Widmo rosyjskiej agresji. Ropa i złoto zdrożeją
Każdy polityczny alarm w sprawie ewentualnego ataku Rosji na Ukrainę podnosi ceny ropy naftowej na rynkach światowych. W piątek, w czasie, gdy Biały Dom wzywał Amerykanów do opuszczenia terytorium Ukrainy baryłka ropy brent podrożała z 93 do ponad 95 dolarów, a baryłka WTI - z 92 do ponad 94 dolarów. Obie zmiany cen wydarzyły się w ciągu 30 minut. Spadły indeksy na Wall Street, gwałtownie podrożało złoto, a osłabiły się rubel i złoty.
Skala całodniowych wzrostów notowań ropy naftowej jest dużo większa niż zanotowana podczas kluczowych 30 minut. W piątek rano za baryłkę brent płacono 90 dolarów, a WTI - 89 dolarów. To nie wszystko - wystarczyły 2 godziny, by uncja złota podrożała z 1840 do 1865 dolarów. Dla wielu inwestorów "żółty metal" może stać się bezpieczną przystanią w złych, wojennych czasach.
Perspektywa konfliktu zbrojnego odbiła się na wskaźnikach giełdy nowojorskiej - najważniejsze z nich spadły w piątek o 2-3 proc. Ucierpiał także złoty, gdyż w ciągu godziny euro podrożało z 4,52 do 4,56 zł, dolar - z 3,97 do 4,03 zł, frank - z 4,29 do 4,35 zł, a funt - z 5,39 do 5,45 zł.
Obserwatorzy rynków bacznie przyglądają się także notowaniom rubla w relacji do dolara. Piątkowe ostrzeżenie Waszyngtonu przed coraz bardziej prawdopodobną akcją militarną Rosji na Ukrainie sprawiło, że w ciągu dwóch godzin dolar podrożał z niecałych 76 do 77,5 rubla. Potem rubel nieco się wzmocnił, a ropa i złoto trochę potaniały, bo Kreml stanowisko administracji prezydenta Joe Bidena nazwał "histerią".
Trzeba pamiętać, że jeszcze w czwartek dolar pozostawał na poziomie 74 rubli, co dla rosyjskiej waluty było najlepszym notowaniem od prawie miesiąca. Taka była reakcja rynku po rozmowach prezydentów Macrona i Putina, które rozbudziły nadzieje na uspokojenie sytuacji wokół Ukrainy. W drugiej połowie stycznia dolar lokował się na poziomie niemal 80 rubli, co z kolei było najwyższym kursem od listopada 2020 roku. Wtedy jednak rynki bardzo obawiały się wybuchu wojny zaraz za wschodnią granicą Unii Europejskiej.
O tym, że na rynku ropy w 2022 roku szczególnie istotne będzie ryzyko geopolityczne - związane głównie z potencjalną inwazją Rosji na Ukrainę - przekonani są eksperci banku inwestycyjnego MUFG. Choć ropa już teraz jest na wieloletnich maksimach, to analitycy banku prognozują, że baryłka brent może przekroczyć 100 dolarów już w drugim kwartale tego roku. Natomiast dokładnie rok później spodziewają się ceny na poziomie 122 dolarów.
David Roche, analityk rynku naftowego, przedstawia śmielszą prognozę i uważa, że 120 dolarów za baryłkę ropy może stać się faktem już w tym roku. Łączy jednak tę cenę z militarnymi działaniami Rosji. - Myślę, że gdyby doszło do inwazji na Ukrainę, a na agresora nałożono by sankcje, to Rosja będzie miała utrudniony dostęp do mechanizmów wymiany walut i problemy z eksportem surowców energetycznych. Najpewniej zobaczylibyśmy wówczas ceny ropy na poziomie 120 dolarów za baryłkę - stwierdził David Roche w wywiadzie dla CNBC.
W ostatnich dniach przedstawiciele państw OPEC+ podczas spotkania trwającego tylko 16 minut podjęli decyzję o umiarkowanym wzroście produkcji ropy o 400 tysięcy baryłek dziennie. Tym samym potwierdzili plan, który został zatwierdzony w lipcu 2021 roku. Wzrost wydobycia ma nastąpić w przyszłym miesiącu. Jednak doświadczenie uczy, że organizacja zwykle nie wypełnia postawionych celów produkcyjnych. W poprzednich okresach zdarzało się, że wydobycie rosło nie o 400 tysięcy, a o około 70 tysięcy baryłek. Wielki problem z wypełnianiem limitów miały takie kraje, jak Irak, Libia i Wenezuela.
Zdaniem wielu ekonomistów, najnowsza decyzja OPEC+ o niewielkim zwiększaniu produkcji prawdopodobnie nie zatrzyma dalszego wzrostu ceny surowca. Ropa jest droga z powodu silnego popytu światowego i ograniczonej podaży. W dodatku, dla niektórych inwestorów "czarne złoto", a także inne surowce, to instrument zabezpieczenia się przed inflacją.
Paweł Majtkowski, analityk rynków firmy eToro, przypomina, że obniżenie podatku VAT z 23 do 8 proc. zredukowało ceny benzyny w Polsce o 60-80 groszy na litrze. W rezultacie paliwo kosztuje tyle, ile w czasach, gdy za baryłkę ropy płacono na świecie 40-50 dolarów - dwa razy mniej niż teraz. -Trzeba pamiętać, że obniżka VAT spowodowała skokowy spadek ceny paliwa, jednak nadal jest ona zależna od rynkowych notowań ropy. I gdy ten surowiec będzie drożeć, ceny na stacjach też będą musiały wzrosnąć - podsumowuje Paweł Majtkowski.
Tak naprawdę, pełzający wzrost cen w Polsce już jest obserwowany. Firma e-petrol prognozuje, że w nadchodzącym tygodniu (14-20 lutego) za litr paliwa Pb98 kierowcy będą płacić 5,50-5,61 zł, za Pb95 - 5,25-5,36 zł, za olej napędowy - 5,31-5,42 zł, a za LPG - 2,65-2,71 zł. To oznacza, że - z wyjątkiem gazu - wszystkie pozostałe paliwa będą o kilka gorszy droższe niż w pierwszym tygodniu tego miesiąca.
Do bardzo podobnych wniosków doszli eksperci BM Reflex. Jak twierdzą, ceny benzyn i oleju napędowego w tym tygodniu poszły w górę. Średnio za litr płacimy 9-10 groszy więcej niż przed tygodniem. Tylko w przypadku autogazu, mimo wahań cen na poszczególnych stacjach, średnia cena spadła o grosz na litrze.
"Przy stanie prawnym na 31 stycznia 2022 roku (stawka VAT 23 proc.) dzisiejszy poziom cen benzyny i oleju napędowego na stacjach wyniósłby odpowiednio 6,05 i 6,09 zł za litr, i byłby wyższy o około 17-18 groszy w porównaniu z cenami z końca zeszłego miesiąca" - czytamy w raporcie ekspertów BM Reflex.
Ich zdaniem, choć na polskim rynku hurtowym podwyżki cen wyhamowały, to nie spowoduje to poprawy sytuacji na rynku detalicznym. Obniżek na razie na pewno nie będzie. W najbliższych dniach ceny na części stacji mogą wzrosnąć, a w skali całego kraju za litr paliwa będziemy płacić średnio o około 3-6 groszy więcej.
Jacek Brzeski