się z tych decyzji w odpowiedzi na presję rynkową lub negocjacje.
Banki centralne nadal stawiają na złoto
Michał Tekliński szansę na powrót hossy na rynku złota widzi w fakcie, że fundusze ETF wciąż utrzymują historycznie wysokie zasoby kruszcu. W dodatku, wprowadzone ostatnio w Chinach regulacje podnoszące podatki na biżuterię mogą sprawić, że w Państwie Środka wzrośnie popyt na złoto inwestycyjne, czyli sztabki i monety.
Ekspert Goldsaver przypomina, że banki centralne nadal kupują bardzo dużo "żółtego metalu" i że kontynuowany jest globalny trend dywersyfikacji rezerw dewizowych. Dodajmy, że bardzo dobrym przykładem takich działań jest nasz NBP, który zwiększył swoje rezerwy metalu z zaledwie 14 ton w 1996 roku do ponad 515 ton w tym roku i planuje dalsze zakupy. Wielu ekonomistów podkreśla, że banki centralne nie przestają kupować złota, gdyż szukają ochrony przed osłabieniem walut i narastającymi problemami fiskalnymi, a inwestorzy prywatni nadal wykorzystują kruszec jako zabezpieczenie przed inflacją.
Dużo dobrych prognoz
Ostatnia gwałtowna przecena złota nie wywołuje paniki u większości inwestorów. Specjaliści analizy technicznej są zdania, że niebezpieczny byłby spadek kursu dopiero poniżej 3 928,85 dolara, czyli minimum październikowego regresu. Wiele renomowanych instytucji finansowych zakłada, że trend wzrostowy może potrwać co najmniej do końca 2026 roku. Analityk Ricardo Evangelista z ActivTrades podkreśla, że dopóki nie nastąpi zmiana warunków makroekonomicznych, cena uncji złota w przyszłym roku może osiągnąć pułap 5 tysięcy dolarów.
Poziom 5 tysięcy dolarów już w połowie 2026 roku pojawia się także w analizach Bank of America i Société Générale. Bardziej ostrożni są eksperci Goldman Sachs, którzy w nadchodzącym roku spodziewają się 4 900 dolarów za uncję złota i analitycy ANZ Bank przewidujący 4 600 dolarów.
Wielu ekonomistów zakłada, że skoro w latach 2025-26 czekają nas spadki stóp procentowych, to inwestorzy będą szukać aktywów chroniących wartość kapitału i zwracać się ku metalom szlachetnym. Fundamenty popytu są silne, a polityczna niepewność nie zniknie i dlatego złoto nadal ma być jednym z najbardziej odpornych aktywów w niestabilnych czasach.
Srebro w pogoni za "bogatszym bratem"
Uncja srebra w tegorocznej wspinaczce na historyczne szczyty przekroczyła pułap 54 dolarów, lecz szybko cofnęła się w okolice 50 dolarów. Jim Wyckoff z Kitco podkreśla, że obecne spadki są raczej zwykłym realizowaniem zysków niż sygnałem poważniejszego załamania rynku.
Kluczowy dla określenia rynkowej pozycji metalu jest wskaźnik gold-silver ratio. Pokazuje ile uncji srebra trzeba przeznaczyć na kupienie jednej uncji złota. Oblicza się go dzieląc cenę rynkową złota przez cenę srebra. Im wyższa proporcja, tym bardziej niedowartościowane jest srebro lub przewartościowane złoto. W tej chwili wskaźnik wynosi 81. Przyjmuje się, że powyżej 70 srebro jest niedoszacowane, a złoto zbyt drogie, a poniżej 40 srebro jest drogie, a złoto zbyt tanie. To oznacza, że "księżycowy metal" ciągle ma sporo do nadrobienia. Trzeba też pamiętać, że uncja srebra 50 dolarów kosztowała już w 1980 roku. Po uwzględnieniu 45-letniej inflacji ta cena byłaby odpowiednikiem dzisiejszych 200 dolarów.
Srebro to jednocześnie surowiec monetarny i przemysłowy. Niedawno wpisane zostało na listę pierwiastków krytycznych przez USGS, czyli amerykańskie służby geologicznej (US Geological Surve). To z kolei zwiększyło zainteresowanie tym metalem sektora przemysłowego, który już i tak od pięciu lat narzeka na niedostateczną jego podaż. Matthew Piggott z Metals Focus jest zdania, że nawet duże globalne spowolnienie gospodarcze nie musi znacząco osłabić popytu przemysłowego na srebro. Tym bardziej, że surowiec potrzebny jest w szybko rozwijających się branżach zielonej energii i elektroniki.
Jacek Brzeski
















