Donald Trump grozi niepokornym krajom. "100-procentowe cło za wszystko"
Dolar drożeje w oczekiwaniu na prezydenturę Donalda Trumpa. Bukmacherzy więcej szans na zwycięstwo w listopadowych wyborach dają kandydatowi Republikanów niż Kamali Harris. Trump zapowiada, że jeśli jakiś kraj będzie chciał podważyć światowy prymat dolara, to będzie musiał się liczyć ze 100-procentowymi cłami na swoje towary.
- Unia Europejska ma przygotowaną listę amerykańskich towarów, na które może nałożyć cła odwetowe, jeśli Donald Trump zostanie prezydentem i sięgnie po podwyższone taryfy celne
- Amerykański protekcjonizm handlowy będzie korzystny dla dolara, gdyż wysokie cła importowe spowodują wzrost inflacji i zatrzymają proces obniżania stóp procentowych
- George Saravelos, szef działu analiz walutowych w Deutsche Banku, prognozuje, że na skutek wygranej Trumpa kurs eurodolara może spaść z 1,09 nawet do poziomu 1,05
Obserwowane w połowie października wzmocnienie amerykańskiego dolara w dużej części wynika z rosnących szans Donalda Trumpa na zwycięstwo w jesiennym starciu wyborczym, którego stawką jest Biały Dom. Tym bardziej, że kandydat Republikanów znów dobitnie powtarza, że jako prezydent będzie nakładał na towary importowane cła 10-procentowe, a nawet 60, czy 100-procentowe. Kurs euro spada ostatnio poniżej 1,09 dolara, a na polskim rynku za walutę Amerykanów płaci się więcej niż 3,95 zł, choć jeszcze pod koniec sierpnia było to tylko 3,80 zł.
W przemówieniu wygłoszonym ostatnio na forum Economic Club of Chicago Trump dał do zrozumienia, że po wygranych wyborach wróci do twardej polityki gospodarczej, jaką uprawiał w okresie swojej pierwszej kadencji prezydenckiej. Zagroził, że jeśli jakiś kraj będzie chciał zakwestionować prymat dolara, to Stany Zjednoczone nałożą na jego towary 100-procentowe cła.
- Jeśli jakieś państwo powie mi: bardzo lubimy USA, ale nie chcemy dłużej traktować dolara amerykańskiego jako głównej waluty rezerwowej, to powiem mu: w porządku, ale zapłacisz 100-procentowe cło za wszystko, co będziesz chciał nam sprzedać. Wtedy on odpowie: z przyjemnością zostaniemy przy dolarze - opowiadał Donald Trump.
Wiadomo także, że były i być może przyszły prezydent USA, chce obciążyć 10-procentowym cłem wszystkie towary importowane. Wyjątkiem mają być Chiny, wobec których stosowano by stałą 60-procentową taryfę celną.
Jak donosi Bloomberg, w tej sytuacji prawdopodobieństwo wybuchu wojny handlowej jest wysokie, gdyż Unia Europejska ma przygotowaną listę amerykańskich towarów, na które może nałożyć cła, jeśli Donald Trump wygra listopadowe wybory i będzie realizował swoje pomysły w handlu zagranicznym. Trzeba tu dodać, że zaplanowane działania Bruksela podejmie tylko w odwecie za posunięcia Białego Domu wobec Europy.
Rynki uważniej wsłuchują się w ekonomiczne deklaracje Donalda Trumpa, gdyż w pierwszej połowie października pojawiło się wiele korzystnych dla kandydata Republikanów sondaży przedwyborczych. Donald Trump ma coraz lepsze notowania w tzw. stanach swingujących, czyli takich, w których rezultaty głosowania są kluczowe dla wyniku końcowego. W efekcie bukmacherzy więcej szans dają byłemu prezydentowi niż Kamali Harris. Nie jest też wykluczone, że zwycięstwu Trumpa towarzyszyłoby zdobycie przez Republikanów większości w Kongresie.
W gronie ekonomistów z Wall Street przeważa pogląd, że polityka handlowa Trumpa będzie korzystna dla dolara, gdyż wysokie cła importowe spowodują wzrost inflacji i zatrzymają proces obniżania stóp procentowych. Natomiast ostra wojna ekonomiczna z Chinami może wzbudzić wśród inwestorów niechęć do aktywów ryzykownych, co też będzie sprzyjać walucie Amerykanów.
- Kluczowym czynnikiem wpływającym na umocnienie dolara w tym roku jest wycena ryzyka związanego z wyborami w USA. Świat obawia się powtórki z polityki zagranicznej i priorytetów handlowych Trumpa - powiedział George Saravelos, szef działu analiz walutowych w Deutsche Banku. Prognozuje on, że na skutek wygranej Trumpa kurs eurodolara może spaść z 1,09 nawet do poziomu 1,05.
Zdaniem wielu ekonomistów, po powrocie byłego prezydenta do Białego Domu symbolami gospodarki amerykańskiej staną się: deglobalizacja, wojny handlowe, spadek znaczenia sojuszy międzynarodowych, a także podważanie niezależnej polityki pieniężnej prowadzonej przez Fed.
Co prawda Donald Trump deklaruje ostatnio, że “rewolucji" w Fed na razie nie będzie, ale nie odwołał wcześniejszych swoich słów, że prezydent powinien mieć prawo dyktować bankowi centralnemu, co ma robić ze stopami procentowymi. Bloomberg przypomina nie tak dawną wypowiedź kandydata Republikanów, że prezydent powinien mieć wręcz finalne zdanie w sprawie decyzji z zakresu polityki monetarnej.
Wiadomo, że od dawna istnieje 10-stronnicowy dokument, przygotowany przez współpracowników Trumpa, którego główną wytyczną jest ograniczenie niezależności Fed. Trump oświadczył też kiedyś, że będzie dążył do usunięcia szefa baku centralnego Jerome Powella, którego kadencja wygasa w 2026 roku.
Wielu analityków twierdzi, że prezydentura Trumpa - wbrew rozpowszechnionym opiniom - wcale nie musi być korzystna dla amerykańskiego rynku akcji. Wyraźny wzrost protekcjonizmu, podwyżki ceł oraz izolacjonistyczna polityka międzynarodowa, zdają się prowadzić do wniosku, że finalnie mogą spaść zyski amerykańskich korporacji, które działają przecież na skalę globalną.
Z kolei ograniczone zainteresowanie Donalda Trumpa sprawą wojny w Ukrainie, a tym samym sytuacją krajów Europy Środkowo-Wschodniej może zaszkodzić walutom naszego regionu, w tym złotemu. Dolar będzie także tym mocniejszy, im amerykańska Rezerwa Federalne będzie miała mniejsze możliwości cięcia stóp procentowych w latach 2025-26. W tych warunkach słabość złotego nie powinna dziwić, a wielu ekspertów jest zdania, że na długo przed końcem tego roku cena dolara przekroczy poziom 4 zł.
Jacek Brzeski